[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mama nie umiała pływać.Ja bawiłam się wpiasku z innymi dziećmi.Były to bardzo szczęśliwe czasy, po którychzostały mi same dobre wspomnienia.Rodzice kochali mnie i rozpieszczali.Siebie nawzajem też kochali,ale w taki solidny, radziecki sposób.Zawsze mieli takie samo zdanie nakażdy temat.Codziennie wstawali o piątej i gimnastykowali się,słuchając radia.Potem na śniadanie jedli gotowane jajka oraz piliherbatę z cytryną i półtorej łyżeczki cukru.Mieszkaliśmy w małym jednopokojowym mieszkaniu.Rodzice miufali i dawali dużo swobody.Mama była drobna i miała silnycharakter.Pracowała jako pielęgniarka w szpitalu.Miłapowierzchowność i taki sam sposób bycia bardzo przyda-249wały się w kontaktach z pacjentami bojącymi się operacji.Odkądpamiętam, mama zaplatała włosy w warkocz i podkreślała oczykredką.Była zawsze uśmiechnięta.Uważała, że człowiek powinienmieć nadzieję na lepsze jutro.Z pracy przynosiła igły i białe fartuchy.Mnie nie interesowały rzeczy dla dziewczynek, nie lubiłam kobiecychprac.Dopiero kiedy poślubiłam Aleksandra, nauczyłam się gotowaćoraz zajmować domem i dziećmi.Ojciec był wojskowym.Nosił długie kozackie wąsy, spod którychnie widać było ust.Miał głęboko osadzone lśniące oczy i donośny głos.Jako dziecko byłam strasznym urwisem.Lubiłam wszystko, co miałozwiązek z bronią, mundurami i pamiątkami z wojny.Najchętniejbawiłam się w bazie wojskowej, gdzie ojciec zabierał mnie ze sobą,idąc do pracy.%7łołnierze śpiewali mi piosenki, a ja przyglądałam się,jak ćwiczą.Ojciec dobrze zarabiał, więc mama nie musiała pracować.Ale nie chciała składać na jego barki całej odpowiedzialności zautrzymanie rodziny.To było nietypowe podejście jak na kobietęradziecką.Od dziecka przyjazniłam się tylko z chłopakami.Do siedemnastegoroku życia nie nosiłam żadnych wstążek, kwiatów we włosach anibiżuterii.Miałam serdecznego przyjaciela Maksyma.Czasemmówiłam na niego Kolega od Nocnika, ponieważ przyjazniliśmy się odbardzo wczesnego dzieciństwa.Razem łaziliśmy po drzewach,budowaliśmy podziemne tunele i robiliśmy tego typu rzeczy.Pamiętam, jak raz spadłam z jabłonki.W locie przekręciłam się wpowietrzu i w ostatniej chwili złapałam się gałęzi, co uratowało miżycie.Mogłam się wtedy zabić.Bóg się nade mną zlitował.Rodzice wszoku patrzyli na to wszystko z balkonu.Po raz pierwszy w życiu mniewtedy250ukarali.Musiałam stać w kącie i bohatersko wytrzymałam całe trzygodziny.Nie płakałam ani nie prosiłam o skrócenie kary.Obserwowałam prusaki mieszkające w szczelinach pod tapetą.Rodzice zawsze dawali mi dużo swobody, dzięki czemu szybko sięnauczyłam, że życie nie jest łatwe.Znali towarzystwo, z którym sięzadawałam, i nie bali się o mnie, bo nas nie interesowało piciealkoholu, chodzenie na dyskoteki czy wybijanie okien.Najgorsze, cozrobiliśmy, to ścięcie róż z kazańskich kwietników i zaniesienie ichnauczycielom w dniu egzaminów.W lecie rodzice wysyłali mnie czasem na obóz pionierów.To byłostraszne i zazwyczaj uciekałam stamtąd już po pierwszym tygodniu.Potrzeciej próbie ucieczki rodzice zrozumieli, że nic z tego nie będzie, iprzestali mnie zmuszać do tych wyjazdów.Dla wszystkich była toulga.Ale oczywiście mam też kilka przyjemnych wspomnień z obozu.Przeżyłam tam pierwszą miłość.Miałam dziesięć lat, kiedy pierwszy raz się zakochałam.Mójwybranek miał na imię Kostik, był ładnym dwunastoletnimblondaskiem o niebieskich oczach.Nie wyznałam mu swych uczuć iskrycie cierpiałam z miłości.Próbowałam za to zwrócić na siebie jegouwagę, oczywiście w sposób bardzo dziecinny, co miało wręczodwrotny skutek.Zbierałam do słoika pająki i wpuszczałam mu dołóżka.Podstawiałam mu nogę, raz oblałam go wodą z wiadra.Zciągnęłam mu majtki przy wszystkich, co wzbudziło śmiech, a on sięstrasznie zaczerwienił.Tak więc moja pierwsza miłość nie byłanajfortunniejsza, ale i tak czułam się najszczęśliwsza na świecie.Kostik zapewne domyślił się, że nie jest mi obojętny.Ogólnie jednakbyłam cichym, spokojnym i małomównym dzieckiem.251Gdy podrosłam, takie dziecinady jak z Kostikiem nie wchodziły jużw grę.W dziewiątej klasie zakochałam się w Maksymie, towarzyszudziecinnych zabaw.Spadło to na nas jak grom z jasnego nieba.Odpierwszej klasy siedzieliśmy w jednej ławce, lecz dopiero w wiekuczternastu lat połączyło nas gorące uczucie.Ależ byłam wtedyzakochana! Co chwila go rzucałam, a potem wracałam do niego.Przezpierwszy rok tak za mną wariował, że gdy chciałam usiąść w jednejławce z Wasią Iwanowem, przez trzy tygodnie nie przychodził doszkoły.Po prostu zastrajkował.Zapowiedział, że nie pójdzie więcej doszkoły, jeśli z nim nie usiądę.Wezwano oczywiście rodziców i jegomama błagała mnie, żebym wróciła do naszej ławki.Chodziliśmy zesobą trzy lata, aż do końca szkoły.On, jak każdy szesnastolatek, niemiał ochoty poprzestawać na trzymaniu się za ręce, przytulania icałowania
[ Pobierz całość w formacie PDF ]