[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale tym razem niemaljednocześnie pomyślała: przecie\ tatki to nie mo\e zranić.Nic, co zrobię, ju\ go nie dosięgnie.W ciągu całej swej kariery biskup Paget znany był z wypowiadanych otwarcie niemodnych poglądów na rozwody.Co Bóg złączył, człowiek niech się nie wa\y rozłączać.Pod tym względem zgadzał się z religią, od której Henryk VIIIoderwał jego kościół.Dlatego te\, dopóki ojciec był w stanie pojąć, co się wokół niego dzieje, Tessa zaciskała zęby irobiła wszystko, aby umocnić rozpadające się mał\eństwo.Po tym, do czego doprowadził ojca skandal wywołanynagłą śmiercią Ruperta, nikt nie będzie mógł powiedzieć, \e dokończyła dzieła zniszczenia, sprzeciwiając się jegonajświętszym zasadom.Ale ostatni wylew sprawił, \e nic więcej nie mogło go ju\ zranić.Kiedy więc Harry wychrypiał: - Mo\e co? - Tessa spojrzała na niego wzrokiem, który sprawił, \e jeszcze bardziejzmienił się na twarzy.- Mo\e powinniśmy dać sobie spokój.Jeśli nie jestem taką \oną, jakiej pragniesz, po co podtrzymywać pozory?Skończmy z tym.W ten sposób będziesz mógł poprosić matkę, by znalazła ci kogoś, kto spełni wymagania Sansomów.Bóg świadkiem, \e od samego początku wyraznie okazywała, \e ja się nie nadaję.- Nie chcę rozwodu! - wypalił.Z twarzą ściągniętą gniewem i czymś jeszcze, nie wiedziała: szokiem czy dumą,38 Harry wstał z sofy i ruszył ku \onie.Tessa siłą powstrzymała się przed cofnięciem.- W rodzinie Sansomów nigdy niebyło rozwodów i nie zamierzam być tym, który złamie tę zasadę.Proszę tylko, \ebyś dla odmiany postawiła napierwszym planie mę\a.Odsuń na bok swoje ambicje i bądz znowu dziewczyną, którą poślubiłem.- Błękitne oczypociemniały.- Chciałbym, \ebyś pozbyła się tego, co w tobie tkwi.Czas, byśmy zało\yli rodzinę.najwy\szy czas.Tessa zamknęła oczy z rozpaczą.Och, Bo\e, Harry, pomyślała zdesperowana.Myślisz, \e to mnie powstrzyma? Nie,bo nie chcę mieć z tobą dzieci.Ju\ nie.I nie chcę ciebie.Z lodowatą jasnością stawiła czoło faktowi, \e Harry Sansomprzestał być ośrodkiem jej \ycia.Teraz zadowolenie i samorealizację dawała jej praca.Wpatrywała się w niego, ale tak naprawdę ju\ go nie widziała.Przystojna twarz, wielkie, wspaniałe ciało, surowezasady, brak tolerancji.Gładka powierzchowność, \adnej głębi.Harry widział tylko to, co chciał widzieć, akceptowałtylko to, co było dla niego dogodne.Nigdy nie udało się jej przekonać go, \e istnieją sprawy wa\niejsze od jegobezpieczeństwa i dobrego samopoczucia.- Tessa? Tess! Dlaczego tak na mnie patrzysz? Spójrz na mnie, jakbyś mnie widziała, na litość boską! To ty sięzmieniłaś, nie ja!Oczywiście, pomyślała Tessa, nigdy nawet nie przypuszczał, \e mogłabym przestać go kochać, ale tak się stało.Wiedziała teraz, \e nie była to naprawdę miłość.Ostatecznie, nieodwołalnie przyjęła to do wiadomości.Od dawna pulsTessy nie przyśpieszał ani jej \ołądek nie kulił się pod wpływem spojrzenia Harry ego czy dotyku.Nawet orgazmy, doktórych doprowadzał ją za ka\dym razem - gdyby tak nie było, uznałby się za nieudacznika - stały się zaprogra-mowane, dawno straciły pierwotną ekstatyczną nowość.Teraz nawet jego nieustanne zdrady nie mogły przełamać jejobojętności.Oczy Tessy straciły zagubione spojrzenie, gdy Harry znowu utkwił w niej wzrok.Wpatrywał się w nią w dobrzeznany jej sposób.W głębi duszy, gdzie starannie ukrywał (tak przynajmniej sądził) wszystkie swe niepewności i kom-pleksy, czuł niepokój.A kiedy Harry był w takim właśnie nastroju, miał skłonność do walenia na oślep.Ostro\nie, pomyślała Tessa, czując,jak na jej ciele pojawia się gęsia skórka.Nigdy dotąd jej nie bił.Unosił pięści, tak, ale choć wisiały w powietrzu,zaciśnięte i gotowe do ciosu, nigdy nie uderzyły.Za pierwszym razem, pokonując strach, powiedziała stanowczo:- Mo\esz mnie uderzyć tylko raz, Harry.Za drugim razem nie będziesz miał kogo bić.Teraz czuła w nim niebezpieczną frustrację.Niezbyt sobie radził ze słowami.Tam, skąd pochodził, walka naargumenty odbywała się raczej w sferze fizycznej ni\ słownej.Właśnie wtedy zagwizdał minutnik w kuchni.