[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jaskólski ze łzami oglądałpieniądze pod latarnią, wzdychał i powlókł się do domu.Wysocki przedostał się na Piotrkowską i szedł wolno w górę, pełengłębokiego znękania tą nędzą, jaką codziennie widywał.Wlókł zmęczonym, smutnym wzrokiem po mieście przycichłym,po fabrykach, które majaczyły w głębi dziedzińców jak czarne, śpiącepotwory, po nielicznych oświetlonych oknach, jakie patrzyły w czarnąwilgotną noc.Czuł się dziwnie zdenerwowanym i niespokojnym, miałduszę pełną lęku niewytłumaczonego i tych niepokojów dziwnych, któ-re bez przyczyn zewnętrznych przylatują, obsiadają duszę i tak ją stra-szą, że wtedy człowiek zdenerwowany patrzy z obawą na domy, czysię nie walą na niego, czeka i spodziewa się jakich strasznych wieści,myśli o wszystkich nieszczęściach, jakie ludzi spotykają.Wysocki był w podobnym nastroju.Nie chciało mu się iść do domu, nie chciało mu się nawet wstąpićna gazety do cukierni, obok której przechodził, obojętnym mu było wtej chwili wszystko, bo zaczęła mu się w duszę wżerać coraz silniejzmora niepokoju. Głupie życie prowadzę myślał. Zupełnie głupie!Przed teatrem spotkał się oko w oko z Melą, szła z Różą z przed-stawienia, powóz jechał za nimi.Przywitał się dosyć obojętnie i chciał żegnać zarazem.NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG187 Nie odprowadzisz nas? Nie chciałem wam przeszkadzać. Chodz na herbatę, w domu musi już czekać Bernard.Poszedł w milczeniu, nie odzywał się, bo nie chciało mu się mówićnawet. Co tobie, Wysocki? Nic, prócz zwykłego zdenerwowania i jakiejś ostrej apatii. Spotkało cię co złego? Nie, ale oczekuję na złą wieść, a nigdy mnie jeszcze przeczucienie zawiodło. Mnie tak samo, ale wstydziłam się przyznawać szepnęła Mela. A przy tym byłem u nędzarzy dzisiaj, nałykałem się tyle wido-ków niedoli ludzkiej, że się upiłem.Wstrząsnął się nerwowo. Jesteś chory na litość, jak mówi o tobie Bernard. Bernard zawołał mocniej on ma stałe delirium tremens oplu-wania wszystkiego, on jest jak ślepy, który chce wmawiać we wszyst-kich, że nic nie ma, ponieważ sam nie widzi. Co to za nędzarze? może by im pomóc? zapytała Mela.Opowiedział im położenie Jaskólskich i kilku innych rodzin robot-niczych.Słuchała ze współczuciem, notując w pamięci adresy. Dlaczego ludzie muszą się tak męczyć? za co? szepnęła. Teraz ja się spytam, co tobie, Mela? Masz łzy w głosie? Nie pytaj, nie chciej wiedzieć nawet.Pochyliła głowę na piersi.Nie pytał się, popatrzył się na jej twarz i zapadł znowu w zadumę.Patrzył w puste, umilkłe ulice, upunktowane szeregami latarń, naszeregi domów podobnych do skamieniałych głów potworów, leżącychobok siebie, które zdawały się drgać szybami okien w świetle żółta-wym ulicy, jakby przez ciężki i niespokojny sen. Co jej jest? myślał ogarniając rozpalonym spojrzeniem jej gło-wę i czuł, że ten jej smutek zaczyna go boleć i nękać. Nie bardzo musiałyście się bawić w teatrze? Przeciwnie! Ale straszna jest potęga miłości! mówiła Róża,jakby wypowiadając dalszy ciąg myśli. Jak ta Safo cierpiała!Wszystkie jej krzyki, błagania, wszystkie jej boleści pamiętam, mam jew sobie jeszcze.Przeraziła mnie taka miłość, nie rozumiem jej, wątpięnawet, czy można tak bardzo czuć, tak zupełnie oddać się miłości, takprzepaść w niej.NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG188 Można.można. szepnęła cicho Mela podnosząc oczy. Przejdz na moją stronę, Wysocki! Daj mi rękę.I gdy to zrobił,wzięła jego chudą rękę i przyłożyła do czoła i twarzy rozpalonej. Czujesz, jak jestem zgorączkowana? Strasznie.Po cóż chodzić na takie denerwujące sztuki? Więc cóż ja w końcu robić będę! wykrzyknęła boleśnie i roz-szerzonymi oczami zawisła na jego twarzy. Ty mi nie dasz rady żad-nej na nudę, a mnie się już znudziły wszystkie fiksy, nudzą mnie prze-jażdżki po mieście, nudzą mnie wyjazdy za granicę, bo nie cierpię ho-telowego życia, a teatr jeszcze mnie zajmuje czasem, bo zatarga ner-wami, zdenerwuje, a lubię, gdy mną coś zatarga do głębi. Co jest Meli? przerwał, nie słysząc, co mówiła. Zaraz się dowiesz. Nie, nie, nie zaprzeczyła Mela, dosłyszawszy zapytanie i odpo-wiedz.Weszli do oświetlonego przedpokoju pałacu Mendelsohna. Pan Endelman jest? rzuciła Róża zapytanie lokajowi, razem zkapeluszem i długą peleryną. W myśliwskim pokoju i prosi, żeby tam jaśnie państwo przyszli
[ Pobierz całość w formacie PDF ]