[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wiedziałam, \e pan to zrobi! - Popatrzyła na niego rozpromieniona i irytacja Chase'a roztopiła sięniczym śnieg w słońcu.- To będzie cudownie.Tak, uświadomił sobie z pewnym zdumieniem.Mo\e być naprawdę cudownie.Albo mogłoby być,gdyby nie świadomość, \e niedługo musi wyjechać.Poczuł ukłucie bólu.- Nie wiem, co mam powiedzieć.poza dziękuję.- Brązowe, rozświetlone serdecznością oczyHarriet spojrzały mu prosto w twarz.Ale to światło zgasłoby natychmiast, gdyby tylko poznała jego grzechy.- Zostanę jeszcze tydzień, nie dłu\ej.- Doskonale! A dopóki pan będzie u nas, mo\e pan sobie wszystko jeszcze raz przemyśli.Nic na tonie poradzę, \e zastanawiam się, czy.88- Ju\ wszystko przemyślałem.Nie mogę wrócić do Londynu.- Nigdy?- Nigdy.Westchnęła.- Mogłabym panu pomóc, gdyby mi pan powiedział więcej.Nikt nie mo\e pomóc.Tym razem Chase sam musi się wyciągnąć z tarapatów.- Nie jest pani za mnie odpowiedzialna, Harriet Ward.- Jest pan dokładnie taki sam jak Stephen.On te\ nie chce słuchać niczego, co mówię.- W jej głosiepojawiła się nutka rozdra\nienia.Chase niemal się uśmiechnął.- Nigdy jeszcze nie trafiła pani na problem, którego nie potrafiłaby pani rozwiązać, prawda?- Nigdy.- Przyglądała mu się przez dłu\szą chwilę.- Przypuszczam, \e jesteśmy kwita, pan i ja, jeślichodzi o nasze pierwsze spotkanie.Oszustwo za oszustwo.- Rzeczywiście jesteśmy kwita.- Przeniósł spojrzenie na jej usta.- I dobrze do siebie pasujemy.Twarz Harriet pokryła się lekkim rumieńcem.- Czy powinniśmy powiadomić rodzinę pani o mojej prawdziwej to\samości?- Nale\y im się to.Ale proszę się nie obawiać, zachowają tajemnicę, zwłaszcza kiedy wyjaśnię im, \ełaskawie zgodził się pan jeszcze przez tydzień udawać kapitana Frakenhama.- Przygryzła wargę.-Muszę.muszę przyznać, \e gryzło mnie trochę sumienie.- Dlaczego?- Dlatego, \e zmuszaliśmy pana do tak cię\kiej pracy.- I słusznie panią gryzło.To było nie do zniesienia.Skrucha ulotniła się z twarzy Harriet.- Nie pracował pan ani trochę cię\ej ni\ reszta z nas.- Tak, ale państwo odnosili z tej pracy korzyść.A ja najmniejszej.- Spuścił wzrok na swoje pokrytepęcherzami dłonie, tłuste od balsamu, którym je posmarowała.- Czy nie ugościliśmy pana, nie karmiliśmy i nie opatrzyliśmy ran?- Maścią dla owiec!- Zdrową maścią dla owiec.- Nie wydaje mi się, by istniało coś takiego jak zdrowa maść dla owiec.Derrick zawołał coś z drugiego końca pola do Harriet, coś na temat ostatniej \erdzi w płocie, którywłaśnie naprawił razem z parobkami.Harriet odkrzyknęła.Chase czekał.Odwróciła się twarzą do niego.- Powinniśmy jutro przystąpić do strzy\y.- Najwy\szy czas.- My równie\ tak uwa\amy.Nigdy wcześniej tego nie robiliśmy, ale Stephen i ja wymyśliliśmysystem strzy\enia.Na ka\dym kroku okazywała się osobą praktyczną, tyle \e miała w sobie tę pulsującą tu\ pod skórą\yłkę namiętności.Chase zastanawiał się, co by się stało, gdyby znowu dziewczynę pocałował.Podszedł o krok bli\ej, ale od pola dobiegło następne wołanie.Harriet pochyliła się nad płotem i odpowiedziała.Niewiele brakowało, by Chase, sfrustrowany tym,\e ciągle im ktoś przeszkadza, sam coś odkrzyknął, i to niezbyt grzecznie.W końcu Harriet popatrzyła znowu na niego.- O czym to my.A tak.O systemie strzy\enia.- Lekko rzuciła głową, pasemko brązowych włosówwymknęło jej się na ucho.- Zbudowaliśmy kilka wąskich kojców, w ka\dym zmieści się jedna owca.Trzeba będzie jej tylko zarzucić pętlę na kark.To ją unieruchomi i wtedy da się ostrzyc.Strzy\eniepowinno okazać się absurdalnie proste.- Mo\na tylko \ywić taką nadzieję - odparł Chase, chocia\ miał swoje wątpliwości.- Do tej pory nienatknąłem się jednak na taki aspekt pracy z owcami, który nazwałbym prostym.Wydało mu się, \e na to bródka Harriet wysunęła się odrobinę do przodu.Ale po chwili powiedziaładosyć łagodnym tonem:- Ma pan rację.Bardzo nam pan w tym tygodniu pomógł.Proszę przyjąć wyrazy wdzięczności za tęprzysługę.89Jej ton był niemal serdeczny.Zaimponowała Chase'owi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]