[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Baseballista"zawsze nosił czapkę Dodgersów,  Dolly Parton", jedna z dwóch kobiet rabujących banki,którymi zajmowała się Pollard, miała ogromne piersi i wcześniej pracowała jakostriptizerka; z kolei  Munchkinowie" nazwani zostali tak z powodu niskiego wzrostu. No jasne.Pamiętam cię.Słyszałem, że odeszłaś z FBI  powiedział Fitch. Zgadza się.Posłuchaj.Możesz powiedzieć mi coś o Marczence i Parsonsie?  Marczenko i Parsons nie żyją. To wiem.Ale czy dalej prowadzicie ich sprawę?Fitch nie odzywał się, co nie wróżyło dobrze.Chociaż jednostki FBI i policji LosAngeles świetnie się ze sobą dogadywały, regulamin zabraniał udzielania informacjizwykłym obywatelom. Wróciłaś do służby?  zapytał. Nie.Zwracam się z zapytaniem jako osoba prywatna. Co to znaczy  osoba prywatna"? Dla kogo pracujesz? Dla nikogo.Próbuję coś ustalić dla znajomego.Chcę się dowiedzieć, czy ciczterej policjanci, którzy zginęli w zeszłym tygodniu, rozpracowywali sprawę Marczenki iParsonsa.Ton, jaki przybrał, był tak wymowny, że Pollard mogła sobie świetnie wyobrazić,jak Fitch przewraca oczami. Ach, teraz rozumiem.Ojciec Holmana.Ten facet zaczyna być naprawdęmęczący. Stracił syna. Słuchaj, jak do jasnej cholery udało mu się wciągnąć w to ciebie? To ja wsadziłam go do pudła.Fitch roześmiał się, ale śmiech nagle się urwał, jakby ktoś go wyłączył. Nie mam pojęcia, o czym Holman gada, poza tym nie mogę ci odpowiedzieć.Niejesteś upoważniona. Syn Holmana mówił żonie, że zajmuje się jakąś sprawą. Marczenko i Parsons nie żyją.Proszę więcej do mnie nie dzwonić, agentkoPollard.W słuchawce zapanowała głucha cisza.Pollard siedziała z głuchym telefonem i zimnym pączkiem w ręku, analizującprzebieg rozmowy. Fitch powtarzał, że Marczenko i Parsons nie żyją, ale nie zaprzeczył, że nadal toczysię śledztwo.Zastanawiała się dlaczego i miała pomysł, jak się tego dowiedzieć.Zadzwoniła z telefonu komórkowego do April Sanders. Agentka specjalna Sanders. Zgadnij, gdzie jestem?Sanders ściszyła głos.Miała zwyczaj mówić szeptem, kiedy ktoś dzwonił do niej wosobistej sprawie.Nie rozmawiały ze sobą od czasu śmierci Marty'ego i ucieszyło ją to, żeApril Sanders nic się nie zmieniła. O mój Boże.to naprawdę ty? Jesteś w biurze? Tak, ale zaraz wychodzę.Jesteś gdzieś w pobliżu? U Stana i mam dla ciebie pączki.Poślij na dół kogoś z odznaką.W siedzibie FBI w Westwood urzędowało tysiąc stu agentów, podlegało im LosAngeles i przyległe okręgi.Był to wysoki biurowiec ze szkła i stali, sterczący samotniepośród rozległych parkingów na terenie, który należał do najdroższych w całych StanachZjednoczonych.Agenci często żartowali, że rząd mógłby pokryć deficyt budżetowy,zamieniając ich biura na mieszkania własnościowe.Pollard postawiła samochód w miejscu przeznaczonym dla osób prywatnych.Zgłosiła się do dyżurnego i czekała na umówioną eskortę.Nie wystarczyło zadzwonić zdołu po przepustkę.Nie można było po prostu wejść do windy i nacisnąć guzik jednego zośmiu pięter zajmowanych przez FBI.Goście i agenci musieli włożyć specjalną kartęmagnetyczną do czytnika i wprowadzić numer ważnej odznaki, żeby uruchomić windę.Po chwili otworzyły się drzwi windy i wysiadł z niej cywilny pracownik.RozpoznałPollard po firmowym pudełku od Stana i poprosił ją do windy. Pani Pollard? To ja. Pani do Banków, tak? Zgadza się. Oficjalna nazwa brzmiała, Federalne Biuro Zledcze, Oddział Terenowy w LosAngeles, Zespół Bankowy, ale agenci, którzy tu pracowali, posługiwali się własnymokreśleniem  Banki.Pracownik zawiózł ją na trzynaste piętro i przeprowadził przezdrzwi otwierane specjalnym kodem.Pollard ostatni raz przechodziła przez te drzwiosiem lat temu.Teraz miała wrażenie, jakby nigdy nie odeszła ze służby.Zespół Bankowy zajmował duże nowoczesne pomieszczenie biurowe, podzielonena pojedyncze stanowiska pracy przepierzeniami w kolorze morskiej zieleni.Stanowiskabyły schludne, czyste i nijakie, i mogłyby należeć do firmy ubezpieczeniowej alboczołowej spółki giełdowej, gdyby na ścianach nie wisiały zdjęcia dziesięciu najbardziejposzukiwanych rabusiów napadających na banki.Fotografie te wywołały u Pollardmimowolny uśmiech.Ktoś przykleił do trzech najwyżej umieszczonych wizerunkówkarteczki z imionami  Larry",  Moe" i  Curry".Na terenie Los Angeles i siedmiu przyległych okręgów dochodziło do ponadsześciuset napadów na banki rocznie  co oznaczało trzy napady każdego dniaroboczego, pięć dni w tygodniu, pięćdziesiąt dwa tygodnie w roku (rabusie odpoczywaliw soboty i niedziele, bo większość banków była wtedy nieczynna).Każdego dnia ofiarąrabusiów padało tyle banków, że agenci bez przerwy wzywani byli do akcji i rzadko prze-bywali w biurze.Ten dzień niczym się nie różnił od innych i wchodząc do biura, Pollarddojrzała tylko trzech z dziesięciu agentów tworzących elitarny Zespół Bankowy.Aysy jakkolano Afroamerykanin o jasnym odcieniu skóry, Bill Cecil, zajęty był rozmową zmłodym agentem, którego Pollard nie znała.Cecil uśmiechnął się na jej widok, a AprilSanders wybiegła, by ją powitać.Sanders, z wystraszoną miną, zasłoniła usta, żeby nie można było czytać z ruchujej warg.Cierpiała na ostrą manię prześladowczą.Wierzyła, że ktoś śledzi jej rozmowy iprzegląda e-maile, a w damskiej toalecie jest zamontowany podsłuch.Wierzyła, że męskatoaleta też jest na podsłuchu, ale to jej nie dotyczyło. Powinnam cię uprzedzić  szepnęła  że Leeds jest w biurze.Christopher Leeds był szefem Zespołu Bankowego.Dowodził tą jednostką wgenialny sposób od niemal dwudziestu lat. Nie musisz mówić szeptem  odparła Pollard. Leeds nic do mnie nie ma. Ciii!  Nikt nas nie podsłuchuje, April.Rozejrzały się dookoła i zobaczyły, że Cecil i jego rozmówca nadstawiają uszu.Pollard wybuchła śmiechem. Byczy Bill, przestań!Byczy Bill Cecil podniósł się powoli.Nie był wysoki; przydomek Byczy Billzawdzięczał swej budowie.Był agentem o najdłuższym stażu w zespole, jeśli nie liczyćLeedsa. Cieszę się, że cię widzę, moja pani [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed