[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wyżej uniosła głowę.- Stąd jest przecież całkiem niedaleko doElmwood.Cameron westchnęła.Owszem, dla parowca płynącego poMissisipi sto siedemdziesiąt mil rzeczywiście nie stanowiło problemu.Co innego piesza wędrówka, w dodatku w towarzystwie trzechczarnych niewolnic.Zakrawało to na szaleństwo.- Wy też nie chcecie zostać na statku? Blizniaczki przykucnęłytuż za plecami Taye.Obydwie jak na komendę potrząsnęły głowami.Ich ogromneoczy błyszczały w ciemności.- Chcą iść z nami na Północ.Błąkały się po lesie, zanim znalazłaje Naomi.Nie znały drogi do domu.Zamierzały jechać do Delaware,bo tam mają rodzinę.Sądzę, że nie powinny się z nami rozstawać.Wnaszym towarzystwie poczują się bardziej bezpieczne.Wprawdzie Cameron nie miała pojęcia, jak dojdą do domu, alebyła uparta.Skoro dziewczęta chciały do niej dołączyć, nie mogła ichodwodzić od tego zamiaru.- Macie wszystko ze sobą? - zapytała rzeczowo.- Nie będziemy przystawać w miastach.Pójdziemy prosto doJackson, ale leśną drogą.Może tak się zdarzyć, że będziemy wędrowaćw nocy, wyłącznie przy świetle księżyca.- Spojrzała na Taye.- Mówi-łaś, że masz trochę pieniędzy?- Thomas dał mi całe swoje oszczędności.Nie jest tego zbytousladanscwiele.- No cóż.- Cameron popatrzyła na trap, po którym kilka minutwcześniej Jackson zszedł do portu.- Ruszamy w drogę.Chyba wiem,jak najszybciej stąd się wydostać.Jackson zatrzymał się na rogu ulicy, żeby zamienić parę słów zmarynarzem w czerwonej koszuli.Cameron obserwowała go podczasrozmowy z Taye.Minutę pózniej zniknął za zakrętem.Jeżeli szedł naPółnoc, powinien bez kłopotu wyprowadzić je z Biloxi.We cztery ruszyły gęsiego w stronę trapu.- Thomas nie przyjdzie się z tobą pożegnać? - szepnęła Camerondo Taye.- Powiedział, że w ogóle nie chce słyszeć o naszych planach.Niebędzie wspólnikiem zbrodni.- Mulatka uśmiechnęła się do własnych myśli.- Prawdę mówiąc, jest przekonany, że uciekniemy stąd dopierorano, zanim marynarze rozładują towar.Cameron się uśmiechnęła.- Nasi panowie będą mocno zaskoczeni.Złapała Taye za rękę i we dwie pobiegły w kierunku ulicy.Pochwili dotarły do zakrętu, za którym zniknął Jackson.Szedł wąskimiuliczkami przez ciche zaułki miasta.Cameron zobaczyła tylko kilkabezpańskich psów.Trzy czarnoskóre dziewczęta sunęły za nią niczymcienie.Minęły pijanego marynarza, siedzącego na beczce z wodą, ikilka jadących ulicą powozów.Nagle do ich uszu dotarły dzwiękimuzyki i spostrzegły na wpół nagą Murzynkę, tańczącą w świetleousladanscogniska.W oddali słyszały śmiechy i huczną zabawę.Cameron starała się trzymać w bezpiecznej odległości, ale nietraciła z oczu Logana.Wyglądało na to, że czegoś szukał.Ciekaweczego? Czytał rozklejone na ulicy plakaty.Kiedy znów skręcił wgłówną aleję, Cameron dała znak dziewczętom, żeby nie podchodziłybliżej.Ostrożnie wyjrzała zza rogu i zobaczyła, że stanął przed sklepemrzeznika.Przedstawił się żołnierzowi w szarym mundurze wojskKonfederacji i został wpuszczony do środka.Ten łotr pomnażał zyski, zadając się z wrogiem, uznała Cameron.Jak mogła wpaść na pomysł, że kiedyś będą razem? Owszem, kochago, ale nie potrafiłaby żyć z człowiekiem, który popiera niewolnictwo.To było dla niej nie do pomyślenia.