[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zwy kłe, szkolne, złączone ze sobą krótszy mi bokami.Na blatach równo poustawiano pudełkaz tubami i kredkami.Drewniane palety do mieszania farb leżały tuż przy kubkach, z który chwy stawały setki pędzli.Pod drugą ścianą, oparte o ceglany mur, stały złożone sztalugi.W powietrzu unosił się zapach terpenty ny.Bogucka wskazała ręką krzesło, ale Julia wolała nie przy kleić się do pozostałości po twórczy mszaleństwie.Gdzieniegdzie nadal widniały zaschnięte plamy w kolorach tęczy. Znała go pani? spy tała, patrząc na przy kry te płót-nami obrazy.Fragment jednego z nichby ł odsłonięty.Przedstawiał biały koński ogon unoszony wiatrem. Znam je wszy stkie.Mniej lub więcej, ale o każdy m mogę coś powiedzieć. A Szy mon? Jaki by ł?Kobieta zacisnęła usta i spuściła oczy.Oparła się ręką o puste krzesło, jakby miało jej pomócw utrzy maniu równowagi. Wy bitny.Inny niż oni wszy scy.Niż cała reszta. Ponoć szkoła przy jmuje samy ch wy bitny ch.Dlaczego akurat on by ł lepszy ? Mało tupodobny ch geniuszy ?Nogi krzesła zaczęły miarowo uderzać w podłogę, wy bijając nerwowy ry tm. Właściwie tak.Taki by ł zamy sł dy rektora.%7łeby zgromadzić w jedny m miejscu ty ch, którzymają w sobie iskrę bożą.Owszem, poziom uczniów nadal jest ponadprzeciętny, ale to nie jest jużta sama szkoła, co kilka lat temu. Jasne.Czy li teraz przy jmujecie dzieci za łapówki, żeby zapełnić klasy ? Ze średniaka na siłęrobi się gwiazdę? Julia przy szpiliła ją wzrokiem.Nie my liła się.Kobieta przestała stukaćkrzesłem i wsunęła je pod stół. O ile wiem, szkoła szczy ciła się ty m, że jest bezpłatna.Sporo sięod tego czasu zmieniło, przy najmniej nieoficjalnie.Ile kosztuje wejściówka ? Pięćset, ty siąc? Proszę przestać! sy knęła kobieta i dla pewności spojrzała, czy drzwi są zamknięte.Julia podeszła do kolejnego płótna i odsunęła materiał.Tandetna martwa natura z jabłkiemi gruszką w koszmarny ch, zgniły ch kolorach. Przy jęcie takiego talentu musiało kosztować znacznie więcej skomentowała, ale zarazpożałowała, widząc zmieszanie na twarzy Boguckiej. To oczy wiście nie pani wina, proszę mniezle nie zrozumieć.Próbuję jedy nie poznać zasady, jakimi kieruje się szkoła. Chce pani znać prawdę? Wozna ściszy ła głos. Wsty d mi za to, co się tu dzieje, ale niezamierzam milczeć.Nie po śmierci tego dziecka.Powiem wszy stko, nawet to, czego nie chcepani usły szeć.Ale nie tu i nie teraz.Julia nie mogła liczy ć na bardziej lojalnego współpracownika.Boguckiej nie trzeba by łozby tnio ciągnąć za języ k.Miała na pieńku z dy rektorem i kilka umiejętny ch chwy tówwy starczy ło, żeby rozwiązać jej usta. Muszę panią spy tać o jeszcze jednego wy chowanka tej szkoły.Chodzi o pewną dziewczy nkę. Julia musiała wspomnieć o Malwinie.Jeśli Bogucka jeszcze nie zdąży ła się dowiedzieć o jejśmierci, to nawet lepiej.Naturalna reakcja człowieka w obliczu takiej tragedii mogła rzucić noweświatło na sprawę.Kto, jak nie ta kobieta, mógłby wiedzieć więcej o ty m, co dzieje się naszkolny ch kory tarzach.Wy starczy ło zadać jedno proste py tanie: Czy podejrzewa pani kogoś stąd?Już otwierała usta, żeby konty nuować wątek Malwiny, kiedy Bogucka chwy ciła ją za rękawkurtki, dając sy gnał, żeby zamilkła.Z kory tarza dobiegł wy razny odgłos kroków.Zbliży ły się dopracowni, po czy m nagle ucichły. Wy gląda na to, że mamy towarzy stwo szepnęła.Ktoś naparł ciałem na drzwi.Julia podbiegła do nich i szarpnęła klamką.Osoba w ciemny mpłaszczu znikała właśnie w sali po przeciwnej stronie kory tarza.* * *Michalina położy ła wy niki badań przed Elvisem.Nawet nie wziął ich do ręki, ty lko wrzucił doszuflady na stertę inny ch papierów.Miał zły dzień.Ruszał się ślamazarnie i błądził wzrokiem pościanach, szukając w nich natchnienia.Kalendarz świecił pustkami.W ty m ty godniu nie miałumówiony ch żadny ch klientów.Pierwsi mieli się pojawić dopiero w przy szły m. Mały ruch. Michalina powiesiła swoją ekologiczną, skajową kurtkę na haczy ku. Możewieczorem ktoś wpadnie.Na przy kład jakaś zwariowana urzędniczka poczty, którą naszła chęć nakolczy k w sutku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]