[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zapinał spodnie, patrząc na nią.- Co.co ty robisz?Wstała, wysunęła z komody dwie szuflady i wyciągnęła ku niemu.Jed-nym zręcznym ruchem przewróciła je do góry dnem, wysypując zawartośćna dywan.- Dawidzie, zanim wyjdziesz do ambasady, chciałabym, żebyś mi po-mógł w jednej małej sprawie.Richard Llewellyn wyjął chustkę i otarł pot z czoła.Był ciepły, wilgot-ny poranek, a oni stali już kwadrans lub dłużej pod bezlitosnym saudyjskimsłońcem, czekając na przyjazd króla.Tęsknie spojrzał na kuszący cień we-wnątrz namiotu, rozbitego dla jego wysokości, i zastanawiał się, ile jeszczebędą musieli czekać.Pewnie długo.Królowie sami ustanawiają reguły.Jego wzrok przykuł blask słońca odbity od obiektywu aparatu fotogra-ficznego.Fotograf usadowił się na dachu dwupiętrowego budynku lotniska,skąd mógł objąć całe widowisko.Richy usiłował sobie wyobrazić to zdję-cie: różnorodność przepysznych, orientalnych dywanów w barwach odciemnego kobaltu do czerwieni żurawiny, porozkładanych na asfalcie; mu-siały pokrywać chyba pół akra.Tradycyjny beduiński namiot pustynnychnomadów rozbity pośród dywanów; pasiasty baldachim biegnący od na-miotu do punktu na morzu dywanów, gdzie królewska limuzyna już dawnopowinna się była pojawić.I kontrastujące tło: duży, lśniący, nowoczesny samolot stojący równole-gle do budynku lotniska; amerykańskie oznakowanie wojskowe E-3A, nu-mer ogona C-103.Saudyjski AWACS, który wyszedł cało ze spotkania znajnowocześniejszym myśliwcem świata; cała załoga ustawiona dumnieprzed swą maszyną, czekająca na odebranie pochwały z ust króla saudyj-skiego.No, prawie cała załoga.Brakowało tylko jednej osoby: niejakiego JulesaBergera, zwanego też Julisem Bergstromem, byłego agenta izraelskiego. Rybałt zwinął manatki w dzień po incydencie i wrócił do Stanów, zestrachu, że jego prawdziwa tożsamość wyszła na jaw.Richy'emu brakowa-ło drobnego człowieczka, którego dowcipy w chwilach takich jak ta roz-bawiały i relaksowały innych Amerykanów.Jego potężnie zbudowanyakolita był nadal obecny.Jednak stojący obok Richarda Tłuścioch nie byłtym samym człowiekiem bez swej drugiej połowy.Kręcił się niespokojnie inie miał nic do powiedzenia.Na zasadzie kontrastu saudyjscy członkowie załogi stojący w pozycjispocznij w świeżo wyprasowanych jasnobrązowych mundurach z gabardy-ny wyglądali na zrelaksowanych i spokojnych.Zachowywali pełne szacun-ku milczenie, przepojeni powagą chwili.- Chryste! Ile jeszcze mamy, kurwa, czekać? - Mimo że wypowiedzianecichym głosem, słowa Hausera sprawiły, że kilku Saudyjczyków odwróciłogłowy z dezaprobatą.Pot lał się już strumieniami z tego potężnego męż-czyzny, który zmienił swój tradycyjny mundur roboczy na jedyny garnitur,jaki przywiózł do Arabii Saudyjskiej; zle dopasowany strój, którego ciem-ny materiał wchłaniał promienie słońca jak gąbka.- Stać na pierdolonymsłońcu jak banda cholernych debili! Topię się we własnym pieprzonympocie!Jego uwagi były chyba skierowane pod adresem szefa grupy amerykań-skiej, Hansona, spokojnego i wytwornego w szytym na miarę jasnozielo-nym garniturze samodziałowym.- Uspokój się, Hauser! - syknął Hanson.