[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tu,na Zachodzie, jak pan wie, największym problemem jest woda.Teraz Donaldson zawzięcie skrobał w swoim notatniku.Zastanawiające.To, co powiedziała, nie było dla niego chyba niczym nowym? Cóż, możezajmował się tą tematyką od niedawna.- Od jak dawna pracuje pan dla Earthguard ? - spytała.Donaldson ciągle notował.Podniósł na chwilę głowę.- Od roku - odparł i wrócił do pisania.- I nie pochodzi pan z Phoenix?- Nie.- Czy.czy ja mogę znać pana redaktora naczelnego? Bo.- Ona też jest jeszcze nowa.- A jak się nazywa.- Och.Sue.Sue James.- Aha - mruknęła Portia.- A więc - powiedział, podnosząc wzrok.- Czy ma pani problemy zdeweloperami?- Problemy?- Tak, czy nie próbują wywierać jakiegoś nacisku? Wie pani, propozycjełapówek, pogróżki i tak dalej.Portia poczuła, że oblewa ją zimny pot.Donaldson zachowywał się tak,jakby wiedział o tym, co ją spotkało.A nawet jakby wiedział o Garym.Aleto przecież niemożliwe.Pewnie szukał sensacji dla swojej niewielkiejgazety.Co jednak powinna powiedzieć? Prawdę, kłamstwo? Półprawdę?- Pani Wells?- Och, przepraszam.Właśnie zastanawiałam się nad tym pytaniem.Jesttrochę dziwne, nie sądzi pan?- Cóż, nie możemy ciągle pisać o tym, jak zabija się pałką młode foki, nonie?- O.eee.chyba nie.Dobry Boże, pomyślała.- Więc? - Patrzył na nią wyczekująco.- Cóż, czasem deweloperzy powodują problemy.- Jakie?- Och, to chyba oczywiste.Wydaje mi się, że wyjaśniłam Już, iż chcąbudować na dziewiczych terenach, które powinny pozostać nietknięte.Rozumie pan, odwieczny konflikt cywilizacji i natury.Musimy robićwszystko, by zachować nasze naturalne dziedzictwo dla przyszłychpokoleń i chronić ekosystem.Na szczęście fundacja dysponujeodpowiednimi środkami, by blokować takie inwestycje, a nawet abywykupować tereny, które pozostaną w nienaruszonym stanie dlaprzyszłych pokoleń.- Aha - mruknął dziennikarz.- Czy przypadkiem pani mąż nie miałproblemów z pewnym deweloperem z Kolorado? Jak on się nazywał?To zaszło zdecydowanie za daleko.Najwyrazniej Donaldson odrobiłpracę domową, zanim tu przyjechał, i interesowało go coś więcej niżproblemy ranczerów.- Mam to nazwisko dosłownie na końcu języka - mówił.- Cóż - powiedziała Portia.- Obawiam się, że nie mogę panu pomóc.- Pomyślałem sobie po prostu, kiedy zobaczyłem tych goryli, że może tenfacet sprawia pani jakieś kłopoty.I że pewnie sprawiał też kłopoty panimężowi.- Och.- Portia poczuła, jak pot występuje jej na czoło.- Niestety, muszęzakończyć ten wywiad, już i tak.jestem spózniona.na spotkanie.- Jeszcze tylko kilka pytań.Portia wstała szybko.- Naprawdę jestem spózniona.Muszę pana pożegnać.Z trudem doprowadziła go do drzwi.Wyraznie interesowało go tylkowydobycie z niej nazwiska Mahoneya, jakby tylko po to tu przyjechał.Może wpadała w paranoję.A może wcale nie.- Mogę znowu do pani zadzwonić? Wie pani, dokończyć wywiad?- O tak, chyba tak.Czemu nie? - Nie wiedziała, co mu odpowiedzieć.- Ma pani telefon komórkowy?- Nie - skłamała.- Kiedy ukaże się ten wywiad?- W przyszłym miesiącu.- Och, więc to miesięcznik?- Tak, miesięcznik.- Rozumiem.Czy może mi pan dać swoją wizytówkę?Spojrzał na nią z zakłopotaną miną i pstryknął palcami.- Wczoraj dałem komuś ostatnią.- Może mi ją pan przesłać mailem.- Dobrze.- W takim razie do widzenia.- Do widzenia, będziemy w kontakcie - odparł i wreszcie wyszedł.Boże, pomyślała, patrząc, jak odjeżdżał wynajętym samochodem,wzniecając tumany kurzu.Potem skręcił na główną drogę i zniknął.Portia weszła do domu.Lepiła się od potu.Jeśli będzie musiała znosićtakie rzeczy codziennie, nie wytrzyma w tej pracy nawet tygodnia.W łazience na dole przemyła twarz zimną wodą i stała chwilę nadumywalką, głęboko oddychając.Była roztrzęsiona, a Todd dotąd niewrócił, choć dochodziła już piąta.To niemożliwe, by tak długo pomagałRandy emu.A może jednak?W kuchni podniosła telefon bezprzewodowy i zadzwoniła do Lynette.Randy był już w domu.Nie, przez cały dzień nie widział Todda.Byłwkurzony.- Portia, naprawdę powinnaś wziąć w karby tego chłopaka.Jeszczetrochę, a zacznie brać narkotyki.Nie wiem, jak chcesz się nim zajmować,skoro masz zamiar włóczyć się teraz po całym kraju.Portia nie miała ochoty na takie rozmowy.Wolałaby poprosić do telefonuLynette, ale to tylko rozwścieczyłoby Randy ego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]