[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ciemnowłosa piękność w kapeluszu z piórami i w bardzo szykownej sukni, przede wszystkim starannie odsłaniającej ramiona, brzdąkała cicho na pianinie.Gości nie było zbyt dużo.Dwóch samotnych pijaczków, a przy stoliku na tyłach sali siedziało kilku mężczyzn zajętych pokerem.Trzej z nich to niewątpliwie ranczerzy.Wskazywał na to jakże charakterystyczny strój.Na głowie brudnawy kapelusz, szyja obwiązana chustą, na nogach buty z ostrogami.Każdy z nich rozparty w krześle, w ręku butelkawhisky, z której co chwila należało pociągnąć potężny łyk.Czwarty gracz, w schludnym garniturze w prążki i białej koszuli, wyglądał na urzędnika.A oddwóch pozostałych aż pachniało profesjonalizmem.Obaj w surdutach, kamizelkach i cylindrach, jedenz nich szczupły, z podkręconym wąsikiem, druginiski, tęgi, o chytrych czarnych oczkach.Malachi wolnym krokiem podszedł do baru.1 3 6- Jedno piwo - zawołał do barmana, rzucając nakontuar monetę.Barman uśmiechnął się, odkręcił kurek i szybkonapełnił szklankę pienistym płynem.- Przejazdem? - spytał.Malachi skinął głową, wpatrując się jednocześniew hożą rudowłosą dziewczynę, która obsługiwałapokerzystów.W jej wyglądzie było coś dziwnieznajomego, tak znajomego, że prawie zapomniało obecności mężczyzny za barem.- Tak, przejazdem - odezwał się po dłuższejchwili.- Razem z żoną jedziemy do Kalifornii.Tochyba jedyna rozsądna rzecz, jaką mogę dzisiaj zrobić.Przypomniał sobie przemowę Shannon w sklepiepana Haywooda i uzupełnił swoją wypowiedź:- Spalili nam wszystko, kiedy wojna miała się jużku końcowi.Teraz będziemy zaczynać od nowa.- Zatrzymacie się dłużej w naszym mieście?- Tylko na chwilę.Chciałem przepłukać sobiegardło.Barman uśmiechnął się porozumiewawczo.- A małżonka pije herbatkę u pani Haywood?- Tak.A skąd.- Bo tak zwykle właśnie jest.A tu, w tymmiasteczku, właściwie wszystko należy do Haywooda, ten saloon też.I Haywood całkiem nieźle na tym wychodzi, panie.- Gabriel.Sloan Gabriel.- A ja jestem Matey MacGregor.I, między Bogiema prawdą, to nie ma na co narzekać, bo Haywoodowieto przyzwoici ludzie.1 3 7- Możliwe — mruknął Malachi, wpatrzony w rudowłosą piękność.Nagle zaklął cichutko.Przecież to Iris.Iris Andre ze Springfield.Czyli najbezpieczniejbędzie opuścić saloon jak najrychlej.Niestety, Iris jużgo dostrzegła i z rozpromienioną twarzą rzuciła się kuniemu.Wszystko wskazywało na to, że zaraz wykrzyknie na cały saloon jego imię i, nie daj Boże, nazwisko.- Iris! A niech mnie kule! - ryknął szybko na całegardło i doskoczywszy do dziewczyny, zgniótł jąw uścisku, jednocześnie szepcząc jej do ucha: - Jestem Sloan Gabriel.Iris, proszę.- Ma.Sloan! - pisnęła radośnie Iris.- Znacie się? - zawołał barman.- A jakżeby inaczej! Mój stary przyjaciel! - odkrzyknęła Iris.- Sloan, jak się cieszę! Bierz swoje piwo, siądziemy na chwilę i pogadamy.Zawsze lubił Iris.Może i była ladacznicą, ale miałaklasę.Bardzo wysoka, Wzrostem dorównywała niejednemu mężczyźnie.I choć nie była piękna, była niezwykle pociągającą kobietą.Twarz o wyrazistychrysach, płomiennorude włosy, zielone oczy i królewska postawa.Taka była Iris.- Chodźże, chodź - popędzała go niecierpliwie,prowadząc jak najdalej od ciekawskich oczu i uszu.- Malachi.- szepnęła gniewnie, kiedy tylkousiedli przy stoliku.- Co ty, u diabła, robisz w Kan-sas? Czekaj, jeszcze nic nie mów.Najpierw trzeba cośzamówić, niech to wygląda tak, jakbyś miał na mnieochotę.Matey! - krzyknęła na całą salę.- Dawaj notu butelkę whisky! Najprzedniejszej!1 3 8Kiedy barman podchodził do ich stolika, palce Irisdelikatnie pieściły dłoń Malachiego.Po jego odejściuIris natychmiast cofnęła dłoń i zaszeptała gorączkowo:- Malachi, na litość boską! Po całej okolicy porozwieszano listy gończe, napisali, że wy wszyscy trzej byliście bushwhackerami.Najeżdżaliście na Kansas i zabiliście Henry'ego Fitza.A ja słyszałam, co Fitzzrobił twojemu bratu i wcale się nie dziwię, że Cole.- Tak, Iris.Cole był wtedy wywiadowcą i wysłano go do Kansas.Spotkał tam tego Fitza.Mnie nie było z Cole'em, nie mogłem.Służyłem w regularnejarmii i wykonywałem rokazy.Ale gdybym mógł, napewno byłbym z bratem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]