- Wychodzi z ciebie ta caławóda, którą wychlałeś w nocy.Założę się, że w pocie wykryto by sto pro-cent.Gdybyś nie usiłował osobiście rozprawić się z każdą butelką, którąprzemyciliśmy na przyjęcie.- Proszę o ciszę! - Upomnienie nadeszło od strony pedantycznego sau-dyjskiego urzędnika państwowego, który przed godziną przyjechał na lot-nisko, by nadzorować całą uroczystość.To on domagał się, by załoga za-wczasu ustawiła się przed samolotem.- Pierdol się, dupku! - mruknął pod nosem Hauser.Tym razem Richyzgadzał się z wybuchowym inżynierem z IBM.Mogli czekać spokojnie wchłodzonym wnętrzu AWACS-a, a kiedy przyjechałaby już królewska li-muzyna, w ciągu minuty stanęliby przed samolotem.Spojrzał ukradkiem w lewo, gdzie samotnie stała Roxana, dziesięć kro-ków od nich, w plisowanym białym kostiumie, który wypełniała wewszystkich właściwych miejscach.Jej odłączenie od reszty było kolejnymgłupim pomysłem zadufanego urzędnika.Zakłopotany obecnością kobietypośród załogi, kręcąc głową, przyglądał się z dezaprobatą jej odsłoniętejszyi.Dopiero po interwencji kapitana samolotu zezwolił jej na uczestnicze-nie w uroczystości, pod warunkiem że stanie osobno, a szyję i ramionazasłoni białą chustą.Richy zdawał sobie sprawę, że próbowała zwrócić na siebie jego uwagę.Od tamtego lotu, który o mały włos nie zakończył się tragicznie, dwukrot-nie usiłowała z nim porozmawiać.Zaraz po bezpiecznym wylądowaniupodeszła do niego, a w jej oczach widział wyraz szacunku.Richy pospiesz-nie odszedł, tłumacząc się zmęczeniem.Następnego dnia rano przyszła doniego i zapukała do drzwi.Nie odpowiedział; nie miał jej nic do powiedze-nia.Jej szybki romans z Hansonem ubódł go do żywego.Teraz jednakprzestał już odczuwać ból i pragnął, żeby tak zostało.Chciał się rozstać wspokoju.Aż dopiero dziś rano, właśnie kiedy sądził, że sprawa została zakończo-na, poczuł nieoczekiwane ukłucie, widząc jej pociągające kobiece ubraniezamiast tradycyjnej męskiej koszuli i dżinsów.Stojąc tak samotnie, oddzie-lona od reszty grupy, wyglądała smutno i była w niej bezbronność, którejnigdy wcześniej nie zauważył.Hanson oczywiście puszczał ją kantem;pierwszym samolotem z Rijadu wracał do żony.Pracownik Boeinga wpadł do Richy'ego poprzedniego popołudnia, kie-dy ten sprzątał pokój i kończył się pakować.Wieczorne przyjęcie miałobyć ostatnim występem Amerykanów.Ich kontrakt wygasł i za kilka dnimieli wracać do domu.Hanson wcześnie zaczął się bawić; już był niecopijany.Powiedział, że wpadł, ponieważ słyszał, że Richy nie wybiera się naprzyjęcie i postanowił go namówić.Richard istotnie nie zamierzał iść, ale nikomu o tym nie wspomniał.Al-bo Hanson potrafił czytać w myślach, albo przyszedł w jakimś innym celu.Powód wizyty wkrótce się wyjaśnił; Hanson zaczął mu dziękować za ura-towanie im życia na pokładzie AWACS-a.Stał się tak wylewny, że Richypoczuł zażenowanie i na próżno usiłował mu przerwać.Podczas gdy Han-son bełkotał dalej, Richy przypomniał sobie jedną scenę z tamtego kry-tycznego dnia: Hanson i Roxana zamknięci we dwoje w kabinie, kiedy toRichy wytężał umysł, by ocalić ich z opresji.Potem sprawy wydostały się spod wszelkiej kontroli
[ Pobierz całość w formacie PDF ]