[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nagle stracił w jej oczachcały swój urok.- Państwo wybaczą - powiedziała - musimy się pożegnać.%7łyczę dobrej nocy.Wyszli na ulicę.Nocne powietrze przyjemnie owiewało skórę, łagodząc ból głowy.- Zręcznie wybrnęłaś z sytuacji - skomentował Ethan.- Mogłaś zrobić scenę.- To byłoby w złym tonie.RLT- Nie zapominam, że jesteś spokrewniona z domem książęcym, nawet jeśli niektó-rzy wolą o tym nie pamiętać.Lottie nie wiedziała, co sądzić o ostatniej uwadze, a kiedy spojrzała na Ethana jegotwarz była bez wyrazu.- Mam nadzieję, że dobrze się czujesz - dodał.- Całkiem niezle, jeśli się zapomni o bólu głowy.Nie przekonała go.Spojrzał tylko na jej dłoń wciąż zaciśniętą na delikatnej drew-nianej rączce wachlarza, rozłupanej na dwie części.Był wczesny ranek, gdy ktoś trącił Lottie w ramię.Niechętnie otworzyła oczy.Takciepło, tak dobrze, a oto wraca rzeczywistość, pomyślała.Ethan był już kompletnie ubra-ny, gotowy do wyjścia.W pokoju paliło się słabe światło, ukazało brudne smugi na szy-bach okiennych i kurz na podłodze.- Muszę iść - powiedział, przysiadając na skraju łóżka.- Dyliżans do Wantage od-jeżdża za godzinę.Możesz zostać w tym hotelu albo znalezć inne lokum na tych kilkadni.%7łądam jedynie, byś była w dyliżansie, który w piątek przyjeżdża do Wantage z Oks-fordu.- Wskazał brodą stół.- Zostawiam ci pieniądze na opłacenie podróży i kupno no-wych sukienek.- Roześmiał się.- Tylko nie bądz zanadto rozrzutna.I tak się ubierz nadrogę, by zrobić wrażenie, gdy już przyjedziesz.Lottie rzuciła okiem na stół.O ile poprzedniego dnia uważała go za skąpca, to dzi-siaj nie posiadała się ze zdumienia.- Zostawiasz mi te wszystkie gwinee, chociaż dwa dni temu chciałam ci je ukraść?- Jestem przekonany, że tym razem nie uciekniesz.- Jak możesz być tego pewny? - Próbowała wybadać jego twarz, ale w półmrokubyło to trudne.- Nic nie jest pewne, ale ufam ci, że będziesz w Wantage w najbliższy piątek.- Ufasz mi? - Lottie pomyślała, że pewnie jeszcze się nie obudziła i tylko jej się takśni.- Zwariowałeś?RLT- Raczej nie.- Wstał.- Zawarliśmy porozumienie, nieprawdaż? Warunki mojegozwolnienia wymagają, bym stawił się dzisiaj w Wantage, ale ty nie musisz.Masz czas nazrobienie zakupów.- Dobrze.Ryzykujesz, zostawiając mnie z pieniędzmi.Mogę cię okraść i uciec.Jużpróbowałam.- Możesz, ale tego nie zrobisz.Nie tym razem.- Chciałabym mieć twoją pewność.- Pokręciła głową.- Przynajmniej mógłbyś po-prosić kogoś, żeby wydzielał mi pieniądze i kontrolował wydatki.- Nie ma potrzeby.Nie będziesz próbowała mnie naciągać.Jestem w błędzie? - Po-całował ją.Właściwie nie był to pocałunek, zaledwie muśnięcie, lecz Lottie zadrżała.- Jesteś dziwnym człowiekiem - szepnęła.- To tylko biznes, Lottie.W twoim interesie leży związanie swojego losu ze mną.To wszystko.- Pomachał dłonią, chwycił podróżną torbę i wyszedł.Lottie nasłuchiwała, jak cichną jego kroki na schodach, stuknęły drzwi wyjściowe.Spontanicznie podbiegła do okna, skuliła się na ławie pod parapetem i patrzyła, jak Ethanodchodzi długim, pewnym siebie krokiem.Nie obejrzał się, co ją uraziło.Przypominała sobie, co powiedział.W bladym świetle poranka widziała leżące nastole wypchane złotem sakiewki.Opanowała ją chciwość.Jak wiele jest tych pieniędzy?Co mogłaby z nimi zrobić? Gdzie się udać? Spojrzała ponownie za okno.Może to jakiśtrik? Może Ethan czeka na to, co ona zrobi?Wspomniała swoje słowa:- Mogę cię okraść i uciec.Już próbowałam.