[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Mamy za sobą fantastycznie długi rejs być może najdłuższą rzeką we wszechświecie.Mieliśmy wzloty i upadki, przeżyliśmy tragedie, zmagaliśmy się z bólem i nudą,doświadczyliśmy radości, popełnialiśmy tchórzliwe i bohaterskie uczynki.Wielokrotniestawaliśmy twarzą w twarz ze śmiercią.Na naszych oczach ginęli nasi najbliżsi, choć czasamirekompensowała nam to śmierć naszych wrogów.To był długi rejs.Przepłynęliśmy ponadjedenaście i pół miliona kilometrów.To mniej więcej połowa długości Rzeki, szacowanej naokoło dwadzieścia trzy miliony kilometrów.To była długa podróż.Jednak gdybyśmy poszlipiechotą, nadal nie dotarlibyśmy do celu.Pokonalibyśmy zaledwie dwieście pięć tysięcykilometrów, czyli zostałoby nam ponad jedenaście milionów kilometrów.Każdy, kto się tutajzaokrętował, zdawał sobie sprawę, że przejażdżka najwspanialszą i najbardziej luksusowąjednostką na świecie nie będzie darmowa.Wszyscy znali cenę biletu.Za ten rejs płaci się nakońcu, a nie na początku.Dobrze znam każdego z was, na tyle, na ile jeden człowiek możepoznać drugiego.Wszystkich was osobiście wybrałem i na nikim się nie zawiodłem.Przeszliście liczne testy i zdaliście je na piątkę.Mam więc pewność, że poradzicie sobierównież z ostatnim, najtrudniejszym testem, który czeka nas jutro.W moich ustach brzmi tojak zapowiedz egzaminu z arytmetyki w szkole średniej lub jak przemowa trenera przedmeczem.Musicie mi to wybaczyć.Ten test, ten mecz to rozgrywka na śmierć i życie, a częśćz was nie przeżyje jutrzejszego dnia.Ale znaliście cenę, kiedy się zapisywaliście, więc niktnie powinien rozważać ucieczki.Ale kiedy jutrzejszy dzień dobiegnie końca.Przerwał, aby się rozejrzeć.Joe Miller, który siedział na olbrzymim fotelu na podeście,wyglądał na smutnego, a po pobrużdżonych policzkach spływały mu łzy.Wtedy drobny de Marbot zerwał się z miejsca i wzniósł kielich z trunkiem.- Hip hip hurra dla naszego kapitana! Wznieśmy za niego toast! - zawołał.Wszyscy głośno zakrzyknęli.Kiedy wypili zdrowie Clemensa, ze swojego miejscawstał wysoki, chudy niczym rapier, wielkonosy de Bergerac.- Wypijmy też toast za zwycięstwo! Oraz za śmierć i potępienie dla Jana Bez Ziemi!Tego wieczoru Sam długo się nie kładł.Przez chwilę wędrował tam i z powrotem posterówce.Chociaż statek był zakotwiczony, w pomieszczeniu nie brakowało nikogo z obsługi.Nie Do Wynajęcia mógł podnieść kotwicę i ruszyć pełną parą na jezioro w ciągu trzech minut.Gdyby, pomimo zapewnień, Jan spróbował nocnego ataku, parowiec Sama był na toprzygotowany.Obsługa sterówki prawie się nie odzywała.Sam życzył im dobrej nocy, po czym wybrałsię na kilkuminutowy spacer po pokładzie startowym.Na brzegu lśniły liczne ogniska.Mieszkańcy Virolando wiedzieli, co ma się wydarzyć jutro, i byli zbyt podekscytowani, atakże zbyt zaniepokojeni, aby położyć się spać o zwyczajowej porze.Wcześniej na brzegupojawił się sam La Viro w łódce rybackiej i poprosił o zgodę na wejście na pokład.Clemensprzez megafon poinformował go, że niezmiernie cieszy się z tego spotkania, jednak będziemógł z nim porozmawiać dopiero za dwa dni.Bardzo mu przykro.Tak musi być.Potężny ciemnoskóry mężczyzna o ponurej twarzy oddalił się, jednak wcześniejpobłogosławił Sama.Clemens się zawstydził.Przeszedł się wzdłuż każdego z pokładów, aby sprawdzić czujność wartowników.Byłzadowolony z efektów inspekcji, więc uznał, że dalsze wędrowanie po statku nie ma sensu.Poza tym, Gwenafra czekała na niego w łóżku.Zapewne chciała się kochać, gdyż następnydzień mógł być dla nich ostatni.W tej chwili nie miał na to ochoty, jednak jego towarzyszkadysponowała niezawodnymi sposobami na pobudzenie jego ducha i nie tylko.Nie mylił się.Gwenafra nalegała, jednak kiedy dostrzegła jego wyrazny brakentuzjazmu, a jej sztuczki zawiodły, dała za wygraną.Nie robiła mu wyrzutów.Poprosiłatylko, aby mocno ją przytulił i z nią porozmawiał.Sam prawie zawsze był gotów napogawędkę, więc pogrążyli się w rozmowie na co najmniej dwie godziny.Tuż przed zaśnięciem Gwenafra powiedziała:- Ciekawe, czy Burton znajduje się na pokładzie Reksa? Czy to nie byłoby dziwne? Istraszne zarazem.- Jeszcze nie wyzbyłaś się swojego dziecięcego zauroczenia, prawda? Musiał być kimśwyjątkowym.Przynajmniej dla ciebie.- To prawda.Choć oczywiście nie mogę być pewna, że teraz także by mi się spodobał.Ale gdyby był jednym z ludzi króla Jana, a my byśmy go zabili, czułabym się potwornie.Aco ty byś zrobił, gdyby okazało się, że na Reksie jest ktoś, kogo kochasz?- To mało prawdopodobne.Nie zamierzam zaprzątać sobie tym głowy.A jednak to robił.Gwenafra już dawno spała, spokojnie oddychając, a on nadal leżałrozbudzony.A co, jeśli na pokładzie Reksa znajdowała się Livy? Nie, to niemożliwe.Wkońcu to jeden z ludzi króla Jana zabił ją w Parolando.Nigdy nie dołączyłaby do jego załogi.Chyba że pragnęłaby go zabić.Lecz tego z pewnością by nie zrobiła.Była zbyt delikatna.Coprawda stać ją było na zażartą walkę w obronie najbliższych, ale zemsta? Nie.Clara? Jean? Susy? Czy jedna z nich mogła znajdować się na Reksie?Prawdopodobieństwo było bardzo niewielkie, a jednak.matematyczne niemożliwościczasami się ziszczały.Pocisk wystrzelony z tego statku mógł ją zabić.Skoro zaś wskrzeszeniaustały, straciłby ją na zawsze.Prawie wstał z łóżka i poszedł do sterówki, aby polecić radiooperatorowi, by wysłałwiadomość na Reksa, wzywającą do zawarcia pokoju, odwołania bitwy i pozbycia sięnienawiści oraz żądzy zemsty.Prawie.Jan i tak nigdy by na to nie przystał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]