[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kwitłam.Kiedyraz przekroczysz barierę, pokonywanie następnychprzychodzi coraz łatwiej.Kłamałam i grałam przed nią.Przyprowadziłam nawet kilku chłopaków ze szkoły na obiad,żeby myślała, że jestem normalną nastolatką.Czasemwszczynała awantury z rozpaczy, że nie jesteśmy tak bliskojak dawniej - zamykałam się wtedy w swoim pokoju iwłączałam na cały regulator muzykę.Matka wyrzucała mi,że się zmieniłam, że mnie nie poznaje.Nie mam uczuć, jestemzimna, boi się mojego obcego spojrzenia.I żebym się niełudziła, bo i tak do niczego nie dojdę.Obchodzą mnie tylko tefatałaszki i kremy.Z wściekłości wysypywała z mojej szafyeleganckie ciuchy i kosmetyki, które dostałam od Jakuba i posesjach do pism.- Kto płaci twoje rachunki - krzyczałam jej prosto w twarz.-Za czyje pieniądze pojechałaś do sanatorium ? Ktowyremontował łazienkę?A kiedy chciałam ją dobić, dodawałam: - Jestem jużpełnoletnia.Mogę zlikwidować twój dostęp do konta.Wystarczy mój podpis.Cichła i płakała w kuchni.Nie mogłam tego słuchać, ale niebyło mi jej szkoda.Oddalałyśmy się od siebie.%7łyłyśmy obok,jak na dwóch bezludnych wyspach, z każdej stronyotoczonych bezkresnym oceanem żalu.Ja dodatkowozbudowałam sobie twierdzę z milczenia i tylko czasem,zwykle w nocy, budziłam się zlana potem, przerażona.Oknabyły szczelnie zasłonięte, nie pozwalały przedrzeć się anijednemu promyczkowi światła.Kiedyś matka odsłoniłaby je izbudziłby mnie śpiew ptaków lub zaglądające ciekawsko domego pokoju słońce.Ale ja już nie wpuszczałam matki namoją wyspę.Od tej chwili ciemność panowała w pokoju.Kiedy otwierałam oczy, nie wiedziałam, która jest godzina,nie miałam pojęcia, jaka jest pora dnia.Zerkałam na zegareki gwałtownie zrzucałam z siebie kołdrę.ROZDZIAA 17SPOTKANIE LIDII Z NIK Nigdy nie przepuść okazji, żeby wybrać się w podróżz matkąCiemność panowała w pokoju, kiedy Meyer otworzył oczy.Zerknął na zegarek i gwałtownie zrzucił z siebie kołdrę - minęła13-Do rana oglądał kasety, które wziął z domu Niny Frank.Wnieskończoność przewijał jedną scenę.Kobieta śmiała się ikrzyczała: - No i co ty na to, Jakubie! - po czym jednym ruchemrozpinała suknię, niczym iluzjonista na scenie, który odkrywachustę, a spod niej wzbija się w górę biały gołąb i oczywszystkich zwracają się ku niemu w zachwycie.Kamerzystadyskretnie poprowadził widza w kierunku opadającejpołyskliwej materii, która leżała u stóp kobiety, a kiedy znówpokazał alabastrowe ciało aktorki, ta była już w męskiejmarynarce narzuconej na nagie ciało.Spod poły marynarkiwidać było jedynie obłędnie długie nogi w czarnychpończochach i szpilkach na wysokim obcasie.Musiała być podwpływem jakichś środków, bo nie dawała się wyprowadzić zpomieszczenia, krzyczała coś, przeklinała, ale Meyer niemógłby powiedzieć, że była w tym wulgarna czy odrażająca.Raczej słodka w swojej złości.Kobieta-dziecko.Piękna, alenieporadna.Przewijał kasetę w tę i z powrotem i myślał, żemiała coś w sobie z gwiazd kina lat pięćdziesiątych.Autodestrukcję, szaleństwo i tę magnetyczną siłę przyciągania,której on też nie potrafiłby się oprzeć.Nic dziwnego, że kochałyją tłumy.Kobiety jej zazdrościły, jednocześnie pragnąc byćtakie jak ona, mężczyzni pożądali.Kiedy mówiła: Jakubie i coty na to drgały jej nozdrza, a długie palce wiły się jak w tańcu.Była stworzona do odtwarzania ról dramatycznych, urodzonado bycia wielką gwiazdą.Neurotyczna, niepewna, alejednocześnie zakochana w sobie.Przeglądając się w oczachzebranych przestawała być szarą myszką.Stawała się motylemnocy, jak śpiewał jakiś muzyk.Meyer zatrzymał kasetę iwpatrywał się w wykrzywioną śmiechem twarz kobiety.Samnie wiedział, dlaczego zobaczył w tej twarzy smutek, samotnośći żal.A także prośbę o ratunek.Poczuł mentalną bliskość zNiką.Powoli zaczynał ją poznawać i rozumieć.Ten radosnyuśmiech to była tylko maska dla tłumów, myślał.Gdy patrzył wswoje odbicie w lustrze, miał ten sam tęskny wyraz twarzy.Kiedy teraz wspominał to bezsensowne oglądanie kaset dorana, nie mógł zrozumieć, skąd w nim taka potrzebamarnotrawienia czasu.Złapał się też na tym, że wcale nie żałuje- patrzenie na tę kobietę na żywo było wciągające i cholernieprzyjemne.Poznawał jej prawdziwe oblicze.Nie wizerunekgłupiej aktorki z kolorowej prasy, wygłaszającej poprawnekwestie o smacznej zupie, ale postaci tragicznej, wrażliwej,która nie mieściła się w zadanej roli.Tak się wciągnął wpodglądanie jej życia, że chciał nawet przynieść śniadanie dociemnego pokoju i obejrzeć pozostałe taśmy.Ale powstrzymałsię.- Uspokój się.Masz plan działania, a już po południu - skarciłsię.Po chwilach zapomnienia znów górę wziął Meyer-profesjonalista.- Przecież nie może zauroczyć cię kobieta, którąoglądasz na ekranie! To ofiara.Zaangażowanie emocjonalne wsprawę utrudni analizę - pouczył się.Wstał i potargał włosy.W samych bokserkach i z papierosemw ustach wykonał kilka telefonów.Ale kiedy usiadł na łóżku,znów włączył wideo i zatrzymał kasetę na ulubionymspojrzeniu aktorki.- O co chodzi? Kim jesteś, Nika? - zwracałsię do niej po imieniu.Uderzył się w skroń i zebrał myśli.- Stop!Chwycił telefon.- Panie kierowniku.Mam prośbę.Do której czynna jestbiblioteka gminna? - mówił, ale jego myśli znów zaprzątałaNina Frank.Nie przestając rozmawiać z Eugeniuszem Kulą,wstał, podszedł do telewizora i dotknął policzka Niki.Wyobraził sobie ją na żywo.Musiała być zjawiskowa.- Zwietnie.A co? Pójdzie pan ze mną? - słyszał swój głosdobywający się jak ze studni.Nie mógł się skupić na rozmowie, więc z żalem wyłączyłtelewizor.- Dobrze, to będę za godzinę.Tylko coś zjem.Aha, kto tutajinteresuje się elektroniką, jest jakiś maniak? Nie, niepodejrzany.Potrzebuję tylko konsultacji - dodał szybko
[ Pobierz całość w formacie PDF ]