[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nicość oczywiście tylko pozornieskłada się z niczego.W jego emocjonalnym krajobrazie wewnętrznymoprócz strachu panuje mieszanina złości, zawiści, pożądania żonyblizniego swego oraz wszystkich innych rzeczy, które do niego należą.Ze wszystkimi tymi uczuciami Knapik próbuje walczyć z całych sił,przegrywa jednak z kretesem.Tym bardziej że jest czego pożądać.Naprzykład pól naftowych w Nigerii i udziałów kopalni złota w RPA,których właściciel Ignacy Dzieżyński siedzi przy stoliku najbliżejmównicy, pod ostrzałem śliny eksplodującej z każdym słowem poety.Obok niego usadowił się większościowy akcjonariusznajnowocześniejszej w Europie ubojni, który wydaje się żywympotwierdzeniem tezy, że frak leży dobrze dopiero w trzecimpokoleniu.Spojrzenie Knapika prześlizguje się po twarzach, które pamiętaz gazet codziennych i okładek tygodników.Podaje kieliszekwłaścicielowi plantacji kokosów w Brazylii i podchodzi dotelewizyjnego magnata w smokingu i kwiecie wieku, który daje się przynajmniej tyle wynika z jego martwego spojrzenia hipnotyzowaćsłowom wieszcza.Klient, którego posadzono tuż obok, z wina raczej nie skorzysta.W ogóle chyba korzysta już tylko z wózka inwalidzkiego orazaparatury podającej mu artykuły pierwszej potrzeby prosto w żyłę.Oraz wspomagającej oddychanie dawkami czystego tlenu.Maskazakrywa mu pół twarzy, okulary drugie pół, więc trudno przypisaćmężczyznę do portfela akcji i nazwiska.Można mu za to nadaćoczywistą w jego sytuacji ksywkę: Terminalny.Knapika znaczniebardziej pociąga jednak Imperium Kosmetyczne, które z trudemwcisnęło się w fotel, oraz znudzona sama sobą Wielka FirmaMeblarska konwersująca szeptem z Wytwórnią Trumieni Nekroerotycznych Kalendarzy.Najbardziej Znany Malarz,Najbardziej Znany Komentator Telewizyjny, Najbardziej Znany ByłyAktor.No i oczywiście pani Premier usadzona na wprost poety, lekkoskręcona na podobieństwo Frasobliwego, najbardziej narażona nawyrzut śliny i być może wyrzuty sumienia, jeśli poecie uda się w niewedrzeć i zaszargać.Po coś tu przyszła? Módl się, zamiast udawać, że coś rozumiesz,chociaż to o tobie mowa, poczwaro, o tobie. & niektórzy Polacy nie są już warci tego, żeby mieć Polskę.Bokiedy dostali szansę, pozwolili, by zmiótł ją podmuch, by utonęła wemgle.Zgodzili się na przerażające widowisko kłamstwa, naokropność manipulacji.Historia znów stanęła w miejscu, a gdyhistoria stoi w miejscu, umierają narody. Chodz. Gruszczyński delikatnie ściska Sy za ramię.Zainstalowaliśmy się obok.Stamtąd lepiej widać.Wycofują się powoli z balkonu otaczającego monstrualny salon dopokoju, w którym na rozkładanych stołach stoją monitory splątane zesobą kablami.Trzej mężczyzni z słuchawkami w uszach wydająszeptem do mikrofonów polecenia niewidzialnym funkcjonariuszom. Wiesz, jak on wygląda?Sy przeklina siebie w myślach.Dlaczego nie zabrała żadnegozdjęcia Knapika? Próbuje przypomnieć sobie twarz z fotografii, któreoglądała u jego matki. Wiem.Wpatruje się w monitory, ale kamery zamontowane są zbytwysoko, żeby widzieć coś więcej niż czerepy rubaszne.Wystarczyjednak, żeby zlokalizować sylwetki krążące między stolikami. W sali jest czterech kelnerów.Każ ich wszystkich wyprowadzić.Tylko ostrożnie.Knapik to panikarz.Może zacząć strzelać na ślepo. Co on wyprawia? Kto? Facet na wózku! Zaraz wyrwie sobie kroplówkę. Nie, zobacz, on coś próbuje pokazać! & My, Słowianie, lubimy sielanki.Tak nam wmówiono.Grzeczni, pokorni, stworzeni do niewoli.Sami w to uwierzyliśmy,skoro pozwalamy, żeby wszelkie fekalia zachodniej kultury wlewałysię strumieniami w nasze rzeki, w nasze żyły, wsączały się w mózgi.Mieliśmy dziady.Mamy jak mu tam? Halloween.A wy co,patrzycie się otępiali, jak Polacy przestają być Polakami.Jak Polskaprzestaje być Polakom potrzebna.Wam przestaje być potrzebna! Alenie szkodzi, bo też nie wszyscy Polacy są Polsce potrzebni.Ona żyćbędzie i bez was tak, Polska przetrwa nawet bez was.A możeprzetrwa właśnie dlatego, że was już nie będzie.Może dopiero wtedyukaże się światu w swej prawdziwej, wiecznej postaci.Nie, wcalenie jako anielica, duch jakiś.Ta Polska będzie upiorem, jejobywatele będą upiorami&Kolejne pięć punktów.Knapik nie bardzo rozumie za co, czujejednak, jak słowa poety wspinają się po jego kręgosłupie, wywołującdreszcze, jak masują mu obie półkule mózgu, jak pieszczą muneurony.Duchowe spa przerywa mu ciężar w kieszeni.Pistolet, tak jak mu powiedział głos w słuchawce, znalazłpodklejony pod blatem stołu z deserami.Dziwny, jak zabawka.Wolałby coś poważniejszego, ale nie ma wyboru, kilogram twardegoplastiku musi mu wystarczyć.Jeszcze trochę bliżej, przedrzeć się przez nawiedzony głos poetyi jego wyfraczoną publikę.Gdyby wiedzieli& Nie, lepiej niech niewiedzą.Jeszcze chwila, jeszcze kilka kroków, bierzcie i pijcie,rocznik 95, jedna z niewielu rzeczy, jakie się udały w XX wieku.Nie wie, czy to jakiś gwałtowny ruch dostrzeżony kątem oka, czystukot twardych podeszew o parkiet każe mu się odwrócić.Coś jestnie tak.Podpierające dotąd ściany kariatydy w garniturach nerwowodłubią w uszach.Rozpinają marynarki i ruszają spod ścian.Dwiespod kominka idą w jego kierunku.Wiedzą? Skąd? Nieważne.Nie maczasu.Mateusz Knapik odstawia butelkę tuż obok talerza właścicielasieci mikromarketów i kopalni kruszywa w Kieleckiem.Uśmiecha sięblado. Pijcie na moją pamiątkę szepce i wkłada dłoń do kieszeni. & Hoduję róże, nie, żeby oglądać, jak kwitną, tylko żebyoglądać, jak gniją.Z mojej perspektywy, perspektywy hodowcy róż,Polska dzisiejsza, wasza Polska, też jest gnijącym cielskiem, któremurobaki wyłażą z oczu, z nozdrzy, z odbytu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]