[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Spisze was na straty razem z tym projektem i czymprędzej kategorycznie się od was odetnie.Niestety, panowie: to wy poniesiecie wszystkiekoszty.Spojrzał na Dougiego, który kiwał głową, wpatrując się w dywan.Rozległ się szmerodsuwanych krzeseł: Giles Barker i Keith Archibald wstali i skierowali się do wyjścia.Davidodprowadził ich wzrokiem.Duncan Caple wciąż patrzył na niego z pogardą, jak gdyby gotówbył podjąć próbę sił.W tejże chwili ktoś zapukał do drzwi.- Proszę! - zawołał David.W drzwiach stanęła Margaret.Zauważył, że ma łzy w oczach.- Słucham cię, Margaret - rzekł z niepokojem.- Paniczu, tak mi przykro.Przed chwilą dzwoniła lady Inchelvie.- Głos jej sięzałamał.- Piętnaście minut temu pański ojciec rozstał się z życiem.David spojrzał na nią, potem na Duncana.- Ty sukinsynu!Jakby nagle przepalił mu się w mózgu bezpiecznik - nagromadzony gniew i nienawiśćeksplodowały.Rzucił się na Duncana tak szybko, że ten nie zdążył nawet zerwać się zkrzesła, osłonił tylko głowę przed ciosem.David zamachnął się z całej siły, lecz nimposłyszał kojący chrzęst pięści o kość policzkową, jego ramię zatrzymało się o parę cali zawcześnie, uwięzione jak w imadle w sękatej dłoni Massona.- Nie, Davie!Obrócił się, usiłując skupić na nim wzrok.- To nic nie da, chłopcze - rzekł Dougie.- To już teraz nic nie da.David jęknął głucho, przeciągle.Podniósł wzrok na portret ojca wiszący nadkominkiem.Ogarnęło go życzliwe, uśmiechnięte spojrzenie starego człowieka i naglezaświtało mu, że matka miała rację.Ojciec sam wybrał porę.Zrobił, co mógł, trzymał się natyle długo, by się upewnić, że syn godnie go zastąpi.Odwrócił się.Sala była pusta, pozostały tylko odsunięte do stołu krzesła.Batalia oGlendurnich dobiegła końca.ROZDZIAŁ 35Kiedy tęskne tony The Dark Island grane przez dudziarza Pierwszego SzkockiegoBatalionu poniosły się echem wśród wzgórz nad Dalnachoil, George, czwarty lord Inchelvie,został złożony do grobu nieopodal swej synowej.W osadzie było cicho jak makiem siał, nieporuszał się żaden pojazd, wszyscy bowiem mieszkańcy oraz wszyscy pracownicyGlendurnich Distilleries Ltd.brali udział w pogrzebie, szczelnie wypełniając maleńkicmentarz.Pastor odczytał ostatni werset.David upuścił linę do wykopu i dał znak tym, którzywraz z nim nieśli trumnę, że mogą się już cofnąć.Stojąc u stóp otwartego grobu, skłoniłgłowę, potem podszedł do matki, ujął jej obleczoną w rękawiczkę dłoń i ścisnął ją krzepiąco.Stojąca za nią Sophie wysunęła się do przodu, trzymając za ręce Charliego i Harriet.RodzinaInchelvie stała teraz w szeregu przed grobem George'a.Każde skłoniło głowę, potem kolejnoodwracali się i omijając inne nagrobki szli w stronę dróżki prowadzącej do bramy.Gdy stanęli na ścieżce, David zatrzymał się i spojrzał na matkę.- Lepiej zrobić to teraz - rzekł cicho.- O wiele lepiej tu niż w Inchelvie.Alicja rozejrzała się po zebranych i skinęła głową.- Chyba masz rację.A co z miejscowymi? Nie przeszkadza ci, że będą słuchać?- Mają takie samo prawo usłyszeć, co mam do powiedzenia - Uśmiechnął się.