[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tak na prawdę nie tylko w to wie rzyłam.Ja wie działam. Miałaś ostat nio ja kieś wieści od Con ra da, Lau rel? za py tał mamę pan Fisher.Sta liśmy na par kin gu przed ośrod kiem po mo cy dla ko biet: pan Fisher, Ste ven, mama i ja.Goście wcho dzili do środ ka.Pan Fisher spraw dził dwa razy Con ra da tam nie było.Mama potrząsnęła głową. Nie.Roz ma wia liśmy w zeszłym mie siącu.Mówił, że się wy bie ra. Może się spózni.Zajmie my miejsce dla nie go za pro po no wałam. Le piej już tam pójdę po wie dział Je re mi.Miał przyjąć ta bliczkę upa miętniającą ten dzień.Od pro wa dziliśmy go wzro kiem.Po tem pan Fisher po wie dział: Może też po win niśmy wejść do środ ka.Miał bar dzo przygnębioną minę.Na jego po licz kach wid niały zacięcia po go le niu. Do brze po wie działa mama, pro stując ple cy. Belly, może za cze kasz tu taj jesz cze chwilę? Ja sne od parłam. Idzcie, idzcie.Kie dy po szli, usiadłam na mur ku.Nogi wresz cie prze stały mnie boleć.Od cze kałam jesz cze dzie sięć minut, ale po nie waż Con rad się nie po ja wił, w końcu wstałam.A więc jed nak nie przy je chał.roz dział dwu dzie styCON RADZobaczyłem ją, zanim ona zobaczyła mnie.Siedziała w pierwszym rzędzie, obok taty, Laurel i Stevena.Miała włosyupięte do tyłu, podniesione po bokach.Nigdy wcześniej nie nosiła takiej fryzury.Była ubrana w jasnofioletowąsukienkę.Wyglądała dojrzale.Przyszło mi do głowy, że wydoroślała przez ten czas, kiedy jej nie widziałem, żeprawdopodobnie zmieniła się i już jej nie poznam.Ale kiedy wstała, żeby klaskać razem z innymi, zobaczyłem plasterna jej ko st ce.To była ona, ta sama Belly.Ciągle po pra wiała spin ki we włosach.Jed na ciągle się wy su wała.Mój samolot przyleciał z opóznieniem i chociaż jechałem bardzo szybko, i tak nie zdążyłem na czas.Kiedywszedłem, Jeremi właśnie rozpoczynał przemowę.Obok taty było wolne miejsce, ale zostałem z tyłu.Zobaczyłem, jakLau rel nie spo kojnie wo dzi wzro kiem dokoła.Nie za uważyła mnie.Kobieta z ośrodka pomocy wstała i podziękowała wszystkim za przybycie.Mówiła o tym, jak wspaniałą osoba byłamoja mama, jak bardzo oddaną ośrodkowi, z jakim zaangażowaniem zbierała pieniądze i informowała lokalnąspołeczność.Powiedziała, że mama była prawdziwym darem.Zabawne, wiedziałem, że mama działała w tymośrodku, ale nie miałem pojęcia, że była taka zaangażowana.Poczułem lekkie wyrzuty sumienia, przypomniawszysobie, jak raz poprosiła mnie o pomoc przy zorganizowaniu niedzielnego śniadania.Zbyłem ją, wykręcając się, żemam coś do zro bie nia.Po tem Je re mi pod niósł się i wszedł na po dium. Dziękuję, Mono powiedział. Dzisiejszy dzień znaczy wiele dla mojej rodziny, wiem, że znaczyłby nawet więcejdla mamy.Ten ośrodek zajmował bardzo ważne miejsce w jej życiu.Nawet daleko od Cousins zawsze o was myślała.I kochała kwiaty.Mawiała, że bez nich nie potrafiłaby oddychać.Czułaby się bardzo zaszczycona, wiedząc, żeurządziliście