- Lunch gotowy - powiedziała odwracając się, bez zbytniego jednak pośpiechu.Poszedł za nią do kuchni.- Nie odpowiedziałaś mi, co z twoją spiralką? - nalegał.- Pozbędziesz się jej?Tessa naciągnęła pikowane rękawice, otworzyła piekarnik i wyjęła jagnięcą pieczeń.Doskonale upieczoną łopatkę zrozmarynem i czosnkiem, otoczoną złocistymi i chrupiącymi kartoflami.Ostro\nie postawiła na blacie.- Harry - powiedziała, opanowując zniecierpliwienie - to, \e zajdę w cią\ę, niczego nie rozwią\e.To byłby tylkojeszcze jeden powód więcej do kłótni, gdybyśmy się rozwiedli.- Powiedziałem ci: NIE zgadzam się! Nie chcę rozwodu! - Jego twarz znowu się ściągnęła, głos stał się piskliwy zoburzenia.- Ale narzekasz, \e się zmieniłam.Nie lubisz tej nowej Tessy.Stale ci powtarzam, \e nie mogę być taka, jak wtedy,gdy mnie poślubiłeś.śycie i ludzie nie stoją w miejscu.Za daleko odeszliśmy, by wrócić.Jeśli nie jesteś ze mnąszczęśliwy, dlaczego nie znajdziesz sobie innej, takiej, która będzie gotowa być tylko tym, kim chcesz, \eby była?Nie dodała: Nie jesteś mi potrzebny, Harry.Ju\ nie, odkąd odnalazłam samą siebie.Obserwował ją, zobaczył, \e jej twarz, cała istota zamknęła się w sobie, odcinając się od niego.Był tymzaniepokojony, poniewa\ w ten sposób osłabiała jego władzę, podwa\ając jego prawa.To niesłuszne, \e mogła odejśćdo swego wewnętrznego świata, dokąd on nie mógł za nią podą\yć.Ale.bądz ostro\ny, napominał sam siebie,dławiąc wściekłość.Nie zapędzaj jej do naro\nika, bo tylko kopnie cię w jaja.Pod tym względem zmieniła się, stałasię mniej wra\liwa, bardziej niezale\na.Cholernie niezale\na.- Zawrzyjmy na razie rozejm - powiedział wspaniałomyślnie, jak mu się wydawało.- śadnych kłótni więcej.Te\ ichnie lubię.Kiedyś się nie kłóciliśmy.Chcę tylko, by wróciły tamte dawne dni, zanim trafiłaś na ślepy tor.W porządku,w porządku.- Uniósł dłoń uspokajająco, gdy zobaczył, \e otwiera usta.- Zjedzmy w spokoju niedzielny obiad.Aleproszę cię, Tess, pomyśl o nas.Nie chcę rozwodu.Kocham cię i chcę, byśmy byli razem.O jedno cię proszę, czy niemogłabyś myśleć trochę mniej o pracy, a znacznie więcej o nas?Tessa pozostała nieugięta.Wiedziała, \e dla Harry ego  my znaczy  ja.- Wystarczy tylko trochę kompromisu - ciągnął, usiłując ją przekonać.Tak.Ja mam dawać, a ty brać, jak zawsze.Och, Harry, jak łatwo, cię rozszyfrować!Jej pełne rezygnacji westchnienie wziął za kapitulację i poczuł ulgę, choć starał się to ukryć.Podszedł do niej i39 przyciągnął do siebie.- Nie znoszę kłócić się z tobą - powiedział, przytulając ją czule - ale wydaje się, \e ostatnio nic innego nie robimy.Dawniej nigdy nie mówiliśmy sobie złego słowa.- Przykro mi, Harry - odezwała się ze smutkiem, czując \al, \e nadchodzi kres ich mał\eństwa.Rozumiała, jak musiałczuć się oszołomiony z powodu zmian, jakie zaszły w jego uległej, nieśmiałej \once.Wiedziała, \e nie ma odwrotu, alejednocześnie miała poczucie winy, bo chciała iść naprzód - sama.- Mnie te\ - uspokoił ją, myśląc, \e mówi o kłótni [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed