[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chciała spytać,co się stało, ale nie zdążyła.Znowu rozległ się trzask, potem drugi, jakbyktoś puszczał sztuczne ognie.Zdziwiła się, widząc, że ludzie rzucają się do ucieczki.Niektórzyprzycupnęli za fontanną, jakby szukając tam schronienia.Odgłosy wybuchów umilkły na chwilę,by zaraz powrócić z jeszcze większą siłą.Luisa siedziała bez ruchu na krześle.Strasznie zbladła.Boże, pomyślała Susan, co tu siędzieje?Wtem tuż obok przebiegł mężczyzna z pistoletem w ręku.Przystanął parę metrów przednimi.Potem znów zaczął biec, przecinając plac.Kiedy był obok fontanny, z bocznej ulicy,dokładnie naprzeciwko kawiarni, wyjechał samochód.Pózniej, gdy Susan przypominała sobie te chwile, wydawało jej się, że oglądała jakiś film.Mężczyzna, widząc nadjeżdżających, przyklęknął i wycelował w ich kierunku.Ryk silnikazmieszał się z hukiem strzałów padających z otwartego okna samochodu.Susan nie mogła sięodwrócić, żeby się temu przyjrzeć.Całą jej uwagę pochłonął człowiek na placu.Zerwał sięraptownie, zrobił, potykając się, parę kroków naprzód, a gdy odzyskał równowagę, runął na bruki więcej się nie poruszył.Samochód popędził dalej.W ciszy, która towarzyszyła tej scenie, Susan słyszała tylko własny ciężki oddech.Luisaszeptała coś, co było chyba modlitwą.Ludzie na placu zamarli, a po chwili zaczęli biec w różnestrony.Jakaś kobieta krzyczała, słychać było też płacz dziecka.Susan nie mogła oderwać wzroku od leżącego na ziemi mężczyzny.Nikt się o niego niezatroszczył.Nie zastanawiając się, co robi, podeszła powoli i pochyliła się nad nim.Czuła, że musikoniecznie w jakiś sposób mu pomóc.Leżał twarzą w dół, z ręką wyciągniętą przed siebie.Zrozumiała od razu, że za pózno już naratunek.Popatrzyła na pistolet, który wypadł mu z dłoni.Był bardzo podobny do tego, któryznalazła u Eryka.Odwróciła się.Do jej uszu dobiegło wycie syreny policyjnej.Miała wrażenie, że odbija sięono echem w jej głowie.Luisa siedziała biała jak kreda, najwyrazniej znajdowała się w stanie szoku. - Jak się czujesz? - spytała cicho Susan.Nic nie odpowiedziała, patrzyła odrętwiałym wzrokiem w stół.Dopiero teraz Susanzauważyła dziurę w blacie i okruchy szkła.Cała krew odpłynęła jej z twarzy.Musiała chwycić sięoparcia krzesła, bała się bowiem, że zemdleje.Gdy obserwowała mężczyznę z pistoletem, nie dotarło do niej, że kule fruwały tuż obok.Jedna z nich trafiła w stolik, przy którym siedziały i przedziurawiła szklankę.Susan zapragnęła nagle znalezć się w silnych ramionach Eryka.Po paru minutach Luisa przyszła już nieco do siebie.Wciąż jednak była bardzozdenerwowana.Susan zaproponowała więc, że ją odprowadzi.Uważała, co prawda, że powinnypoczekać, aż policja zacznie przesłuchiwać świadków.- Przyjaciołka jednak czuła się takniedobrze, że musiała jak najszybciej znalezć się w domu.Ich zeznania nie na wiele zresztą by sięprzydały.Susan nie zapamiętała koloru samochodu, ani tym bardziej jego marki.Pasażerów wogóle nie widziała.Na placu znajdowało się tylu ludzi, którzy z pewnością spostrzegli znaczniewięcej.Kiedy wróciła do willi, służący powiadomił ją, że pani Ruspaoli chce się z nią widzieć jeszczeprzed kolacją.Poszła więc do saloniku, gdzie Vanna stała przed manekinem, przyglądając sięupiętej na nim sukni.W ustach trzymała szpilki i robiła jakieś poprawki.- Już jestem - powiedziała Susan słabym głosem.- Doskonale.Chciałam pani powiedzieć, że w poniedziałek będziemy mieli gości.- Spojrzałana nią i zmarszczyła czoło.- Co się stało, moje dziecko? - spytała z troską.- Wygląda pani jak zkrzyża zdjęta.Susan do tej pory trzymała się dzielnie, ale słysząc słowa współczucia wybuchnęła naglepłaczem.Pani Vanna wzięła ją za rękę i poprowadziła w stronę kanapy.Sama usiadła obok,kładąc dłoń na ramieniu dziewczyny.Susan trochę się uspokoiła i po pewnym czasie mogła jużopowiedzieć o swoich przeżyciach dzisiejszego popołudnia.Gdy odzyskała równowagę, mówiłarzeczowo i całkiem spokojnie.- Terroryści.To mogli być tylko oni - odrzekla Vanna.- Albo mafia.Jej pierwsze podejrzenie potwierdziło się po powrocie do domu pana Ruspaoli.O całymzajściu słyszał już z radia.- Akcję zorganizowali terroryści.Zcigali pewnego polityka, ale im umknął.Jeżeli dobrze zro-zumiałem, zabili dwóch członków obstawy i policjanta.To pewnie jego pani widziała.- Ale dlaczego dzieją się takie rzeczy? - spytała Susan.- Ci ludzie dążą do obalenia rządu.Nazywa się ich anarchistami, co oznacza, że niepodporządkowują się żadnym obowiązującym regułom.Stosują przemoc, najczęściej bezsensowną i pozbawioną konkretnego celu.Osobiście sądzę, że chcą zmusić rząd, by użyłprzeciwko nim siły.Wtedy mogliby podjudzać innych.Mimo wyjaśnień pana Ruspaoli Susan nadal nie widziała w tym wszystkim żadnego sensu.- Czyżby tak łatwo było zdobyć broń? Posiadanie jej jest chyba niezgodne z prawem?Uśmiechnął się blado.- Jeśli ma się odpowiednie znajomości, nie przedstawia to żadnego problemu.Przy kolacji siedzieli w prawie całkowitym milczeniu.Nawet dzieciom udzielił się apatycznynastrój Susan.Dziewczyna jadła bardzo mało, a kiedy skończyła, zapytała, czy może już pójść doswojego pokoju.- Oczywiście, kochanie - odparła natychmiast pani domu.- Widzę przecież, że pada pani ze zmęczenia.Susan wstała od stołu i miała już otworzyć drzwi, kiedy Vanna ją zawołała:- W poniedziałek przyjdzie na kolację Mario Rocci.Bardzo się cieszył, że znów paniązobaczy.Eryk zadzwonił w sobotę rano, w porze śniadania [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed