[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zauważyłam ze zdziwieniem, żewstrzymuję oddech. Wyglądasz na zmęczoną odparł wreszcie i na moment dwie połówki jego osobowości zespoliły się wludzką całość.Nie to miałam nadzieję usłyszeć, ale i tak poczułam ulgę. Dobranoc, Paulu Shepherdzie powiedziałam.RLTRozdział trzeciPod koniec przejażdżki rowerowej Charlotte, córka Ellen, zatrzymała się w parku Shorewood, by popatrzeć nanarciarzy wodnych zza chwiejnej trybuny ustawionej z okazji środowych i piątkowych pokazów.Jeden z nich miał nasobie czerwony kombinezon.Pomknął w stronę Charlotte, dzieląc rzekę na dwoje, póki dziewczyna nie znikła mu z oczu.Nie był to jednak Scott Hess, którego wspomnienie prześladowało ją przez całe lato, a którego jakoś nie mogła spotkać.Niepewna godziny, zaczęła pedałować w stronę domu.Tego wieczoru byli umówieni na rodzinne spotkanie zwujkiem Moose'em był to odbywający się raz na dwa lata rytuał, który zawsze wprawiał Charlotte w stan podniecenia;w dziwną mieszankę oczekiwania i niepokoju.Po chwili mknęła już przez tę część Rockford, która dawniej była połaciąpodmokłych łąk, a obecnie dzielnicą skromnych domków, z ochrypłymi psami w ogrodach i z trawnikami pachnącymirzeką.W pędzie przejechała przez most Spring Creek i znalazła się na brukowanej ścieżce dla biegaczy, ułożonej pośródtraw wzdłuż dawnej linii kolejowej.W pobliżu budynku YMCA zatrzymała się na moment, żeby odsapnąć.Na trawiastym brzegu Rock Riversiedział mężczyzna w żółtej koszuli, z ręką na temblaku.Charlotte oparła rower o stolik piknikowy i podeszła bliżej.Zdjęła okulary, pozwalając, by bujna zieleń roślin zlała się nieco z brązowym, mulistym nurtem rzeki.Rockford byłomiasteczkiem dziewiętnastowiecznym, przeciętym z północy na południe korytem Rock River.Na zachodnim brzegu przeciwległym do tego, na którym stała Charlotte widać było mury fabryczne i fragment zaniedbanego centrum;nieco dalej na północ stały stare, nadrzeczne domy przemysłowców, wciąż jeszcze otoczone szpalerami drzew i grubymi,wonnymi trawnikami.Nad dawnym sercem miasta unosiła się aura znużenia, jakby trudy młodości sprzed stu lat wy-czerpały je ponad wszelką miarę.Współczesne życie Rockford toczyło się na wschodnim brzegu, tam, gdzie mieszkałaCharlotte.Najważniejszą arterią tej części miasta nie była rzeka, lecz State Street, ulica biegnąca z zachodu na wschód.Stały przy niej liczne pasaże handlowe, supermarkety i wielorodzinne domy mieszkalne, a jej znaczenie wydawało sięrosnąć, im bardziej oddalała się od dawnego centrum.Pięć mil za miastem, u zbiegu z drogą międzystanową, State Streetbyła już sześciopasmową trasą.Kiedy Charlotte widziała się z wujem Moose'em po raz ostatni, usadzono ją obok niego za stołem w countryclubie.Był profesorem historii w Winnebago College: przystojnym, nieobliczalnym mężczyzną, który nigdy niepoświęcał jej całej uwagi.Kiedy otworzył portfel, żeby zapłacić za obiad (nalegał, że to zrobi, mimo protestów ojcadziewczyny), zajrzała do środka i znowu zobaczyła zdjęcie, które zauważyła już wcześniej.Zdjęcie wody.Jedyne, którenosił przy sobie. Co to? spytała, ale Moose jakby nie usłyszał. Ta fotografia.co na niej jest? powtórzyła nieco łagodniej.Moose wysunął zdjęcie z tandetnej, plastikowej okładki i podał Charlotte.Był to stary, wykonany w sepii portretmajestatycznej rzeki.Nie różnił się wiele od sfatygowanych podobizn ukochanych dzieci, tyle że.przedstawiał rzekę.Udołu ktoś napisał: Rock River, 1904".Było to tak dziwaczne, że Charlotte poczuła się urażona. Po co ci to? spytała.Moose spojrzał na nią ciemnymi, niespokojnymi oczami.Dziewczyna wyczuła, że sprawiła mu zawód. To dowód odpowiedział krótko.Zdumiewało ją nieustannie to, jak często wracała myślą do tej fotografii przez długie miesiące. Rock River,1904".Budynek z kopułą a może sama go wymyśliła? Aódz na rzece.Wieża kościelna. Dowód", powiedział.Dowódczego?Mężczyzna siedzący na trawie odwrócił się i spojrzał na Charlotte.RLT Dobry wieczór powiedział zaskakująco oficjalnie.Nawet bez okularów Charlotte była pewna, że niewidziała go nigdy dotąd.Miał długą ranę na policzku.Ramię wiszące na temblaku było usztywnione gipsem. Dziewczyna w wiecznym ruchu powiedział. Codziennie na rowerze.Dziwak, pomyślała Charlotte z rosnącym zainteresowaniem.Mężczyzna wstał, jakby zle mu było z tym, żesiedzi, podczas gdy dziewczyna stoi.Miał na sobie stare spodnie koloru khaki i wyglądał na zmęczonego w ów dorosłysposób, dający Charlotte wytchnienie od fałszywego uroku chłopców w jej wieku.Widząc, że kuleje, zastanawiała się, coteż mogło mu się przytrafić. Rockford, Illinois powiedział.Ledwie zauważalny akcent w jego mowie nadał nazwie miasta nieprzyjemnebrzmienie. Jakie okropne miejsce. Proszę wracać do siebie, jeśli się tu panu nie podoba odparła Charlotte.Uśmiechnął się, ukazując białe zęby. To niemożliwe. Więc niech pan nie mówi, że to okropne miejsce.Mężczyzna spojrzał na nią badawczo. Ile masz lat, jeśli wolno spytać? Szesnaście. Aadna jesteś.Charlotte zmrużyła oczy. Nie jestem. No to niezwykła. To nie to samo. To coś trwalszego.Kłamca, pomyślała Charlotte, ale komplement sprawił jej przyjemność.Była szczupłej budowy ciała, ale bardzosilna żylasta", jak opisywali ją niektórzy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]