[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W długimwarkoczu siwych włosów wciąż tkwiły fragmenty uschłych kwiatów, które z czułością itroską wpięła czyjaś ręka.Kościste ramiona spowijała peleryna bogato ozdobiona paciorkami,pełniąca funkcję całunu.Ten mężczyzna nie popełnił samobójstwa.Ktoś pochował go w Zwiętym Zwiętych nadowód ogromnej czci.Painter domyślał się powodów.( Pod uschniętymi, białymi dłońmiumieszczono dwa przedmioty.( Pod jedną spoczywała biała drewniana laska ze srebrną gałkąopatrzoną francuskim symbolem lilii.Pod drugą dziennik z kory brzozowej oprawiony w skórę.( To było ciało ArchardaFortescue.( Painter nie musiał czytać dziennika, by wiedzieć, że Francuz pozostał tu poodjezdzie Lewisa i Clarka, aby stać się strażnikiem i opiekunem tej wielkiej tajemnicy.Gdyżył wśród Indian, najprawdopodobniej się zasymilował i został przez nich zaakceptowany, asądząc po trosce, z jaką złożono jego ciało, musiał być przez nich wielbiony.Painter się odwrócił.( - Spoczywaj w spokoju, przyjacielu.To już koniec twojegoczuwania.( Chin stał przy otwartych drzwiach w głębi komnaty.( - Dyrektorze, musi pan tozobaczyć - powiedział z przerażeniem w głosie.( Painter podszedł do China, który oświetliłlatarką przestrzeń za Zwiętym Zwiętych.Hank i Kowalski też zbliżyli się do drzwi.( Schodyza progiem prowadziły do przestronnego pomieszczenia, które sięgało daleko w głąbpodziemia i otaczało sanktuarium z obu stron.( - Oto skarbiec świątyni - rzekł Hank.( Painterpatrzył, nie mogąc wydobyć z siebie głosu.Ich sytuację zwięzli podsumował Kowalski.( -Mamy przejebane.5.57Z policzkiem przytulonym do kolby major Ashley Ryan patrzył przez celownikkarabinu.Stojący pięćdziesiąt metrów od niego Bern machnął ręką, wyraznie upojony myślą,że może dobić o ary.Po drugiej stronie doliny komandosi wyszli z ukrycia, przygotowującsię do szturmu na twierdzę.- Majorze? - odezwał się Marshall.Ryan nie miał dla niego żadnych słów pocieszenia.Ani dla Boydsona, który siedziałzgarbiony, opierając się plecami o głazy i ściskając w ręku nóż - swoją ostatnią broń.Obajjego ludzie mieli niewiele ponad dwadzieścia lat.Boydsonowi niedawno urodził się synek.Marshall w przyszłym tygodniu zamierzał się oświadczyć swojej dziewczynie, wybrał jużnawet pierścionek.Ryan wciąż patrzył przed siebie.( Zamierzał wybić jak najwięcej żołnierzynieprzyjaciela, żeby zapłacili krwią za życie każdego z jego ludzi.( Przyglądał się przezcelownik Bernowi.Aryjczyk musiał podejść bliżej.Ryan nie mógł zmarnować ani jednejsztuki amunicji.Odtąd każdy pocisk musiał sięgnąć celu.( Jesteś mój.( To nie on jednak miałdostąpić zaszczytu zlikwidowania dowódcy.( Kiedy patrzył przez celownik, Bern naglechwycił się za gardło.Z jego ust buchnął strumień krwi.Szyję przebiła mu strzała.Potężnymężczyzna osunął się na kolana, a wokół doliny rozległy się dzikie wrzaski i wycie.Odbiłysię od ścian kanionu tak upiornym echem, że Ryanowi włosy stanęły dęba.Jakiś łoskot za jego plecami kazał mu się odwrócić.Ryan, nie podnosząc się z ziemi,obrócił się na plecy i uniósł broń, omal nie strzelając Jordanowi w pierś.Młody człowiek wkilku susach podbiegł do majora.Ryan sądził, że chłopak zaszył się w głębi kręgu głazów,gdzie kazał mu zostać.Ale Jordan był zdyszany, ubranie miał wilgotne i rozerwane w kilku miejscach.Najwyrazniej zignorował polecenia Ryana.( Kiedy Jordan przypadł do niego, krzykizabrzmiały jeszcze głośniej, drażniąc Ryana.( - Jakiś ruch w lesie! - zawołał Marshall.-Wszędzie widzę cienie.Biegną ze wszystkich kierunków!( - Przepraszam, że to tak długotrwało - powiedział Jordan.- Nie chcieliśmy, żeby nas zauważyli, dopóki nie okrążymy całejdoliny.Młody człowiek podniósł się, żeby wyjrzeć zza głazów.Kiedy major skierował wzrok w tę samą stronę, zauważył, że chłopak chyba celowounika z nim kontaktu wzrokowego.Niedobitki oddziału Berna pozbawione dowódcy, któryleżał z twarzą w trawie, biegały nerwowo po dnie doliny.Niektórzy próbowali się znowuukryć.Ale nie było się już gdzie ukryć.Dolinę przeszył przerazliwy wrzask, a w stronę stanowiska komandosów z lasu i zewszystkich kierunków posypał się deszcz strzał.Wojennym okrzykom zawtórowały wrzaskibólu i szoku, które odbiły się echem od skalnej ściany.Wojennym okrzykom zawtórowały wrzaski bólu i szoku, które odbiły się echem odskalnej ściany.Karabiny zaczęły strzelać do cieni.( Z lasu odpowiedziano ogniem.( Komandosi padalijeden po drugim.Ryan zobaczył wreszcie cienie, kiedy ukryci myśliwi ruszyli naprzód.Niemieli na sobie żadnych rozpoznawalnych strojów.Dostrzegł parę wojskowych mundurów, alewiększość mężczyzn była ubrana w dżinsy, Tshirty i wysokie buty, choć kilku miało na sobiewyłącznie przepaski biodrowe i mokasyny.Wszystkich łączyło jedno.( Byli rdzennymi Amerykanami.( Widząc, że wojna jestwygrana, lecz nie chcąc ryzykować, Ryan dał znak swoim ludziom.( - Idzcie po nasze plecaki,przynieście je tutaj.( Wolał mieć amunicję pod ręką, gdyby sytuacja znów wymknęła się spodkontroli.( Zdyszany Jordan opadł na kamienie i wyjaśnił:( - Przed przylotem Painter poleciłHankowi i mnie zebrać najbardziej zaufanych ludzi z naszych i innych plemion.Załatwiłtransport i helikoptery.Kiedy Painter już wiedział, do jakiego miejsca w Yellowstone lecimy,kazał tu najpierw przerzucić nasze siły.Nie wierzył, że ten Francuz nie wywinie żadnegonumeru.Miał świętą rację.- Nasi ludzie kryli się w dolinie.Kilka razy niewiele brakowało, żeby ich znaleziono,ale umiemy niezauważalnie poruszać się w lesie.Kiedy wybuchła walka, poszedłempowiedzieć im o sile i pozycjach przeciwnika, żeby skoordynować atak.Ryan spojrzał na Jordana zupełnie inaczej niż dotąd.Kim jest ten chłopak? Wciążjednak był zły.( - Dlaczego Crowe nic mi nie powiedział? Czemu przede wszystkim nie użyłsił gwardii?( Jordan pokręcił głową.( - Chyba w grę wchodziły jakieś obawy o in ltrację.Niewiem dokładnie.Na wschodzie mają jakiś kłopot ze zdrajcami w administracji rządowej.Painter chciał to załatwić w starym stylu, sięgając po ludzi swojej krwi.Ryanwestchnął.( Może tak było najlepiej.( Jordan rozejrzał się po twierdzy z głazów.- Gdzie Kawtch?Ryan uświadomił sobie, że nie widział psiska od chwili, kiedy zostało postrzelone.Poczuł wyrzuty sumienia z powodu takiego braku troski.Przecież pies ocalił mu życie.Jordan dostrzegł małe ciało leżące nieruchomo w zielsku.Podbiegł tam.( - Och,Kawtch.( Zanim Ryan zdążył go przeprosić i wyrazić mu swoje współczucie, podbiegłBoydson, rzucił na ziemię plecak i wyciągnął do niego radio.- Majorze, do pana.Waszyngtonpróbuje się z panem skontaktować.( Waszyngton?( Wziął radio.( - Mówi major Ryan.( -Majorze, tu kapitan Kat Bryant.- Ryan usłyszał w jej głosie naglący ton i sprężył się gotówdo działania.Coś się musiało stać.- Ma pan kontakt z Painterem Crowe em?( Ryan spojrzał wstronę wejścia do tunelu.Przez litą skałę nie mógł się z nim połączyć przez radio, więc ktośmusiałby tam zejść.( - Mogę mieć, ale to potrwa kilka minut
[ Pobierz całość w formacie PDF ]