[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie potrafiłby ich pewnie ani zliczyć,ani spamiętać.%7ładnej z nich nie można było nawet porównywać zzupełnie innym gatunkiem kobiety, jakim była Rosellen.Tymczasem brodaty olbrzym zastanawiał się jeszcze przez chwilę, wkońcu jednak opuścił lufę i zarzucił sobie dubeltówkę na ramię. Nazywam się Beck powiedział. Czy mogę wam jakoś pomóc? Na początek niech pan nam pomoże znalezć worek, do któregobandyci schowali wszystko, co zrabowali pasażerom powiedziałaRosellen i sama ruszyła w stronę koni, które na szczęście się nierozbiegły. W tym worku powinien być także i mój rewolwer.Cason wciąż jeszcze nie był pewny, czy nieznajomemu możnazaufać. A czy my z kolei moglibyśmy się dowiedzieć, skąd pan się wziął wtym zapomnianym przez Boga i ludzi miejscu? Nie takim znów zapomnianym zaprotestował Beck. Zawidocznym tam dalej wzniesieniem jest niewielkie miasteczko, a dalej183emalutkausoladnacsna wschód leży duże miasto Pueblo.Bliżej rzeczywiście nie ma nic, tylkomoja chata myśliwska, zaraz za topolami.Kiedy usłyszałem strzały,chwyciłem strzelbę i przybiegłem, ale wtedy już chyba było powszystkim.Mellie obróciła się w stronę męża. Och, Guthrie, słyszałeś? Niezbyt daleko stąd jest miasteczko, a jaczuję się taka zmęczona i brudna.Jedzmy tam, żebym mogła się umyć iodpocząć.Jedzmy tam zaraz, proszę! W miasteczku to się nie uda powiedział Beck. Kilka lat temubył tam pożar i większa część budynków się spaliła, a ludziepoprzenosili się bliżej Pueblo.Teraz moglibyście tam dostać noclegnajwyżej w jedynym ocalałym saloonie, ale i tak pewnie musielibyściespać na podłodze.Mellie machinalnie spojrzała na leżącego w pobliżu trupazastrzelonego bandyty. Niech to będzie saloon, niech będzie nawet nocleg na podłodze,bylebym była jak najdalej od tego potwornego widoku! Chwileczkę powiedział Guthrie. A czy nie moglibyśmyprzenocować w pańskiej chacie? Zapłacę panu, jeśli zapewni pan łóżko ipościel mojej żonie.Brodaty olbrzym spojrzał w stronę Rosellen. Prawdę mówiąc, to dałoby się zrobić, ale mam tylko jedno łóżko.Panie musiałyby spać razem.A my trzej przenocowalibyśmy w szopie,na sianie, jeżeli to panom odpowiada.Cason skinął głową.Pomysł, by kobiety i mężczyzni spali w dwóchróżnych miejscach, odpowiadał mu jak najbardziej także i dlatego, żedawał mu szansę wymknięcia się Rosellen.Chciał zrobić to jaknajszybciej, ponieważ to, co teraz czuł w stosunku do tej dziewczyny,zaczynało go poważnie niepokoić.Rosellen zapowiedziała, że będzie go śledzić i z pewnościązamierzała dotrzymać słowa.Była nieustępliwa i strasznie uparta, a on184emalutkausoladnacsna domiar wszystkiego zaczął ją naprawdę podziwiać i coraz mocniejpragnął jej jako kobiety.Dlatego należało uciec jej tak szybko, jak totylko było możliwe. A co będzie z nimi? spytał Beck, wskazując na ciała bandytów. A niech się nimi zajmą wilki powiedział Guthrie. Przecież tonie byli ludzie, tylko dzikie zwierzęta!Cason spojrzał na brodatego myśliwego. Niewykluczone, że te zwierzęta mogą być warte nawet sporepieniądze powiedział. Wystarczy ich zebrać, zawiezć do szeryfa idowiedzieć się, czy nie wyznaczono za nich nagrody.Bo jeśli napadli nanasz pociąg, to wcześniej mogli napadać gdzie indziej, i to niejeden raz. To racja! Beck popatrzył na Guthriego i ponownie na Casona.A panowie nie jesteście tym zainteresowani?Cason przecząco pokręcił głową. My już ich mamy z głowy, na szczęście.Może pan ich sobiezabrać, jeśli pan chce. Jestem bardzo zobowiązany powiedział myśliwy. Jedyne, co stąd zabierzemy, to te rzeczy, które bandyci zrabowalinam i innym pasażerom powiedział Guthrie. Ten worek pewnie jestgdzieś tam przy koniach.Oddamy to wszystko odpowiednim władzom. Ale skąd mam mieć pewność, że można wam zaufać w tymwzględzie? spytał Beck. Nie może pan mieć takiej pewności odpowiedział spokojnieCason. Właśnie, że może pan mieć! oświadczyła Rosellen, którapojawiła się od strony dawnego obozowiska, ciągnąc za sobą worek złupem bandytów. Mój ojciec był szeryfem MakowegoWzgórza przez dwadzieścia lat, a teraz ja zamierzam przejąć po nimto stanowisko! Zajmę się tym, by skradzione pieniądze i kosztownościwróciły do swych prawowitych właścicieli.Tak jak mój colt wrócił domnie klepnęła się po znów wiszącym u jej boku rewolwerze.185emalutkausoladnacs Ty? Ty chcesz zostać szeryfem?! wykrzyknęła Millie. Taki mam zamiar.Mellie spojrzała na Casona szeroko rozwartymi oczami. I pan na to pozwoli? Ja nie mam nic przeciwko temu powiedział Cason, niemrugnąwszy nawet okiem. Rosellen ma swój własny rozum i nie boisię z niego korzystać.Już.zresztą zdążyła pokazać, że nie boi sięwłaściwie niczego.Pani przecież była dla niej obcą osobą, a ona mimo tonie zawahała się zaryzykować życia, żeby pani pomóc.Mówiąc to, Cason nie mógł nie zauważyć, jak rozbłysły oczyRosellen i jak ciepło uśmiechnęła się, słysząc ten komplement.Musiałojej to sprawić przyjemność tym większą, że z pewnością niczegopodobnego się nie spodziewała, zwłaszcza z jego strony
[ Pobierz całość w formacie PDF ]