- Co on robi? - spytała Taye.- Może powinnyśmy gdzieś sięschować, zanim ktoś nas zobaczy?- Nie wiem, którędy dalej - szepnęła Cameron - a przecież niezapytam nikogo o drogę.Tylko spójrz na mnie.- Wskazała na swojebuty, bryczesy i koszulę.- Mogą mnie zaaresztować.Wyglądam jakmarynarz z dwiema niewolnicami.- Raczej trzema - poprawiła ją Taye.- Bez dokumentów nikt nieuwierzy, kim naprawdę jestem.Cameron złapała ją za ręce.- Nie martw się.Na pewno cię z tego wyciągnę.- Wiem.Po niespełna godzinie Cameron znowu usłyszała głos Jacksona.Wyjrzała zza rogu i kazała dziewczętom schować się za beczkami,ousladanscstojącymi przy ścianie najbliższego budynku.Cała ulica śmierdziałagnijącym mięsem i trutką na szczury.- Dziękuję, że pan przyszedł, kapitanie Logan - odezwał siędystyngowany młody mężczyzna w szarym oficerskim mundurze.Niewyjął cygara z ust.Był szczupły i wyglądał jak większość młodychmężczyzn z plantacji Missisipi.W pewnym sensie nawet przypominałGranta.- Teraz pan rozumie, panie kapitanie - znacząco powiedziałJackson.- Biorę tylko złoto.Oficer zachichotał.- Mówili mi, że chytry lis z pana.Jackson uśmiechnął się uroczo.W jakiś niemal diabelski sposóbumiał zjednywać sobie ludzi.Cameron zmarszczyła brwi.Miała ochotę uciec, byle znalezć sięjak najdalej od Jacksona.Nagle powietrze przeszył głośny wrzask.Cameron z przerażeniem spostrzegła Efię, która gramoliła się na jednąz beczek.- Szczur! Szczur! - piszczała Murzynka.- Och dobry Boże!Wielki, cuchnący szczur!Za jednym razem wypowiedziała więcej słów niż przez cały rejsdo Biloxi.- Stój, kto idzie? - krzyknął żołnierz, stojący na straży.- Co się tam dzieje, chłopcze?Cameron usłyszała głos oficera.Próbowała ściągnąć Efię zbeczki.Musiały czym prędzej uciekać.ousladansc- Szybciej - warknęła, ale czarna dziewczyna wcale nie miałaochoty postawić nogi na chodniku.- Nie mogę, tam jest wielki szczur.- Wielkie nieba, Efia, szczur jest już pewnie w połowie drogi doWaszyngtonu.Na ulicy rozległ się odgłos podkutych butów.Wszyscy trzejmężczyzni zbliżali się w ich stronę.- Biegnij, Taye! - wrzasnęła Cameron.- Zabierz Dorcas! Uciekaj!- Zatrzymać je! - spokojnie rozkazał oficer.%7łołnierzy było corazwięcej.- To mogą być szpiedzy.- Dokąd się wybieracie? - rozległ się znajomy głos Jacksona.-Stój, Taye, albo cię zastrzelę.Taye stanęła jak wryta i spojrzała na Cameron.Jej oczy byłyogromne ze strachu.Cameron zostawiła Efię i pomału odwróciła się wstronę Jacksona.- Miałaś nie łazić za mną, Fanny - powiedział leniwym tonem.Fanny? Jaka Fanny?! Na szczęście Cameron była wystarczającointeligentna, żeby zrozumieć, co się dzieje.W tej chwili musiała zaufaćJacksonowi.Prawdę mówiąc, nie miała wyboru.Jackson spojrzał na oficera.- Mogę to wyjaśnić, George.- Mam taką nadzieję.%7łołnierze wyciągnęli rewolwery.Dziewczęta znalazły się wpułapce.- To trochę krępujące.ousladanscOficer wepchnął w usta następne cygaro.- Zamieniam się w słuch, kapitanie Logan
[ Pobierz całość w formacie PDF ]