[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I dlatego któregoś wieczoru wybrałam się na wykład słynnego psychologa ze Stanów, któryzapoznawał licznie zebranych ze swoją wiedzą na temat archetypów Junga.Robił wrażenie kogoś, kto mógłby pomócmi wniknąć w moje cierpienia.Postanowiłam, że z nim porozmawiam i cierpliwie czekałam za kulisami, dopóki wszyscy sobie nie poszli.Psycholog i jego asystent, który powiadomił wielkiego człowieka, że mam niecierpiącą zwłoki sprawę,spodziewali się usłyszeć coś niezwykłego.- O co chodzi? - zapytał pan Sławny, pochylając się doprzodu z dłonią na kolanie; asystent położył rękę na oparciujego krzesła.- Czuję się jak oszustka.Ledwo zdążyłam ubrać w słowa moje straszliwe wyznanie,kiedy obydwaj wybuchnęli śmiechem.- I to wszystko? - wykrzyknął pan Sławny.Wstał i oddaliłsię, a ja siedziałam z otwartymi ustami.W następnej chwilijuż ich obydwu nie było.Odchodząc, śmiali się i rozmawialio czymś innym.Próbowałam zastanowić się nad jego odpo-wiedzią.Co miał na myśli - że jak się jest oszustem, to nie masię czym martwić? Ze każdy oszukuje, i co w tym nowego?Ze bycie oszustem to problem, który najłatwiej rozwiązać?Nie mieściło mi się w głowie, że można to tak lekko potraktować.Może pan Sławny sam był oszustem? To tłumaczyłoby jego reakcję, ale nie chciałam się z takim wyjaśnieniempogodzić.Czułam się wciąż tak samo zdezorientowana, i rozpoczęłam poszukiwania duchowe.Poznałam bahaitów, medytacjętranscendentalną, jogę, sięgnęłam do hinduskich religii, odwiedzałam buddyjskie klasztory.Unikałam wiązania się z jakimkolwiek guru - nie dla mnie Rajneesh, Sai Baba czyMuktananda.Może obawiałam się, że ci święci ludzie mniepotępią albo zafascynują tak, że zejdę z własnej ścieżki.Wystarczająco się bałam, siedząc w towarzystwie Paula Lowe,niegdyś wyznawcy Rajneesha.Zdecydowanie nie chciałamprzebywać w obecności kogoś, kto potrafiłby przejrzeć mniena wylot i powiedzieć mi, że jestem okropna.Nie, chciałamtrafić na taką ścieżkę, która pozwoli mi uwierzyć, że dobrze,że jestem taka, jaka jestem! Znalezć kogoś, kto naprawiłby tęnieszczęsną popękaną wazę, kto pomógłby mi pozbyć się powątpiewania w siebie oraz tego, co zaczęłam nazywać samo-utrudnianiem, a co nie pozwalało mi się wzbogacić.W tym okresie żadnej z powyższych myśli nie potrafiłamwyraznie sformułować.Gdyby rozjaśniło mi się w głowie,usłyszałabym swój własny głos:- Jesteś brudną moralnie zdzirą i nie zasługujesz na nicdobrego." " "Zaczynała pogarszać się jakość mojego masażu.Przy każdym zabiegu chciałam, żeby się wreszcie skończył, i łatwiejsię męczyłam.Kiedy mignęła mi w lustrze własna twarz, poczułam się wstrząśnięta, tak blado i nieszczęśliwie wyglądałam.Coraz trudniej było mi czerpać natchnienie z przekonania, że moja praca przynosi ludziom dobro.W miarę jaknarastało we mnie podejrzenie, że zamiast dobra mogę robićkrzywdę, określenie nierządnica" zaczęło nabierać nowegoznaczenia.Powoli miłość zmieniała się w niesmak.Wątpliwości, które dniami i nocami dręczyły mój mózg,rozrosły się do prawdziwej walki między dobrem a złem, a togroziło mi utratą równowagi psychicznej.Powtarzałam sobie,że mam nie być głupia, i głęboko oddychałam z ulgą, kiedyczułam się dobrze, ale nie potrafiłam zapanować nad przekonaniem, że w głębi jestem zepsuta.%7łycie z tymi sprzecznościami wymagało ogromnego wysiłku i zmieniło się w koszmar.Nie miałam nikogo, komu mogłabym zwierzyć sięz mojej rozpaczy, nikogo, kto podsunąłby mi jakiś zdrowszypunkt widzenia, więc przelewałam moją dezorientację na papier, robiąc szalone chaotyczne notatki.Zapełniałam pamiętnik dziwacznymi pełnymi udręki koncepcjami, z desperacją próbując za ich pomocą rozjaśnić sobie w głowie.Potępiałam siebie, że zachęcam mężczyzn do czegoś, conazywałam wyalienowanym zachowaniem".Miałam ogromne poczucie winy.Nie mogłam pojąć, że motywy, jakimi kierują się klienci, to nie moja sprawa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]