[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nazywała się Magda Pękalanka.Została moją kochanką.Kochałem ją bardzo ibyłem o nią piekielnie zazdrosny.Pewnego dnia dowiedziałem się we wsi, żePękalanka spotyka się z Marianem Dornem codziennie w leśniczówce, opuszczo-LRTnej przez ludzi.Zledziłem ich, odkryłem, że to prawda.Spotkałem kiedyś w le-sie Dorna i zagroziłem mu śmiercią, o ile dziewczyny nie porzuci.Wyśmiałmnie, potraktował jak chłopa, znieważył.Wróciłem do mego pijaństwa; gdy by-łem pijany, układałem sobie plany zemsty, przysięgałem, że zabiję Dorna, pisa-łem nawet listy z pogróżkami.Magda, która o tym wszystkim wiedziała, opo-wiadała mi, że on te listy chowa w owej leśniczówce w obawie, żeby ich nie zna-lazła żona.Te listy tam jeszcze pewnie są, można sprawdzić.To będzie jedendowód.Pewnego dnia upiłem się bardziej niż zwykle.Magda i jej piękne, młodeciało stało mi przed oczyma.Włóczyłem się po wsi, potem zobaczyłem otwartąbramę parku morańskiego; wszedłem.Właśnie gdy się tam znalazłem, rozpętałasię burza; schroniłem się pod drzewami w okolicy strzeleckiego pawilonu.I gdytak stałem ukryty w zaroślach, ujrzałem scenę, która mną wstrząsnęła.Człowiek,którego znałem z widzenia, pan Edward Gorzecki, podbiegł do pawilonu i z krzy-kiem usiłował wyzwać Dorna, który był najwidoczniej w pawilonie, na pojedy-nek.Wymachiwał przy tym rewolwerem.W głowie zaświtała mi straszna myśl: Jeżeli teraz strzelę zza pleców tego człowieka i zabiję Dorna, nikt nie będziemnie podejrzewał, a Magda będzie już tylko moja.Deszcz szumiał w liściach takgłośno, że mogłem bezkarnie podkraść się za plecy Gorzeckiego.Rewolwer mia-łem przy sobie.Wziąłem na cel głowę Dorna za szklanymi drzwiami pawilonu istrzeliłem.Potem rzuciłem się do ucieczki.Uciekając, natknąłem się na jednąosobę.Była to Magda, która biegła od strony dworu z okryciem dla swej pani.Krzyknęła strasznym głosem: Franuś, co tu robisz? Powiedziałem jej: Zabiłemtwego pana! Dla ciebie, Magda.Nie mów nikomu.Krzyknęła straszliwie, ale jauciekłem.Oparłem się aż na dworcu kolejowym.Do siostry już nie wróciłem.Niechciałem jej widzieć od tego czasu.Dalsze moje dzieje już pan sędzia zna.Je-stem człowiekiem skończonym.Więc mogłem wyznać wszystko.LRTW gabinecie zapanowała po tym wyznaniu straszliwa cisza.Sędzia oddychałciężko.Wargi jego poruszały się.Wymawiał jakieś wyrazy, które łączyły się wzdanie: Chwała Bogu, chwała Bogu.Sprawdzenie słów Franciszka Przybosza było kwestią kilku godzin.W Moranach znaleziono w starej leśniczówce listy z pogróżkami, jakie pisy-wał do Dorna.A co ważniejsze, zawezwana na przesłuchanie Magda Pękalanka,widząc, że Przybosz wyznał wszystko, przyznała się, że od pierwszej chwili wie-działa, kto był prawdziwym sprawcą zbrodni.Osłaniała zbrodniarza, bo był jedy-nym człowiekiem w jej życiu, którego kochała.Proces apelacyjny Edwarda Gorzeckiego i Joanny Dornowej przyśpieszono.Miał się stać jedną, wielką rehabilitacją tych niewinnie oskarżonych dwojga lu-dzi.Wieść o odnalezieniu prawdziwego zabójcy Mariana Dorna zelektryzowałaWarszawę.Nie było domu, żeby o tym nie mówiono.Nawet najzaciętsi przeciw-nicy Dornowej i Gorzeckiego zapierali się, że wrogo się do nich odnosili i cofalisię na całej linii.Dornowa, niewinnie dręczona przez cały rok, wyrosła w oczachpubliczności na jakąś świętą.Gorzeckiego żałowano również, ale powszechnaopinia raczej współczuła tej biednej, tak bardzo krzywdzonej kobiecie.O Franciszku Przyboszu krążyły jak najdziwniejsze wieści.Ten profesor, upa-dający coraz niżej, pijak i włóczęga, który po dokonanej zbrodni przystąpił doszajki złoczyńców, zaintrygował wszystkich bez wyjątku, stał się jakąś tajemni-czą powieściową figurą, przypominającą przestępców z Dostojewskiego.Sprawajego miała odbyć się w najbliższym czasie i mówiono, że grozi mu kara śmierci,lub w najlepszym razie długoletnie więzienie.Gazety opisywały jego dziwniespokojną, kamienną postawę, pisano, że nawet na widzeniu z siostrą nie okazałnajmniejszego rozczulenia, że do wszystkiego się od razu przyznał i spokojnieLRTzrezygnowany czekał na wyrok sądu.Adwokat, który go miał bronić, miał ciężkiezadanie, gdyż klient jego twierdził wciąż uparcie, że pragnąłby umrzeć.Joanna Dornowa na wieść o wykryciu prawdziwego mordercy swego męża,wybuchła długim, spazmatycznym płaczem.Zdawać się mogło, że wraz z tymstrumieniem słonych łez, wypływał z niej cały ogrom przebytych cierpień i męki.Pierwszą jej myślą było, że on, Stefek, nareszcie dowie się naprawdę, że nie kła-mała, że nareszcie uwierzy.I znowu po raz drugi zebrała się publiczność, łaknąca sensacji na sali sądowej.Znowu zobaczyła czarno ubraną, drobną kobietę o bladej, smutnej twarzyczce iwytwornie ubranego, o nerwowych ruchach Edwarda Gorzeckiego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]