[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wymówiłemnajem, płacąc mu czynsz za jeszcze jeden miesiąc.- Co? - Kieliszek omal nie wypadł Keishy z rąk.- Jak śmiałeś? To mój dom.Są tam wszystkie moje rzeczy.Nie mogłeś mi tego zrobić!- Wolałabyś płacić temu wyzyskiwaczowi czynsz za pół roku, podczas gdydom stałby pusty? Kto wie, co mogłoby się zdarzyć.Nie ufałbym temuczłowiekowi, że nie wprowadzi tam innych lokatorów.Keisha sama się tym niepokoiła, ale ponieważ nie dano jej wyboru,odepchnęła lęki.Teraz jednak była wściekła.- A co z moimi rzeczami? Wszystkimi osobistymi rzeczami, a także z meblamimamy? Co się z nimi stanie?49SRHunter położył jej rękę na ramieniu.- Nie martw się.Kazałem przewiezć je do magazynu.Po powrocie do Angliizastanowisz się, co zatrzymać, a czego już nie potrzebujesz.Keisha odepchnęła jego rękę.- Jak śmiesz przejmować kontrolę nad moim życiem? - Gdyby nie to, że byliw powietrzu, natychmiast by odeszła.Na zawsze! Tak daleko, jak tylko by mogła.Zpowrotem do Szkocji.Gdzieś, gdzie nigdy by jej nie znalazł.Była na niego taka zła!- Naprawdę posunąłeś się za daleko.Nie chciałam jechać z tobą do Hiszpanii,a teraz jeszcze odebrałeś mi dom.Jesteś manipulantem, aroganckim, podstępnymdraniem.Nienawidzę cię!- To nieprawda - zaprzeczył Hunter łagodnie.Nawet się uśmiechał.Uśmiechał się, bo dostał to, co chciał.- Może i w tej chwili tak myślisz - kontynuował - ale któregoś dnia jeszcze miza to podziękujesz.- Miałabym ci dziękować? Na pewno nie!Czy on w ten sposób wyrównywał rachunki?Karał ją za to, że od niego odeszła? Nie chciała aż tak zle o nim myśleć, alecoraz bardziej na to wyglądało.Jeszcze raz utwierdziła się w decyzji, by pilnować się w każdej minucie.Tepół roku zapowiadało się na bardzo, bardzo długie.Z lotniska zabrał ich samochód z kierowcą i zawiózł do wspaniałej rezydencjistojącej na szczycie wzgórza.- Chodz - powiedział Hunter, biorąc ją pod rękę.- Pokażę ci mój dom.Jego chwyt był silny i Keisha zaczęła się czuć jak więzniarka.Może i nie byłotu krat, ale Hunter zachowywał się jak więzienny strażnik.Zacisnęła zęby.- Uspokój się - powiedział, uśmiechając się do niej.- Będzie ci się tu bardzo50SRpodobało.- Alison też tu przywoziłeś? - spytała i wcale się nie zdziwiła, gdy zaprzeczył.- Więc nie chodzi ci o pracę, prawda? To coś, co wymyśliłeś specjalnie dlamnie.- Wcale nie.Mam w Sewilli biuro i na ogół któraś z tutejszych sekretarekwykonuje pracę mojej osobistej asystentki.Jednak w tym roku postanowiłem tozmienić.Zorganizuję biuro tu, w willi.Pomyślałem, że to będzie dla ciebie idealnaokazja, by nacieszyć się słońcem i odzyskać siły.- To znaczy, że nie przywiozłeś mnie tu do pracy?- Oczywiście, że będziesz pracować - odparł szybko.- Ale przecież nie przezcały dzień! Chętnie posłużę ci też za przewodnika.Byłaś już kiedyś w Hiszpanii?- Tak, raz, na wakacjach.Hunter pokazał jej dom, a potem zaprowadził do jej apartamentu, składającegosię z przyjemnie urządzonej sypialni, garderoby i luksusowej łazienki.- Zachwycające - powiedziała.- Bardzo mi się tu podoba.- Cieszę się.Tak właśnie myślałem, że ten pokój będzie ci odpowiadał.Otwórz tamte drzwi.Okazało się, że prowadzą na balkon ze stolikiem, krzesłami i roślinami wdonicach.Z balkonu rozciągał się widok na Morze Zródziemne.Przypomniał jej sięhotel, w którym spędzili miesiąc poślubny.Hunter bacznie jej się przyglądał.Ciekawe, czy pomyśleli o tym samym.Czyteż wspominał chwile, gdy stali nadzy na balkonie i obserwowali zachód słońca?Czy wspominał, jak potem się kochali?Odwróciła się i weszła do pokoju.Hunter wyglądał tak, jakby się uśmiechał doswoich wspomnień.A więc myśleli o tym samym.- Gdzie jest biuro? - spytała szybko, by odegnać tęskny nastrój.- Chodz, pokażę ci.Poprowadził ją na wyższe piętro, do idealnie kwadratowego pokoju, z oknami51SRna wszystkich ścianach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]