[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Póki co nie mają takiej władzy.Ich zamiarem jest zdusić izastraszyć siły postępu w tym kraju, cofnąć bieg historii, co oczywiście jest skazane naniepowodzenie.Lecz najpierw sytuacja musi się pogorszyć, żeby potem mogła się poprawić deportacje, poniżające procesy, czarne listy, aresztowania  wszystko to jest częścią spiskuukartowanego na Wall Street, ostatnim zrywem kapitalistycznego imperializmu usiłującegowzmocnić swe próchniejące fundamenty.To jest zasadniczy cel tak zwanej zimnej wojny.Tojest zasadniczy cel naszej polityki zagranicznej od czasu śmierci Roosevelta.Kapitalizmamerykański zdaje sobie sprawę, i ma rację, że może przetrwać jedynie w opozycji dodemokracji socjalistycznej.Takie jest prawdziwe znaczenie doktryny Trumana.Oto, dlaczegoosaczamy naszego socjalistycznego sprzymierzeńca, który wygrał wojnę na Wschodzie i tymsamym uratował Zachód przed zalewem faszyzmu  otaczamy jego granice pierścieniem bazwojskowych.Oto, co robisz człowiekowi, który wyświadczył ci przysługę.Nie potrafiszprzyznać, że masz wobec niego dług wdzięczności, więc znajdujesz sposób, żeby móc godarzyć nienawiścią.Kochamy się z Rosją Sowiecką w czasie wojny, bo jej potrzebujemy.Teraz ją znowu rzucamy i wracamy do teorii o wielkim spisku, który został zawiązany nasamym początku Rewolucji, kiedy amerykańscy żołnierze zajmowali Syberię z nadzieją naodbudowanie carskiej tyranii. Drinka?  spytał ojciec. Kawy? Nie, dziękuję.Widzisz więc, że przejawy zimnej wojny w kraju, cały tenkontrrewolucyjny ferment przyniesie efekt dokładnie przeciwny do zamierzonego.Jedyniezjednoczy, umocni i rozszerzy ruch postępowy.Przyczyni się do politycznej edukacji iotworzy oczy tym wszystkim, którzy w innym razie uwierzyliby, że imperialistycznykapitalizm jest rozsądną alternatywą i że są inne, mniej radykalne odpowiedzi na przemianyspołeczne w Ameryce niż marksizm-leninizm. Dobrze mówi  wyszeptał jakiś głos za plecami Daniela.On sam był innego zdania.Nie lubił tego mężczyzny.Uważał go za bufona.Prawdopodobnie jakaś gruba ryba.Jednak spoglądając na ojca, Daniel stwierdził, żezgodziłby się on z wyszeptaną uwagą.Gdy mężczyzna przemawiał, ojciec rozglądał siędokoła z dumą, zadowolony, że może się nim popisać przed ludzmi w pokoju.Ssał cygaro,oczy mu błyszczały powiększone szkłami okularów.Jego twarz pod cieniem zarostu byłazaczerwieniona.Naprawdę lubił tego pozera. Powiedz, Isaacson.Z pewnością nie jest to dla ciebie nic nowego.  Tak, teoretycznie.Rozumiem oczywiście, o co w tym wszystkim chodzi.Ale niepotrafię zachować spokoju, gdy widzę to faszystowskie szaleństwo, jakie ogarnia kraj.Niepokoi mnie to, nic na to nie poradzę.Zawsze przeżywam wstrząs, gdy coś takiego widzę. I mimo to się dziwisz& Jesteś wciąż młodzieniaszkiem, Isaacson.Nie dojrzałeś jeszcze.Masz dobre serce, ale ono cię zwodzi.Jeśli nie potrafisz rozpoznać sił reakcji i ichdialektycznej nieuchronności, to stają się one dwakroć grozniejsze.Robisz gruby błąd,zakładając, że przejrzą na oczy.Z takich błędów składała się herezja Browdera.Czasemzapominam, że jesteś taki młody.Ojciec nagle się zaczerwienił. On tylko wygląda staro  odezwał się doktor Mindish, dentysta, który zawsze uważał, żejest bardzo zabawny.Wszyscy się roześmiali.Daniel wyszedł.Stanął na wąskim ganku i zaczął się bawić w statek.Był kapitanem i stałna mostku  dom był żaglowcem  gdy nadciągnął potężny sztorm.Chwycił się poręczy,zacisnął powieki i kołysał się powoli, kiedy fale napierały na statek.Naśladował głosempękanie drewnianego grotmasztu, walącego się na pokład w plątaninie lin i podartych żagli, aosiągnięty efekt brzmiał w jego własnych uszach nadzwyczaj realistycznie.Kończyło się niedzielne popołudnie i ulica opustoszała.Zszedł po schodach.Wszedłpomiędzy dwa zaparkowane przy krawężniku samochody, spojrzał najpierw w lewo, potem wprawo i dopiero wtedy przebiegł na drugą stronę ulicy, do płotu szkolnego boiska.Tutaj, odWeeks Avenue, teren opadał na długości jakichś trzydziestu do czterdziestu stóp, licząc odpoziomu chodnika.Boisko było zbudowane na stoku wzgórza, które wznosiło się od EastburnAvenue do Weeks Avenue, miało długość jednego i szerokość połowy kwartału.Z drugiegokońca, przy Eastburn Avenue, znajdowało się na tym samym poziomie, co ulica.Kiedyś, gdybawił się na ganku, zobaczył kobietę, która szła wzdłuż płotu, właśnie tędy.Wracała dodomu, mijając szkołę.Niosła dwie torby zakupów.W chwili gdy podniósł głowę i dostrzegłkobietę, jakiś samochód wpadł w poślizg, wjechał na chodnik i przygniótł ją do ogrodzeniatak, że zniknęła Danielowi z oczu.Maska samochodu przebiła płot, a koła obracały się wpowietrzu.Nadjechała policja, zgromadził się tłum gapiów, a kiedy przeszedł przez ulicę,zobaczył, że kobieta leży na boisku; w torbach niosła butelki z mlekiem, które się rozbiły, amleko wymieszało z krwią i szkłem.Zginęła na miejscu, więc zabrano ją na noszach naEastburn Avenue, okrytą kocem, a jej ramię zwisało z noszy i podskakiwało, kiedy jąniesiono, jakby wciąż jeszcze żyła.Matka powiedziała, że znała córkę tej kobiety.To zdarzyło się dawno temu.Potemwyciągnięto samochód i umyto boisko, polewając je wodą z węża.Przy dziurze stanąłpolicjant.Kilka dni pózniej przyszli robotnicy i wstawili nowy kawałek siatki, który jeszczedzisiaj jest jaśniejszy, bardziej błyszczący i srebrzysty niż reszta.Chociaż dziś różnica jestmniejsza niż wtedy, kiedy go wstawiono.Podwórko było puste.Z rana dorośli rozegrali mecz softballu, ale teraz było popołudnie itaki upał, że nikt nie miał ochoty prażyć się na słońcu.Długie, kamienne schody prowadziły zdziedzińca do bramy szkoły.Wchodziło się tędy do przedszkola i pierwszych klas.Szkoławyglądała jak twierdza.Ciemnoczerwona budowla.Mnóstwo wysokich okien.Największybudynek, jaki widział w swym życiu.Z miejsca, w którym stał, mógł zobaczyć swoją klasę,której okna wychodziły na podwórko.Czasami w klasie, kiedy nauczycielka nie patrzyła,przechylał się przez wielki kaloryfer  jeśli nie był gorący  i podciągał się do góry, skądmógł zobaczyć swój dom.Odwrócił się.Na ganku matka i ojciec żegnali mężczyznę, który uchodził za grubą rybę.Mężczyzna uścisnął rękę ojca, uchylił kapelusza przed matką i zszedł ze schodów.Rodziceodprowadzali go wzrokiem, dopóki nie zniknął za rogiem.Zastanawiał się, gdzie ten mężczyzna mieszka.Sposobem mówienia przypominał ojca, alenie należał do jego przyjaciół.W ich rozmowach dzwięczała nuta przechwałek.Oczywiście, rozumiał, że chodzi im o poprawienie losu klasy pracującej.Ale co to ich gadanie uczyniłodla tych wszystkich okolicznych domów? Wydawało mu się, że z tej gadaniny powinno cośdla nich wyniknąć, a jednak nie wynikło.Budynki stały nieporuszone.Kamienice czynszowewznoszące się jak schody wzdłuż Sto Siedemdziesiątej Trzeciej Ulicy, od Eastburn Avenuedo Weeks [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed