[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Pogalopujmy!Raoul zmusił konia do galopu, jakby pęd mógł wyprzedzić jego troski.Potem, ze śpiącym Guillaumem zwiniętym na jego kolanach, Raoul siedziałprzy ogniu, obserwując swoją teściową.Szyła dla wnuka tunikę, z ledwością wi-dząc igłę w ciemności.Jej oczy miały ten sam brązowy kolor co Claire i Guil-laume a.Kiedy była młoda, co najmniej jeden trubadur napisał pieśń na cześć jejurody Na Alianor al Bel Cors.Lady Alianor o pięknym ciele.Lata wojnyodcisnęły na niej jednak swoje piętno.Była teraz wymizerowanazatroskana, a głębokie linie znaczyły kiedyś gładką skórę.Jakby wyczuwając jego wzrok, podniosła głowę znad igły. Martwisz się o jutro powiedziała. Nie lubię zostawiać Guillaume a.Wiem, że jest w dobrych rękach, Alia-nor, i jest szczęśliwy, to widać.Tylko. Skrzywił się- Chcę przeżyć, żeby móc patrzeć jak dorasta.Alianor odłożyła robótkę na bok i spojrzała na niego z niepokojem.LRT Simon de Montfort zostanie pokonany powiedziała. Ma przeciwsobie największe siły, jakie do tej pory sprzymierzyły się przeciw niemu, a pro-wadzi je sam król aragoński! To prawda powiedział Raoul. Ale zna się na walce. Musicie go pokonać powiedziała Ałianor gwałtownie, a do oczu na-płynęły jej łzy. Jeśli wam się nie uda, to być może nigdy już nie zobaczę mo-jej córki.o ile w ogóle żyje. Spojrzała na śpiącego wnuka. Biedny malec szepnęła. Co oni zrobili z jego matką?Spoglądając w dół na Guillaume a, poczuł jak pęknięcie w sercu się powięk-sza.Strata Claire była jak otwarta, choć nie śmiertelna, rana.Nauczył się z niążyć, ale ból nie ustępował, a czasami bywał nie do zniesienia. Myślisz pewnie, że to dziwne, że tak rzadko ją wspominam powiedziałdrżącym głosem. Nie dlatego jednak, że mnie to nie boli.Boli mnie to takmocno i tak głęboko, że nie jestem w stanie znalezć na to słów. Ostrożniewstał i zaniósł Guillaume a do małego łóżka stojącego pod ścianą pokoju.Dużączęść jego uczuć stanowiło poczucie winy, ale tego nie mógł powiedzieć matceswojej żony.W namiocie króla Pedro de Aragon płonęły świece, rozjaśniając słabe jesz-cze światło poranka.Wokół jednego z płomieni trzepotała duża ćma.Król wy-ciągnął rękę, chwycił owada i rozgniótł go o muskularne udo. To właśnie zrobimy z de Montfortem, kiedy tylko wyściubi nos z Muret! Jego oczy błysnęły, kiedy spoglądał po otaczającym go kręgu dowódców, ba-cząc który ośmieli się mu zaprzeczyć.Poprzedniego wieczora przesadził z wi-nem i igraszkami w łóżku, był więc w fatalnym humorze.Hrabia Foix poparł go z entuzjazmem.On i Pedro de Aragon mieli podobnepoglądy.Lekki głos Raymonda z Tuluzy włączył się do debaty jak dzban zimnej wo-dy wylany na gorące węgle. Ja wciąż twierdzę, że powinniśmy zaczekać aż on zaatakuje nas, a niewychodzić mu naprzeciw powiedział. Mamy tutaj silną pozycję.Zostańmyi wykończmy go strzałami z kusz. Odwrócił się do swoich doradców szukającpotwierdzenia.LRTStojący z ramionami złożonymi na piersi Raoul uznał, że propozycja jegoseniora jest rozsądna, chociaż wiedział, że ostrożność Raymonda jest podykto-wana w dużej mierze strachem.Foix też to zauważył. Ach, doprawdy, świetny pomysł! zaczął szydzić. Jeśli o ciebie cho-dzi, to wróg widział tylko twój tyłek w odwrocie!Rycerze z Ariege i Aragonu ryknęli śmiechem na tę okrutną, chociaż praw-dziwą uwagę. Spokój! Twarz króla zaczerwieniła się. Nic nie zyskujemy przez tedziecinne potyczki słowne. Z de Montfortem nie będziemy mieli drugiej szansy powiedział Raoulw ciszy, która zapadła pod spojrzeniem Pedro. Lord Raymond ma rację.Le-piej byłoby utrzymać nasze pozycje i czekać. Na rany Chrystusa, nasza armia jest dwa razy liczebniejsza! ryknął deFoix
[ Pobierz całość w formacie PDF ]