- Możesz, ale tego nie zrobisz.Nie tym razem - padła odpowiedz.Niech go szlag! Skąd może to wiedzieć, jak może być taki pewny? Co się z nią sta-ło w ciągu tych dwóch dni, że to, co powiedział, okazało się prawdą? Zaufanie i lojal-ność.Aż do teraz takie pojęcia były jej obce.Zachowywała się zawsze na odwrót.Poczuła chłód, więc wróciła do wciąż jeszcze ciepłego łóżka.Ciepłego.i pustego.Powinna wstać, ubrać się i wyjść na zakupy.To ją rozerwie.Nie może rozwodzić się nadnieobecnością Ethana i nad tym szczególnym miejscem, które, jak się okazało, zajął wRLTokolicy jej serca.To nie może być miłość.Już na wstępie wykluczyła taką możliwość,zanim się pojawiła.To z nudów.Potrzebowała rozrywki, nie lubiła być sama.Dlategobrakowało jej Ethana.Nie przywykła do samotności.Wspomniała inne słowa Ethana:- To tylko biznes, Lottie.Nic dodać, nic ująć.Skoro on potrafi być taki niezależny, to ona również.Przecieżdoszła już do tego wniosku poprzedniego wieczoru.Ethan nie pomylił się.Miała swójinteres w tym, by związać swój los z Ethanem, dopóki nie pojawi się korzystniejsza pro-pozycja.Nikt nie wiedział o tym lepiej niż ona, oportunistka Lottie Palliser, kobieta bezkręgosłupa moralnego.Robiło się gorąco.Słoneczna tarcza było już dość wysoko na nieboskłonie, rozsie-wając jakby przymglone miedzianym pyłem światło, co zapowiadało duszny, letni lon-dyński dzień.Etan z torbą podróżną zarzuconą na ramię energicznym krokiem szedłprzed siebie, nie ulegając pokusie obejrzenia się i sprawdzenia, czy Lottie obserwuje go zokna.Na ulicy trwał ożywiony ruch.Przekupnie otwierali kramy, powozy terkotały nakocich łbach, pijani panowie podpierali ściany lub chwiejnym krokiem próbowali odna-lezć drogę do domu.Dziwne, że tak trudno było mu zostawiać Lottie.Jej obraz wciąż go nie opuszczał,widział ją w swoich ramionach, a potem jak zasypia po miłosnych zapasach.Zapamiętałjej współczującą twarz, kiedy dowiedziała się o Arlandzie, prześladowała go jej udręka,gdy dostrzegła w teatrze Jamesa Devlina.Gdy chciał wesprzeć ją dotykiem, odtrąciła je-go dłoń, jak on wcześniej odrzucił jej próbę pocieszenia.I zapewne tak było rozsądnie.Aączyła ich umowa handlowa.Owszem, było przyjemnie, ale obejdzie się bez zaanga-żowania emocjonalnego.Wzruszył ramionami.Jego plan wymagał bezlitosnej, chłodnej kalkulacji.Lottiemiała być tylko pionkiem, kawałkiem układanki, wyznaczył jej epizodyczną rolę w wiel-kim przedsięwzięciu, które przygotowywał.Kiedy zrealizuje swój plan, rozstanie się znią bez mrugnięcia okiem.Zapłaci jej, jak obiecał.Dotrzymywał słowa bez względu naRLTto, jak bardzo szalony i zdradziecki był świat, w którym żył, ale potem nie ujrzy jej nigdywięcej.Nie ma nic głębszego w ich znajomości.Lottie zresztą sama by sobie tego nieżyczyła, przecież w głowie jej tylko pieniądze.Dopilnuje więc, by w Wantage ich sto-sunki ułożyły się na zasadzie: lord i jego utrzymanka.Skręcił na podwórze zajazdu Pod Dwugłowym Aabędziem.Właśnie zaprzęgali ko-nie do dyliżansu.Do odjazdu brakowało jeszcze kwadransa, więc pasażerowie gromadzi-li się przed drzwiami.Aadna młoda kobieta wsparta na ramieniu zadzierającego nosa mę-ża rzuciła Ethanowi przeciągłe spojrzenie i uśmiechnęła się ledwie widocznie.Skłoniłuprzejmie głowę, ale udał, że nie dostrzegł ukrytej zachęty
[ Pobierz całość w formacie PDF ]