[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sophiezamyka oczy.Wszystko bardzo dobrze pamięta.Niedziela, papierosy w oknie,zimno przejmujące do szpiku kości, jej martwa twarz w lustrze w łazience.I jejdecyzja.%7łeby odejść.Koniecznie.Na odgłos otwieranych drzwi uchylapowieki.Wchodzi pielęgniarka.Uprzejmie uśmiechnięta, obchodzi łóżko isprawdza kroplówkę, której Sophie dotąd nie zauważyła.Wprawnym gestemprzykłada kciuk pod jej podbródek i po kilku sekundach znów się uśmiecha. Wychodząc, mówi:- Proszę odpoczywać.Zaraz przyjdzie lekarz.Frantz nie rusza się z miejsca, wygląda przez okno, próbując robić dobrąminę.Sophie mówi:  Tak mi przykro. , na co on nie odpowiada.Nadalwygląda przez okno, poklepując koniuszki palców Sophie.Jest w nim jakaśzaskakująca siła bezwładu.Sophie czuje, że Frantz pozostanie z nią do końca.Lekarz jest niskim, korpulentnym mężczyzną, zaskakująco energicznym.Pięćdziesiątka na karku, wzbudzająca zaufanie łysinka.Jedno jego spojrzenie ikrótki uśmiech wystarczą, żeby Frantz poczuł się w obowiązku opuścić pokój.Jego miejsce zajmuje lekarz.- Nie pytam, jak się pani czuje.Domyślam się.Powinna pani spotkać sięze specjalistą, i tyle.Wszystko to mówi jednym tchem; typ lekarza nieowijającego rzeczy wbawełnę.- Mamy tutaj świetnych ludzi.Będzie pani mogła porozmawiać.Musiałwyczuć, że Sophie, choć na niego patrzy, myślami jest nieobecna, bo przykręcaśrubę:- Co do reszty, efekt był spektakularny, ale nie było to.Od razu się poprawia:- Oczywiście, gdyby nie obecność pani męża, już by pani nie żyła.Celowo wyraził się tak brutalnie i obcesowo; chciał sprawdzić jej zdolnośćreakcji.Sophie postanawia mu pomóc, bo sama wie najlepiej, jak wyglądasytuacja.- Poradzę sobie.Tylko tyle zdołała wymyślić.Ale to prawda.Naprawdę uważa, że sobieporadzi.Lekarz uderza dłońmi w kolana i wstaje.Ale przed wyjściem,wskazując drzwi, pyta:- Czy mam z nim porozmawiać?Sophie kręci głową, że nie, ale jej odpowiedz nie jest wystarczająco jasna, więc dodaje:- Nie, sama to zrobię.- Napędziłaś mi strachu.Frantz bezradnie się uśmiecha.Nadeszła pora wyjaśnień.Sophie nie mażadnego.Bo co miałaby mu powiedzieć? Zmusza się do uśmiechu.- Wszystko ci powiem, jak wrócę.Ale nie tutaj.Frantz udaje, żerozumie.- To ta część mojego życia, o której nigdy ci nie mówiłam.Wszystko ciwytłumaczę.- Aż tyle tego jest?- Owszem, całkiem sporo.A potem sam zadecydujesz.Kiwa głową lecznie bardzo wiadomo, co ów gest ma znaczyć.Sophie zamyka oczy.Nie jest zmęczona, ale chciałaby zostać sama.Najpierw jednak potrzebuje informacji.- Czy długo spałam?- Prawie trzydzieści sześć godzin.- Gdzie jestem?- W dawnym klasztorze urszulanek.To najlepsza tutejsza klinika.- Która godzina? Czy to pora wizyt?- Dochodzi południe.Normalnie wizyty zaczynają się od drugiej, ale mniepozwolili zostać.W zwykłych okolicznościach dodałby coś w rodzaju  zważywszysytuację , ale tym razem poprzestaje na krótkich zdaniach.Sophie wyczuwa, żeFrantz zbiera się na odwagę.Nie przeszkadza mu.- To wszystko.(nieokreślonym gestem wskazuje bandaże na jejnadgarstku).Czy to z powodu nas.? Bo nie za bardzo nam idzie, dlatego?Sophie mogłaby potwierdzić, uśmiechnąć się.Ale nie może i nie chce.Musi się trzymać swojej linii postępowania.- To nie ma nic wspólnego z nami, uwierz mi.Ale miło, że pytasz. Odpowiedz nie spodobała mu się, ale ją przełyka.Jest miłym mężem.Kiminnym mógłby być? Sophie chciałaby zapytać, gdzie są jej ubrania, ale zamykaoczy.Nic więcej już nie potrzebuje.Zegar na korytarzu wskazuje dziewiętnastą czterdzieści cztery.Pora wizytupłynęła już ponad pół godziny temu, ale szpital nie przestrzega zbytrygorystycznie regulaminu i w pokojach słychać jeszcze głosy odwiedzających.W powietrzu unoszą się resztki kuchennych woni, cienkiej zupy i kapusty.Jakto możliwe, żeby we wszystkich szpitalach pachniało dokładnie tym samym?Przez szerokie okno na końcu korytarza wpada szare światło zmierzchu.Kilkaminut wcześniej Sophie zgubiła się w labiryncie korytarzy.Pielęgniarka zparteru pomogła jej wrócić do pokoju.Zna już rozkład budynku.Zauważyładrzwi wychodzące na parking.Teraz wystarczy przejść z podniesioną głowąprzed pokojem pielęgniarek na swoim piętrze i jest już za zewnątrz.W szafieznalazła ubranie, które musiał przynieść Frantz na okoliczność jej wyjścia.Jedno nie pasuje do drugiego.Sophie czeka, wpatrzona w szparę uchylonychdrzwi swojego pokoju wychodzących na korytarz.Pielęgniarka ma na imięJenny.Jest szczupłą kobietą z platynowymi pasemkami we włosach,roztaczającą woń kamfory i poruszającą się spokojnym, zdecydowanymkrokiem.Właśnie opuściła swój pokój, trzymając ręce w kieszeniach bluzy;zawsze tak robi, kiedy wychodzi na papierosa [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed