[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.184RSNie! Opanuj się, Rowenno, to wszystko dzieje się tylko w twojejgłowie.Siła sugestii.Nic realnego.Strach zawsze jest pożywką dlazdradliwego mózgu.Wykreował w twojej głowie jakieś monstrum.Widziszgo oczyma wyobrazni.Na tym cmentarzu byłaś setki razy, dobrze wiesz, żena tym grobowcu nie ma twojego imienia i nazwiska.Nie poddawaj się.Nie masz chyba zamiaru być czyjąś ofiarą, nawetgdyby okazało się, że sam diabeł ruszył się z piekła i przybył tu po ciebie. Nie! powiedziała głośno i stanowczo, wpatrując się w mrocznycmentarz.Pusto.Nikogo.Przerażający cień znikł.Spojrzała z powrotem nakamienny grobowiec.Krwawy napis znikł.Spoza chmur wyjrzał księżyc.Rozproszył ciemności, jeszcze przedchwilą prawie nieprzeniknione.Teraz zobaczyła korony drzew obrzuconesrebrem księżycowej poświaty.I napis na grobowcu.Wyryte w kamieniulitery, zbyt zatarte, żeby odczytać nazwisko.Na twarzy czuła łagodne podmuchy wiatru.Cisza.Oprócz niej i wiatruna cmentarzu nie ma nikogo, ani istoty realnej, ani wyimaginowanej.Nieprawda.Ktoś tu jeszcze jest.Woła teraz, bardzo głośno.Zniepokojem. Rowenno!Niedaleko bramy cmentarnej teraz, o dziwo, zamkniętej zobaczyłasylwetkę mężczyzny.Adam Llewellyn.Stał za niskim murem cmentarnym.Jakby bał się po nocy wchodzić na cmentarz.Stał tam i patrzył na Rowennę.Jakby oszalała.A może właśnie tak jest? Może straciła rozum?185RSUlicą przeszła jakaś para.Trzymali się za ręce i rozmawiali orestauracji, do której właśnie się wybierali.Zwiatła przejeżdżającego samochodu na moment przecięły ciemność.Jakiś mężczyzna z jazgoczącym pekińczykiem szedł w kierunkuMuzeum Figur Woskowych.Człowiek duży.Piesek malutki.Zwyczajny wieczór. Ro?Podeszła szybko do muru. Cześć!Adam.Znała go od wielu lat.Dobrze, że tu był, jego obecnośćpomogła jej całkowicie powrócić do rzeczywistości.Ale jakim cudem on tu się znalazł? Co tu robisz, Adamie? Zledzisz mnie?Miało to zabrzmieć żartobliwie, niestety słychać było w jej głosiehisteryczne nutki. Zobaczyłem cię i próbowałem cię dogonić. I dogoniłeś.Czy po drodze widziałeś jeszcze kogoś? Widziałem tylko, jak Libby Marston zamykała swój sklep.Naulicach pustki.Wystraszyłem cię, Ro? Przepraszam, ale po tym wszystkim,co się ostatnio wydarzyło, nie powinnaś tego robić. Czego? Jak to.czego? Przechodzić przez mur i szwendać się po cmentarzu.Jest noc! Wcale nie przechodziłam przez mur.Brama była otwarta.Adam spojrzał na nią bardzo sceptycznie. A ja kogoś tu zobaczyłam.186RS Więc weszłaś, żeby sprawdzić, kto to taki.Rozumiem.Uważasz toza mądry pomysł? Pominąwszy wszystko, jest to przecież cmentarz, zktórego uprowadzono Mary Johnstone.Rowenna nie udzieliła odpowiedzi.Powiedzenie prawdy było przecieżbez sensu.Adam nie uwierzy, że nie przyszła tu z własnej woli, że kazał jejto zrobić wielki, złowrogi cień.Zagnał ją na cmentarz i nie wypuszczał.Poza tym Rowenna sama jeszcze do końca nie pojęła, co właściwie sięstało.I jak mogło to się stać.Dlatego tematu nie ciągnęła. Umówiłam się z Jeremym powiedziała. Odprowadzisz mnie? Oczywiście, nie ma sprawy. Dzięki.Ale.czekaj.Gdzie jest Eve? Jeszcze w sklepie.Rozpakowuje towar na Zwięto Dziękczynienia.Może zainteresuje cię łyżka do sosu wymodelowana na ojca pielgrzyma?Rowenna roześmiała się i pokręciła przecząco głową. Szkoda.A może łyżka Indianin? Niestety, nie.Adamie, Eve nie powinna wracać sama do domu! Jasne.Ma czekać na mnie.Odprowadzę cię i wracam do sklepu. Dzięki.Ruszyli przed siebie pustą ulicą.Rowenna szczęśliwa, że nie jest sama. Adamie. zagadnęła po chwili. Dlaczego szedłeś za mną? Chciałem pogadać.Martwię się o Eve. Co?!Była zszokowana.Wiedziała już, że to Eve martwi się o Adama, ateraz okazuje się, że ona też jest dla swego męża powodem do zmartwienia.187RS Eve ostatnio w stosunku do mnie bardzo się zmieniła.Wiesz, cosobie ubzdurała? Jej zdaniem, schodzę na złą drogę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]