[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pomieszczenie to było właściwie niczym innym jak kolumną wysokości kilkunastu me-trów z szeroką platformą na szczycie.Kiedyśmy nadeszli, pustelnik czynił to, czym był zajętyco dzień już od lat 20.Bez przerwy i z niesłychaną szybkością zginał całe ciało niemal dostóp, zastępując tym obrzędem swe modły.Obliczyłem z zegarkiem w ręku, że tym sposobemwykonywał on 1244 ruchy na dobę.Było to arcyniemiłe, że taka energia przepadała bez żad-nego pożytku.Ponieważ tego właśnie rodzaju ruch pedałowy, jak wiadomo, ma zastosowaniew mechanice, zanotowałem więc sobie w swym bloku nazwisko pustelnika mając nadziejęzastosować tu z czasem systemat elastycznych drutów, którymi się połączy go z maszyną doszycia.I rzeczywiście projekt ten po pewnym czasie wprowadziłem w życie i korzystałem zbezpłodnie traconej dotąd siły tego poczciwca przez pięć lat z rzędu, w ciągu których pustel-nik uszył 80 tysięcy płóciennych koszul, wyrabiając po 10 na dzień.Z pracy jego można byłokorzystać również i w niedzielę, gdyż nawet w święta nie przerywał swego zajęcia.W tensposób, poza nieznacznymi kosztami materiału, koszule nie kosztowały mnie nic kompletnie.Cieszyły się one wśród pielgrzymów dużym popytem mimo dość wysokiej ceny wynoszącej li pół dolara.Za sumę tę można było nabyć podówczas w królestwie Artura 50 krów lub jed-nego rasowego konia.Koszule były uważane za talizman przeciwko grzechom i chorobom.Rycerze moi rozwozili i rozwieszali wszędzie jaskrawe, krzyczące plakaty, reklamując jewszędzie w najbardziej zachęcający sposób.Wkrótce nie było w całym państwie ani jednej71 skały i ani jednego większego kamienia, na którym by nie widniały olbrzymie litery:  Kupuj-cie koszule św.Stylita.Najbardziej używane przez lordów.Patent wynalazcy.Tak, gdy się ma głowę na karku, ze wszystkiego można wytrzasnąć pieniądze.72 20Odrestaurowanie zródłaW sobotę w południe przyszedłem do zródła i popatrzyłem przez chwilę.Merlin paliłwciąż swe dymiące prochy wyczyniając przy tym ruchy.Lecz wyglądał jakoś nie bardzo za-dowolony, gdyż w istocie rzeczy nie mógł wydobyć ze zródła ani śladu wody.Wreszcie odezwałem się: Jak się obecnie przedstawia sprawa? Patrz, jestem teraz zajęty próbą najpotężniejszego czarodziejstwa znanego książętom na-uk tajemnych w krajach Wschodu.I to mnie zawodzi, i nic nie może zdziałać.Spokoju, pókinie skończę.Tymczasem Merlin wzniecił dym, który zaciemnił całą okolicę przyczyniając wiele nie-wygody pustelnikom, gdyż wiatr dął w tamtą właśnie stronę i ogarniał ich coraz to gęstszą,kłębiącą się mgłą.Z ust Merlina płynęły potoki słów, ciało jego wyginało się, a ręce przeci-nały powietrze w jakiś niezwykły sposób.Po upływie dwudziestu minut legł dysząc ciężko naziemię niemal całkiem wyczerpany.Wnet nadszedł opat i kilkuset mnichów oraz mniszek, aza nimi tłum pielgrzymów oraz podrzutków zwabionych nadzwyczajnym dymem.Wszyscybyli w stanie wielkiego podniecenia.Opat zapytywał niespokojnie o rezultaty.Merlin odrzekł: Jeżeli jakaś moc ludzka może w ogóle zniweczyć czary wiążące te wody, to uczynionowszystko w tym kierunku.Lecz to zawiodło.Teraz więc wiem, że obawy, jakie żywiłem,stały się niezbitym pewnikiem.Niepowodzenie moje świadczy, że na to zródło rzucił sweczary najpotężniejszy duch, jakiego znają czarnoksiężnicy Wschodu, a którego imienia niktnie śmie wymówić.Nie ma śmiertelnika, który by zdołał przeniknąć tajemnicę tego zródła, abez tej tajemnicy nikt nie potrafi nic działać.Dobry ojcze, woda ta już nigdy nie tryśnie.Uczyniłem wszystko, co mogłem.Pozwólcie mi odejść.Słowa te wprawiły opata w stan niezmiernej konsternacji.Zwrócił się do mnie pod tymwrażeniem i rzekł: Słyszałeś go.Czy to prawda? Po części tak. Więc, niezupełnie, niezupełnie! Co jest prawdą? To, że duch o rosyjskim imieniu rzucił czary na to zródło. Na Boga, zatem jesteśmy zgubieni! Możliwe. Ale nie pewne? Myślisz, że to nie jest pewne? Tak. Przeto sądzisz, że kiedy on mówi, iż nikt nie zdoła zdjąć czarów. Tak, kiedy on to mówi, opowiada rzecz niekoniecznie prawdziwą.Są pewne warunki,przy których wysiłki zdjęcia czarów mogą mieć niejakie  bardzo niewielkie, znikome szansę powodzenia. Warunki. O, to nic trudnego.Tyle tylko: pragnę mieć zródło i okolicę jego w promieniu pół mili doswojej dyspozycji, do swojej wyłącznej dyspozycji, poczynając od zachodu dnia dzisiejszegoaż do odwołania  i nikomu nie wolno bez mojej wiedzy wstąpić na to terytorium. To wszystko? Tak.73  I nie boisz się próbować? O, nie.Może oczywiście spotkać mnie niepowodzenie, ale też może mi się udać.Możnaspróbować i ja jestem gotów uczynić to.Czy przyjęto moje warunki? Te oraz wszystkie inne, jakie wymienisz.Wydam odpowiednie zarządzenia. Poczekaj  rzekł Merlin ze złośliwym uśmiechem. Czy wiesz, że ten, kto chce zdjąćczary, musi znać imię ducha? Tak, ja znam jego imię. I wiesz również, że nie wystarcza je znać, lecz trzeba je wypowiedzieć odpowiednio?Ha-ha? Wiesz to? Tak, wiem również i to. Posiadasz tę wiedzę? Jesteś szalony? Czy zamierzasz wypowiedzieć to imię i umrzeć? Tak. Jesteś już zatem nieboszczykiem.Idę powiedzieć o tym Arturowi. To słuszne.Moi dwaj eksperci przybyli wieczorem, porządnie zmęczeni, ponieważ podróżowali przezdłuższy czas.Byli obładowani tym wszystkim, czego potrzebowałem: mieli z sobą przeróżnenarzędzia, ołowiane rury, ogień grecki, świece rzymskie, aparaty elektryczne  słowemwszystko niezbędne do wykonania najwspanialszego z cudów.Zjedli kolację i zdrzemnęli sięnieco, a około północy wyszliśmy pośród tak doskonałej i zupełnej nocy, że wprost przewyż-szała żądane warunki.Zawładnęliśmy zródłem i okolicą.Moi chłopcy byli biegli we wszel-kiego rodzaju sprawach, od ocembrowania studni aż do konstruowania instrumentów mate-matycznych.Na godzinę przed wschodem słońca przewierciliśmy odpowiednie otwory i wo-da zaczęła tryskać.Po czym zamknęliśmy ognie sztuczne w kaplicy i poszliśmy spać.Zanim nadeszła pora południowej mszy, byliśmy już z powrotem u zródła, gdyż pozosta-wało jeszcze sporo do zrobienia, a ja postanowiłem okazać cud przed północą dla wielu po-wodów; przede wszystkim, jeśli cud dokonany dla kościoła w dzień powszedni wart jest za-chodu, to sześćkroć więcej wart jest w niedzielę.W ciągu dziesięciu godzin woda podniosłasię do swego zwykłego poziomu.Wciągnęliśmy na płaski dach kaplicy beczkę, tam umocowaliśmy ją i napełniliśmy dnodość grubą warstwą prochu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed