[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dlaczego kazałaś mnie śledzić? - W obronie własnej.- Co ty, do diabła, wygadujesz?- Po tym, kiedy pobiłeś Byrona do nieprzytomności w Boże Narodzenie, groziłeś mi, nie pamiętasz? - Lód w jej głosie roztopił się.Teraz przypominała pomrukujący wulkan, gotów w każdej chwili wybuchnąć.- Powiedziałeś, że jeśli Byron spędzi noc pod moim dachem - moim dachem, Alex, nie twoim - to pozbawisz mnie praw rodzicielskich, bo nie będę się kwalifikować jako matka!- Nigdy tego nie mówiłem.Nie powiedziałem, że nie kwalifikujesz się jako matka.- Właśnie, że powiedziałeś! Powiedziałeś, że wywleczesz sprawę Byrona i wystąpisz o wyłączność praw rodzicielskich.Cóż, drogi panie, ja też tak potrafię.Byron spędzi dzisiejszą noc u mnie, tak jak wczoraj i przedwczoraj.I jutro też! Tyle cholernych nocy, ile ja będę chciała! I wiesz co? Będzie mnie rżnął, aż mi mózg stanie!Jak zwykle udało jej się sprawić, że stracił panowanie nad sobą.Odwarknął niemal automatycznie:- No, to akurat żadna sztuka.Będzie po wszystkim, zanim skończy rozpinać rozporek.Zaśmiała się, wiedząc, że udało jej się wyprowadzić go z równowagi.Kiedy się znów odezwała, zrobiła to lodowatym tonem.- Zabawne.A co powiesz na to, żartownisiu, że wiem wszystko o twoich sprawach łóżkowych? O tej małej, słodkiej Toni Fiorella? Byrone przynajmniej nie jest już dzieckiem.Zobaczymy, jaka będzie opinia sądu na temat sypiania z podwładną.O cholera! - Ja przynajmniej nie robię tego przy Suzie - powiedział i od razu zdał sobie sprawę, że to kiepski argument.- Więc chcesz powiedzieć, że wszystko jest w porządku, kiedy wy ukrywacie się, jak kaznodzieja z dziwką, natomiast nie jest w porządku, kiedy robi to dwoje zaręczonych ludzi, którzy mają się pobrać? Wątpię, czy twoja argumentacja zrobi wrażenie na sędzi w Boise.Zawsze lubiłeś naginać fakty, żeby pasowały do twoich wyobrażeń o tym, co jest słuszne, a co nie, prawda? Wiedział, że powinien ją przeprosić, uspokoić.Powiedzieć jej, że nie panował nad sobą, kiedy walnął jej nowego przyjaciela - który pierwszy złapał go za ramię, nie zapominajmy o tym - i że żałuje słów, które wtedy wypowiedział.Tyle, że mówił wtedy to, co myślał.Teraz też tak myślał, ale rzucało to nowe światło na cały problem.Miała rację.Sędzia na pewno nie odbierze jej Susie, jeśli on, Alex, nie udowodni, że Megan jest złą matką.A prawda jest taka, że ona jest wspaniałą matką.Uważał tak, kiedy byli razem i nie zmienił zdania, kiedy się rozstali.Poza tym, nie chciał stracić córki.Gdyby pozwolono mu się z nią widywać tylko raz, czy dwa razy do roku, w święta, niechybnie straciłby z nią kontakt.Dorastałaby, traktując Byrona jako ojca.To on odwoziłby ją do szkoły i do kolegów, to on pomagałby jej w odrabianiu lekcji i robił wszystkie inne rzeczy, które powinien robić Michaels.Musi przeprosić, spróbować znaleźć jakieś rozwiązanie.Ale zwlekał z tym zbyt długo.- Do widzenia, Alex.Możesz dzwonić do Susie, nie chcę, żeby pomyślała, że wykluczam cię z jej życia, ale my oboje nie mamy już sobie nic do powiedzenia.Pozdrów ode mnie swoją nastolatkę.Przerwała połączenie.Michaels zamrugał kilkakrotnie.Stał tak w środku nocy na chodniku w centrum Londynu, czując się, jakby właśnie dostał kolanem w krocze.Jego była żona wiedziała o romansie z Toni - która była od niego o kilkanaście lat młodsza, ale przecież nie była już nastolatką! - i usłyszałby o tym w sądzie, gdyby wystąpił przeciw Megan w kwestii praw rodzicielskich.Oboje z Toni byli dorośli, ale on był jej szefem.Nie wyglądałoby to dobrze przed sądem.W FBI niechętnie patrzono na takie związki, a ponieważ nie miał żadnych układów z nową dyrektor, Allison na pewno nie nadstawiałaby za niego tyłka, gdyby sprawa stała się głośna.Wpadł po uszy w gówno, delikatnie mówiąc.Czwartek, 7 kwietnia Walworth, Londyn, AngliaPierwszym konkretnym zadaniem, jakie Peel dostał od swojego szefa była prawdziwa operacja, i to z gatunku tych, które odpowiadały mu najbardziej.To było o wiele lepsze od siedzenia w przeciągu w starym kościele i gapienia się na scenki z holograficznego projektora.Prawdę mówiąc, wszystko było lepsze niż taka bezczynność.Okazało się, że pewien naukowiec, swego czasu nauczyciel akademicki Bascomb-Coombsa, teraz dorabiający na emeryturze jako prywatny konsultant, zapuszczał się w regiony komputerowego świata, do których nie powinien był zaglądać.Bascomb-Coombs szykował jakieś komputerowe draństwo i nie chciał, żeby jego były profesor pętał mu się w tym czasie pod nogami.Nie chodziło o wyrządzenie staremu poważnej krzywdy, wystarczy, że będzie niedysponowany przez dzień, no, może trzy dni.Czy Peel mógłby się tym zająć?- Drugi stopień - powiedział Peel, zwracając się do trzech mężczyzn w samochodzie.- Dobrze mnie zrozumieliście? Cała trójka na tylnym siedzeniu - Peel siedział za kierownicą wielkiego Chevroleta - skinęła głowami.- Tak jest, sir odpowiedzieli chórem.Byli to najmłodsi z jego ludzi, Lewis, Huard i Doolittle, ubrani jak pospolici awanturnicy: buty Doc Martin ze stalowymi wzmocnieniami nosków, wypchane drelichowe spodnie i czarne koszule, rozpięte i z obciętymi rękawami, żeby było widać fałszywe tatuaże na ramionach i na piersiach.Całości dopełniały atrapy kółek w nosach, kolczyki i łyse peruki, pod którymi bez trudu udało się ukryć ich ostrzyżone na jeża włosy, tak, że wyglądali na skinów.I o to właśnie chodziło - trzech młodych bandziorów, którym zachciało się porozrabiać.Złudzenie doskonałe, władze musiały je przyjąć za prawdę.Gliny były w tym dobre.Wystarczyło im podrzucić coś w miarę wiarygodnego, a przestawali węszyć w poszukiwaniu ukrytych śladów, motywów, znaczeń.Prawie zawsze tak było.Drugi stopień.Nauczył się tego w Republice Południowej Afryki, gdzie kilka lat temu brał udział w jakimś szkoleniu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]