[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pociąg tymczasem pędził przez gęstniejący coraz bardziej mrok,a w wagonie w dalszym ciągu z lubością rozprawiano na tematJamesa; opowieści o jego czynach w ustach licznych narratorówprzybierały formę niemal baśniową.Uwagę przykuły zwłaszcza słowa człowieka, który przeżyłsławną northfieldzką masakrę, jaka w roku siedemdziesiątymszóstym zdziesiątkowała Jamesowską bandę.Bracia Jamesowie,Jesse i Frank, pracowali wówczas z nader przedsiębiorczą,aczkolwiek mniej popularną firmą braci Youngerów.Wielcybandyci znużyli się już wówczas wiecznie jednakowym,monotonnym przebiegiem napadów.Przy tym w ostatnim czasiepojawiło się paru rabusiów, mogących się wykazać robotą niemniej czystą jak firma James&Younger.Postanowili więcwzbogacić swój program o sensacyjny majstersztyk, gwózdzbandyckiej kariery jednym słowem, przedsięwziąć cośniebywałego.Tak powstała idea złupienia dwu kas w jednymmieście naraz, Northfield w Minnesocie stał się widowniąnapadu, zakończonego bezwzględnym fiaskiem.Czemu takkiepsko skończyła się rzecz, rozpoczęta tak dobrze o tymmogli bracia Youngerowie dyskutować co nieco pózniejw słodkiej ciszy więziennych szarych godzin.Jamesom zaś na tedyskusje brakło z pewnością czasu, deptała im bowiemdyskusje brakło z pewnością czasu, deptała im bowiempo piętach zgraja nader gorliwych tropicieli.Bądz co bądz wielce ambitne postawili sobie zadanie.Mniej więcejdwadzieścia lat pózniej bracia Daltonowie w kansaskimCoffeyville spróbowali tegoż samego z równie krwawymefektem.Bez wątpienia jednak nie sposób stwierdzić,by northfieldzka katastrofa choćby trochę zmniejszyłapopularność Jessego.Pan Harrison mial nieszczęście wyrwać się z twierdzeniem,że jeżeli chodzi o celność strzału, to Jesse nie dorósł do swegobrata Franka.Pasażerowie potraktowali oszczercę z zasłużonąwzgardą i nikt już się do niego nie odezwał ani słowem.Tylkojakiś fotograf z Topeki odważył się powiedzieć, że przed kilkumiesiącami spotkał w Abilene człowieka, który strzelał równiewybornie jak Jesse James.Nazywali go Lemoniadowy Joe czyjakoś tak.Ten facet jedną ręką, jednym sześciostrzałowcem,załatwił ośmiu rewolwerowców.Cała historia nie trwała nawetminuty.Stało się to w barze Pod Uciechą Prowodyra.Lemoniadowy Joe opierał się o szynkwas i popijał lemoniadęKolakoka.Taki już ma zwyczaj.Nagle z trzaskiem otwarły siędrzwi i stanęło w nich ośmiu zabijaków z koltami w garści.Goście natychmiast zniknęli pod stołami, bo wiedzieli, co sięświęci.Ta ósemka miała z Joem jakieś porachunki.Nie zamienilize sobą ani słowa, tylko od razu wprowadzili do akcji artylerię.Kiedy strzelanina ucichła i ludzie wyprostowali grzbiety, nie mogliuwierzyć własnym oczom.Lemoniadowy Joe stał przyuwierzyć własnym oczom.Lemoniadowy Joe stał przyszynkwasie, popijając lemoniadę, a przed drzwiami leżałow ślicznej zgodzie ośmiu napastników z przestrzelonymi czołami.Joe prawą ręką wsunął pistolet do kabury, w lewejze zmieszaniem obracając szklankę, której górna połowa byłaodstrzelona.Potem odwrócił się do półżywego ze strachubarmana i powiedział: Proszę jeszcze jedną szklankę lemoniadyKolakoka.W tej pewnie jest szkło.Gdybym to wypił, mogłobymi się co stać.Gapili się na niego jak na ducha, ale osłupielidopiero, kiedy się okazało, że zabił tych ośmiu facetówsześcioma strzałami. Nie chciałem marnować kul powiedziałJoe. Matka wyrobiła we mnie zmysł oszczędności, toteżwykorzystałem momenty, kiedy dwaj stali za sobą, i dostałemich naraz. Słowo daję kończył fotograf z Topeki że to zakrawałona cud i gdybym nie widział wszystkiego na własne oczy, nigdybym nie uwierzył.Ponieważ jednak nikt z pasażerów tego cudownego zdarzeniana własne oczy nie widział, historii fotografa nie wzięto poważniei potraktowano jako bajeczkę.Wprawdzie słyszeli już cośniecoś o tym rewolwerowcu, ale były to zawsze tak fantastycznebanialuki, że uwierzyć w nie mogło tylko dziecko
[ Pobierz całość w formacie PDF ]