[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Reyes-Moreno potrząsnęła głową. Aby to pojąć, należy zrozumieć istotę jej choroby, Wysoki Sądzie.Pani Morrison pragnęła wzbudzać zainteresowanie.Proszę mipowiedzieć rzekła, spoglądając na sędzinę czy wolałaby pani byćmatką straszliwie upośledzonego dziecka, które zmarło wskutekniezamierzonego przedawkowania leków, czy też raczej znalezć się wcentrum uwagi ogólnokrajowych mediów i współczującej światowejopinii publicznej?Hempstead zwiesiła głowę.W sali panowało głuche milczenie.Naglebocznymi drzwiami wszedł ciężkim krokiem wozny sądowy.Hempsteadpodniosła na niego wzrok i spytała: Czy odnaleziono panią Morrison? Nie, Wysoki Sądzie odparł. Zniknęła, jakby rozpłynęła się wpowietrzu.W sali zapanowało poruszenie.ROZDZIAA CZTERDZIESTY PIERWSZYSłońce już zaszło.Za prostokątnymi oknami sali sądowej zabłysłyświatła ulicznych lamp.Sędzina Hempstead wróciła po krótkiejprzerwie, podczas której w sali kłębił się tłum reporterów i widzów.Wielu z nich przez telefony komórkowe przekazywało najnowszeszczegóły rozprawy. Proszę wstać, sąd idzie! zaintonował wozny.Wszyscy podnieśli się, szurając krzesłami, i stali, dopóki Hempsteadnie zajęła miejsca w fotelu sędziowskim.Na jej twarzy malowały sięnapięcie i znużenie, lecz odezwała się mocnym, stanowczym głosem: Pani Parkman.Danielle ponownie wstała, ani na chwilę nie puszczając dłoni Maksa. Słucham, Wysoki Sądzie. Wydział policji powiadomił mnie, że na razie wszelkie starania, byodszukać panią Morrison, zakończyły się niepowodzeniem.Czy w tymmomencie chce pani przedstawić sądowi coś jeszcze? W istocie tak, Wysoki Sądzie. Danielle sięgnęła do pudła i wyjęłakasetę wideo. Chciałabym pokazać Wysokiemu Sądowi jeszcze jedendowód rzeczowy, który znaleziono w pokoju pani Morrison.JeśliWysoki Sąd sobie życzy, chętnie wezwę na świadka sierżanta Barnesa,by ustanowić stosowny łańcuch dowodowy.Hempstead ze znużeniem machnęła ręką. To nie będzie konieczne.Jestem przekonana, że wszystkie te dowodyzostaną we właściwy sposób przedłożone sędziemu wyznaczonemu dopoprowadzenia procesu Marianne Morrison o ile kiedykolwiek się jąodnajdzie. Czy mogę kontynuować, Wysoki Sądzie? Tak, proszę.Danielle szepnęła coś do Maksa, a potem skinęła głową w kierunkuGeorgii.Jej przyjaciółka łagodnie ujęła chłopca za rękę i wyprowadziłago z sali.Danielle dała znak Doaksowi, który powrócił przed chwilą zwiadomością, że Marianne zostawiła wszystkie swoje rzeczy w pokojuhotelowym, a funkcjonariusze organów ścigania stają na głowie, by jąwytropić.Detektyw spuścił ekran i przygasił światła.Danielle włożyłakasetę do projektora i zwróciła się do Hempstead: Wysoki Sądzie, mam wrażenie, że ta taśma wyjaśni wszystkiepozostałe jeszcze wątpliwe kwestie.Znaleziono ją w szafie ściennej paniMorrison i wydaje się, że została zabrana z oddziału Fountainview wdniu śmierci Jonasa.Nacisnęła klawisz odtwarzania.Rozległ się terkot, ekran rozjaśnił siębielą, a potem pojawił się obraz.Marianne wchodzi do pokoju, wlokąc kogoś poza zasięg kamery.Tenktoś się nie porusza.Marianne zamyka drzwi i blokuje je u doługumową wycieraczką.Wkłada cienkie lateksowe rękawiczki i przykuca.Spod jej su kienki wystają teraz tylko białe pantofle, jakie nosząpielęgniarki.Powoli skrada się w kierunku łóżka.Leży na nim na bokuJonas z wysoko podciągniętymi kolanami, odwrócony twarzą do ściany.W tej pozycji wygląda jeszcze bardziej dziecinnie i zniewalającobezbronnie.Piaskowe włosy ma odgarnięte z twarzy.Przypominaspokojnego uśpionego aniołka.Marianne siada przy nim na brzegułóżka.Obok na podłodze stawia dużą torbę na zakupy.Delikatniekładzie rękę na ramieniu chłopca.Niemal czuje się pod jej dłonią ciepłojego ciała.Ostrożnie rozluznia, a potem zdejmuje pętle z jegoprzegubów i kostek nóg.Nie odrywając prawej dłoni od jego ciała, lewąszuka czegoś po omacku w torbie.Wyjmuje i pieszczotliwie gładzizimny metalowy grzebień, który wydaje się lgnąć do jej palców.Kładziegrzebień na skraju łóżka.Kobieta potrząsa Jonasa za ramię.Chłopiecmruga przez chwilę, a potem skupia wzrok na niej.Siada z trudem,przyciąga kolana do piersi i uważnie przygląda się matce. No, dalej, Jonasie, zrób to teraz ponagla go Marianne.Chłopiec natychmiast zaczyna walić głową w ścianę najpierwpotylicą, potem jednym bokiem, znów potylicą i drugim bokiem.Uderzaz zamkniętymi oczami w niezmiennym rytmie, jakby odprawiał jakiśrytuał.Cztery uderzenia potylicą, cztery lewą stroną głowy, czterypotylicą, cztery prawą stroną.Kiedy już wyczerpuje wymaganą ilośćuderzeń, zaczyna wymierzać sobie policzki, najpierw prawą ręką, apotem lewą prawa, lewa, lewa, prawa.Jego dłonie poruszają się corazszybciej w narastającym synkopowanym staccato.Uderzenia są corazmocniejsze i twarz chłopca pokrywa się czerwonymi plamami.Jonasotwiera oczy i bacznie spogląda na Marianne, jakby szukającpotwierdzenia, że właśnie tego oczekiwała.Kobieta przecząco potrząsagłową.Chłopiec zaczyna gryzć grzbiet swej prawej dłoni jeden raz,drugi, trzeci, czwarty.Marianne pochyla się, podnosi z łóżka metalowygrzebień z długimi ostrymi zębami i lekko postukuje nim o wnętrze swejdłoni.Puk, puk, puk, puk jak metronom nadający rytm metodycznymugryzieniom chłopca.Zaniepokojony tym nowym odgłosem, Jonaspodnosi głowę i dostrzega grzebień.Wbija weń wzrok, niczym papugaw klatce obserwująca odbicie promieni słońca w lusterku.Zaczynajeszcze mocniej kąsać sobie dłonie.Dopiero po dłuższym czasiepoczynają krwawić, zniekształcone bliznami i zgrubieniami powcześniejszych samookaleczeniach.Marianne potakująco kiwa głową inadal stuka grzebieniem w dłoń, obserwując, jak w oczach Jonasabłyska zaciekawienie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]