[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Może - powiedział Mac.Wziął za klamkę i otworzył drzwi.- A może nie.Joanna zdumiona chwyciła go za łokieć.- Co ty wyprawiasz?- Skoro drzwi są otwarte i skoro już tu jesteśmy, proponuję się rozejrzeć.- Wykluczone.Jak wytłumaczymy naszą obecność, jeśli ktoś nas przyłapiemyszkujących po domu?Mac uśmiechnął się pobłażliwie.- Dalej, Joanno.Chciałaś przecież przyjść.Doświadcz smaku niebezpieczeństwa.Nie przekonało jej to.- Nie można wchodzić do domu dżentelmena bez wcześniejszej zapowiedzi.Takiezachowanie jest niewybaczalne.Chang, powiedz mu.Chang skrzyżował ramiona na piersi.- Jak urna nie wygląda na urnę, to po co nazywać ją urną? Ashford nie dżentelmen.Mac klepnął lokaja w plecy.- Dobrze powiedziane.Ja wchodzę.Jeśli chcesz, możesz zaczekać w powozie, Joanno.- Z tymi słowami zniknął w cieniu foyer Ashforda.- Niedoczekanie twoje - szepnęła nie wiadomo do kogo, gdyż Chang poszedł zaArcherem.I oni twierdzili, że to jej brakuje zdrowego rozsądku.Podreptała za nimi.- Jeśliwyląduję w Newgate, matka nigdy mi tego nie wybaczy.- Szsz.- odezwał się Mac z dołu schodów prowadzących do pokojów na górze.-Słuchajcie.Zamarła w połowie drogi, na wpół oczekując wszystkich służących maszerujących wdół po schodach.Ale słyszała tylko bicie własnego serca.Nie było słychać szurania stóp,stłumionych rozmów, brzękania rondli ani zamiatania podłóg.- Nic nie słyszę - zauważyła.- Właśnie - Mac wyciągnął pistolet z płaszcza.- Po co ci broń? - spytała.- Powiedziałeś, że masz zamiar tylko porozmawiać zAshfordem.- Po prostu jestem przygotowany na niespodzianki.Noszę broń prawie wszędzie,gdzie idę, zwłaszcza gdy towarzyszę kobietom niemającym dość rozsądku, by siedzieć wdomu, gdzie ich miejsce.Uspokój się.Nic się nie stanie, jeśli tylko, rzecz jasna, nie schwytającię ze srebrnym serwisem pod spódnicą.- Twój udawany dowcip wcale mnie nie bawi - narzekała.- I przestań się dąsać, żezmusiłam cię, byś mnie zabrał.- Więc uspokój się i nie każ mi tego żałować.Chciałbym się trochę rozejrzeć, zanimnas aresztują.W pokoju jadalnym, zwykle o tej porze dnia pełnym ruchu, nikt się nie krzątał.Wpowietrzu nie unosił się kuszący zapach śniadania, wywabiajacy pana domu z łóżka.Frontowy salonik okazał się tak samo pusty i cichy.Dwa krzesła i stół były ustawione przedkominkiem, poza tym pokój był pusty.Joanna przesunęła dłonią po wytartym oparciu krzesła.- Widać, że Ashford wydaje pieniądze na coś innego niż meble.- Pewnie na stoły do gry.Joanna zajrzała przez łukowe wejście.Zasunięte zasłony w oknach pozostawiały wcieniu następny pokój.Od podłogi po sufit ciągnęły się półki na trzech z czterech ścian.Wyglądało na to, że Ashford lubi książki - zaskakujące odkrycie w stosunku do człowieka,który był takim nudziarzem.- Czego szukamy? - spytała.- Czegoś, co ma związek z posążkiem lub z twoim bratem - odpowiedział Mac.Błyskawicznie przysunął się do niej i wskazał na parę czarnych butów wystającą zza biurka wkącie.- Chang, do mnie.Joanno, nie ruszaj się.- Skradając się, przemierzył pokój i zajrzał zablat biurka.Ashford leżał tam nieprzytomny.Zlina ciekła mu z kącików ust.Niewidzące oczy, orozszerzonych zrenicach, utkwił nieruchomo w suficie, ale niebiański chór aniołówwymalowany na plafonie niewiele mógł mu pomóc.Wstrząsnęły nim konwulsje.Powietrze ześwistem wydobyło się z ust, po czym oddech zupełnie ustał.- Czy on nie żyje? - szepnęła Joanna zza pleców Maca, z trudem wymawiając słowa.Twarz Maca skamieniała.- Mówiłem, że masz się nie ruszać.Chang zbliżył się do Ashforda, uniósł mu powieki i przyjrzał się wargom.- Trucizna.- Jesteś pewien? - spytał Mac.Chang kiwnął głową.- Biedak - szepnęła Joanna.- Musimy wezwać władze.Zanurzywszy palce wewłosach, Mac przeniósł spojrzenie z Ashforda na Joannę.Jej twarz zbielała.Dłoń zacisnęła narogu biurka, gdy zachwiała się na nogach.Do licha.Zaraz zemdleje.To wszystko jego wina,że pozwolił jej tu przyjść!Cóż, nie było innej rady, jak tylko zapewnić jej bezpieczeństwo.Schwyciwszy ją zaramiona, Mac oświadczył opanowanym głosem:- I co im powiedzieć? %7łe zajrzeliśmy sobie do domu Ashforda i przypadkiemzastaliśmy go martwego? Wybacz mój cynizm, ale nie potrafię uwierzyć, że nie skończę jakostały rezydent w Newgate.- Dorzucił jeszcze jeden powód, dla którego powinna unikaćkontaktu z władzami.- Pomyśl o matce i siostrze.Wyobraz sobie pytania, które będąstawiane, jeśli zostaniemy zamieszani w taki skandal.- Nie możemy go tu zostawić - odpowiedziała cicho.Głos jej drżał, podobnie jak ręce,i był to dowód, że zaczęła do niej docierać groza sytuacji.A jednak Mac był zaskoczony jejopanowaniem.Patrzyła na śmierć człowieka i nie wybiegła z krzykiem z pokoju.Ta kobietama charakter.To mu się spodobało.- Przeciwnie, możemy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]