-Przynajmniej dam im wreszcie jakiś powód do plotek.Zawrócił w stronę grobu, odchrząknął i głośno zawołał:- Nie rozchodźcie się jeszcze!Wszystkie spojrzenia skierowały się na niego.Grabarze, gotowi podjąć pracę, wbiliłopaty w ziemię i wycofali się pod mur cmentarny.David odczekał, aż ucichną zaciekawione szepty.- Planowałem powiedzieć to wam w Inchelvie po pogrzebie i mam nadzieję, że nieweźmiecie mi za złe, iż przemawiam do was w tym miejscu, w takiej chwili.Jednakżezarówno moja matka, jak i ja uważamy za stosowne, by zostało to powiedziane, nim na żywotmojego ojca raz na zawsze zapadnie kurtyna.Oboje też jesteśmy przekonani, że chciałbyusłyszeć to, co mam wam do oznajmienia.- Odchrząknął.- Wiem, że wielu z was pracuje wGlendurnich, i choć zwracam się w pierwszym rzędzie do nich, uważam za słuszne, abyściewszyscy usłyszeli i zrozumieli kilka faktów, niezmiernie istotnych dla przyszłych losównaszej społeczności.Nad cmentarzem przeleciał podmuch wiatru, szarpiąc liście na drzewach.- Wiecie - podjął David - jestem bardzo szczęśliwy, że mieszkam właśnie tu, wSzkocji.Wypracowaliśmy tu coś, co nazywa się teraz „jakością życia” i czego zazdroszcząnam mieszkańcy innych części kraju.Ale jak dobrze wiemy, nie wszystko jest zawsze takie,jakie się wydaje.Żyjemy tu w odosobnieniu, co skądinąd pomaga nam zacieśniać wzajemnewięzi.Szanujemy się nawzajem i sobie pomagamy.Trudno o lepszy przykład niż dzieńdzisiejszy, gdy wszyscy zebraliście się tutaj.Dziękuję wam ze szczerego serca nie tylko zawspółczucie, jakie okazaliście mojej rodzinie, lecz także za troskę i zrozumienie, z jakim jasam spotkałem się tylokrotnie w ciągu minionych miesięcy.- Zrobił pauzę.- Jednakże naszeodosobnienie prócz zalet ma i wady.Łącząc nas, równie dobrze może nas podzielić.Bardzoczęsto zależy to od liczby miejsc pracy.Robimy tu, co możemy, jest ich tyle a tyle, a jeślipracy brak, nie ma innego wyjścia jak przeprowadzka do miasta, gdzie łatwiej ją znaleźć.I towłaśnie powoduje rozpad naszych społeczności.Dlatego sprawą najwyższej wagi jest, byśmychronili każde dostępne i trwałe miejsce pracy.Glendurnich nie stanowi tu wyjątku.David urwał na chwilę i ciaśniej otulił się marynarką.- W zeszły piątek pracownikom Glendurnich przedstawiono projekt wykupu firmyprzez londyńskiego molocha o nazwie Kirkpatrick Holdings Public Limited Company.Uczyniono tak dlatego, że załoga Glendurnich posiada łącznie trzydzieści jeden procentudziału w firmie.Udziały te zostały zakupione przez pracowników dzięki zmianom w statuciespółki, wprowadzonym już ćwierć wieku temu przez mojego ojca.Wiem, że wielu z waspomysł zamiany udziałów na brzęczącą monetę musiał wydać się bardzo atrakcyjny, leczzapewniam was, iż byłaby to korzyść krótkotrwała.Musicie zrozumieć, że Glendurnich jestswego rodzaju unikatem.Jako zupełnie niezależna firma utrzymuje wysokie miejsce pośródeksporterów whisky na cały świat.Od ponad stu lat nie wstrzymaliśmy produkcji nawet najeden dzień.Jednakże popyt w tej branży jest cykliczny, co oznacza, że mamy lata tłuste ichude.Powiem wam, co się dzieje z małymi fabrykami będącymi własnością wielkich firm,gdy nadchodzą lata chude.Znikają z rynku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]