[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie dałam tak łatwo zbić się z tro pu. Mówię serio powiedziałam. To fajny gość,świetnie się dogadujecie.Zawsze umie cię rozbawić.Dla cze go nie? Bo nie powtórzyła Lucy, ale już nie takka te go rycz nym to nem jak wcześniej.Wi działam, że zaczęłasię za sta na wiać. Tak tylko mówię rzuciłam, kiedy zbliżałyśmy się dodomu. Z miłymi chłopakami warto się umawiać.Pomyślałam o Henrym i jego drobnych aktachżycz li wości, i po czułam w ser cu bo le sne ukłucie. Wiem, że nie zwrzeszczałam cię za to tak, jakmiałabym ochotę oznajmiła Lucy, przyglądając mi sięuważnie. Ale dalej nie rozumiem, czemu rzuciłaśHen ry ego.Skrzywiłam się, chociaż technicznie rzecz biorąc, miałarację. To byłoby za trudne wyznałam w końcu. Mogłamto przewidzieć.I wiedziałam, że oboje będziemycierpieć. Uświadomiłam sobie, że mijamy właśnie domCrosbych, więc odwróciłam głowę, kiedy obieskręciłyśmy w nasz pod jazd. Po wie dzieć ci coś o akro ba ty ce? za py tała Lucy, idąckoło mnie. Marzę o tym odparłam ponuro, a Lucy sięuśmiechnęła. Widzisz, chodzi o to, że ludzie zwykle robią sobiekrzywdę, ale taką poważną krzywdę, kiedy starają się byćzbyt ostrożni.Właśnie wtedy jest najwięcej wypadków,jeśli ktoś w ostatniej chwili zaczyna się wahać, bo jestprzestraszony.To się zwykle kończy tak, że robi krzywdęso bie i in nym.To wszystko miało sens aż do ostatniego zdania, którespra wiło, że zmarsz czyłam brwi. Jak to innym? No wiesz wyjaśniła Lucy, wyraznie się ociągając.Jeśli wypadnie przez to na kogoś z widowni czy cośta kie go.Cho dzi mi o to, że& Wiem, o co ci chodzi zapewniłam ją.Doszłyśmy dodomu, a ja miałam już wejść na werandę, kiedy Lucyzłapała mnie za rękę i pociągnęła za dom. Lucy, co ty.,, NIE SPO DZIAN KA!Zamrugałam ze zdziwienia na ten widok.Na stole stałtort, a do krzeseł były przywiązane baloniki.ZobaczyłamGelsey, moją mamę, Warrena i Wendy, a także Kim, Jeffa,Norę, Davy ego, Elliota i Freda.Przyszedł nawet Leland,a ja nagle zaniepokoiłam się, kto w ogóle został na plaży.Zobaczyłam też tatę na fotelu inwalidzkim i stojącego oboknie go dziad ka.Obaj uśmie cha li się do mnie. Wszystkiego najlepszego, skarbie powiedziałamama i uściskała mnie. Pomyślałam, że powinnaś miećdrugą szansę na przyjęcie urodzinowe szepnęła mi doucha, a ja się uśmiechnęłam, chociaż czułam jednocześnie,że za raz się rozpłaczę. Dzięki odpowiedziałam szeptem.Mama pogładziłamnie szyb ko po włosach i odwróciła się do stołu. Tort! zawołała. Za pra sza my wszyst kich chętnych!Rozejrzałam się po gościach, chociaż wiedziałam, żeHenry ego tu nie będzie.Ale dopiero jego nieobecnośćuświadomiła mi, jak bardzo pragnęłam, żeby jednakprzyszedł.Podeszłam do stołu i zobaczyłam, że napis Stolat, Taylor! jest zrobiony jego charakterem pisma.Mamazaczęła dzielić tort, a ja zauważyłam, że z boku stoją dwastyropianowe pudełeczka z lodami ze Sweet Baby Jane.Bez próbowania mogłam powiedzieć, że są malinowei ko ko so we. Mamo? zapytałam, starając się, żeby to brzmiałoswo bod nie. Skąd się wzięły te lody? Przyszły razem z ciastem wyjaśniła. Henrynalegał.Powiedział, że to doskonale podkreśli smak.Czyto nie uro cze z jego stro ny? Tak powiedziałam.Wzięłam kawałek tortu, który mipodała i na którym była akurat litera T.Czułam w gardlena ra stającą gulę. To na prawdę miłe.Roz dział trzy dzie sty piątyzas się kończył.To było wyraznie widać, nie tylkodlatego, że każdy dzień stawał się troszeczkę krótszy,Cale także z powodu tego, co działo się z tatą.Każdegodnia był odrobinę bardziej zagubiony, a okresyprzebudzenia i świadomości, co dzieje się wokół niego,wydawały się coraz krótsze i krótsze.Zaczął miećtrudności z mówieniem i to chyba było dla mnienajtrudniejsze przywykłam do taty, który dominował nadcałą salą sądową głębokim, donośnym głosem.Terazledwie udawało mu się coś powiedzieć i znalezćod po wied nie słowa.Kiedy był przytomniejszy, spędzaliśmy z nim czas nazmianę.Moja siostra zalewała go potokiem słów, jakbypróbowała mu opowiedzieć jednocześnie o wszystkim, cokiedykolwiek chciałaby mu przekazać.Mój brat siedziałprzy jego łóżku i na ile zdołałam podsłuchać, rozmawiałz tatą o słynnych procesach omawiali ulubioneprzypadki, chociaż tu także Warren mówił zwykle więcej.Dziadek siadał przy tacie i czytał mu na głos gazetę,zazwyczaj reportaże o różnych ludziach.Jego głos, tak jakdawniej głos taty, był słyszalny w całym domu, kiedymówił: O, to cię na pewno zainteresuje.Posłuchaj tylko,co się wy da rzyło w Har ris bur gu.Mama niewiele się odzywała, kiedy byli razem.Czasem słyszałam, jak rozmawiają o sprawachfinansowych, robią różne ustalenia i plany, ale zwykle poprostu trzymała go za rękę i patrzyła na niego, obserwującjego twarz, jakby wiedziała, że już niedługo nie będzie tomożliwe.Kiedy przychodziła kolej na mnie, zadawaliśmy sobiepytania, tak jak wcześniej przy śniadaniach w restauracji
[ Pobierz całość w formacie PDF ]