ogród na jej pamiątkę.To była dobra mowa.Mama na pewno byłaby dumna z Jeremiego.A ja wiedziałem, że powinienem stać teraz obokbra ta.Na pew no by jej się to spodo bało.Róże też.Patrzyłem, jak Jeremi wraca na swoje miejsce obok Belly.Jak ujmuję jej rękę.Poczułem ucisk w żołądku.Cofnąłemsię i scho wałem za ko bietą w sze ro kim ka pe lu szu.To był błąd.Przy jazd tu taj był poważnym błędem.roz dział dwu dzie sty pierw szyKiedy skończyły się przemówie nia, wszy scy prze szli do ogro du. Ja kie kwia ty chcesz mieć na ślu bie? spy tał cicho Je re mi.Uśmiechnęłam się. Ja kieś ładne?Co ja wie działam o kwia tach? Co ja w ogóle wie działam o ślu bach? Byłam tylko na dwóch, mo jej ku zyn ki Beth, jakomała dziewczynka, sypałam kwiaty w orszaku, i naszych sąsiadów.Ale podobała mi się ta gra.Trochę udawana,a mimo to praw dziwa.W tym momencie go zobaczyłam.Stał z tyłu, w szarym garniturze.Uniósł rękę i pomachał.Ja uniosłam swoją, alenie po ru szyłam nią.Nie byłam w sta nie.Jeremi odchrząknął.Podskoczyłam.Zupełnie o nim zapomniałam.Na te kilka sekund zapomniałam o całymświe cie.Potem pan Fisher podszedł do Conrada, objęli się.Moja mama również go uściskała, Steven zaszedł od tyłu i walnąłw ple cy.Kie dy Je re mi się z nim przy witał, na deszła moja ko lej.Po deszłam i po wie działam: Cześć.Nie wie działam, co zro bić z rękami, więc trzy małam je opusz czo ne wzdłuż boków. Cześć od parł Con rad.A potem otworzył szeroko ramiona i rzucił mi spojrzenie, które można by nazwać prowokującym.Zawahałam się,ale w końcu podeszłam do niego.Zatrzasnął mnie w niedzwiedzim uścisku i podniósł.Pisnęłam, przytrzymującspódnicę.Wszyscy zaczęli się śmiać.Kiedy Conrad postawił mnie na ziemi, przysunęłam się bliżej do Jeremiego.Którysię nie śmiał. Con rad cie szy się ze spo tka nia z młodszą sio strzyczką stwier dził pan Fisher jo wialnie.Zastanawiałam się, czy on w ogóle wie, że kiedyś chodziliśmy ze sobą.Pewnie nie.To trwało tylko pół roku.Nicw porówna niu z tym, jak długo już byłam z Je re mim. Jak się miewasz, siostrzyczko? zapytał Conrad z tym charakterystycznym wyrazem twarzy, trochęroz ba wio nym, trochę złośliwym.Do brze znałam tę minę, widziałam ją wie le razy. Zwiet nie od parłam i spojrzałam na Je re mie go. Mie wa my się do praw dy świet nie.Je re mi nie od wza jem nił spojrze nia.Wyjął z kie sze ni te le fon i oznajmił: Umie ram z głodu.Po czułam ucisk w żołądku.Czyżby się na mnie gnie wał? Zróbmy kilka zdjęć w ogro dzie za pro po no wała mama.Pan Fisher klasnął w dłonie, po czym za tarł je, objął Je re mie go i Con ra da i po wie dział: Chcę zdjęcie z małymi Fishe ra mi!Tym ra zem wszy scy się zaśmia li, Je re mi również.Zro biliśmy więc zdjęcia na tle ogro du różane go Su san ny, wszyst kie możliwe kom bina cje: Fishe ro wie, Ste ven, mamai ja, Ste ven i Je re mi.W pew nym mo men cie Je re mi po wie dział: Chcę jed no tylko z Belly.Poczułam ulgę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]