[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Byłeś ran-ny - ciągnie matka.- Zniłam, \e mnie wołałeś, a ja niemogłamprzyjść.Oni cię zamordowali!Grendel potrząsa dzidą z zatkniętą na niej głową rycerza.- Nie jestem martwy, widzisz? - śmieje się.- Spójrz, modor.Grendel jest szczęśliwy.- I aby ją przekonać, \e to prawda, ruszaprzez jaskinię w pokracznym tańcu, nieporadnej parodii pląsów,które widział w domu biesiadnym króla Hrothgara.Od czasu doczasu przerywa człapanie, potrząsając głową rycerza w stronę nie-ba ukrytego za sklepieniem jaskini, pohukując i wznosząc najbar-dziej beztroskie i radosne okrzyki, jakie jest w stanie z siebie wy-krzesać.- Nie mo\esz tam iść dzisiejszej nocy - dochodzi go z jeziorkaszept matki.- Zabiłeś zbyt wielu z nich.- Ale ja jestem silny, mamo.Jestem du\y i silny.śaden z nichnie mo\e się ze mną równać.Będę jeść ich mięso, pić ich słodkąkrew i mia\d\yć w zębach ich kruche kości.- Proszę cię, synu, nie idz tam - błaga matka.Grendel przestaje tańczyć i upuszcza głowę rycerza.Złamanadzida upada z brzękiem na ziemię.Troll zamyka oczy i wydaje pe-łen zawodu, jękliwy skowyt.- Proszę - powtarza matka.- Proszę, przyrzeknij mi to jedno.Nie dzisiejszej nocy.Zostań tu dzisiaj ze mną.Zostań i niech ciwystarczy karmienie zwierzątek.Grendel siada na ziemi.Nie patrzy matce w oczy, wbija smętnespojrzenie pod swoje bose stopy.- Przyrzekam - mówi nadąsany.- Nie pójdę tam.- Nawet jeśli będą hałasować? Nawet jeśli twoja biedna głowabędzie pękała od bólu?Grendel waha się, ale po chwili kiwa niechętnie łbem.- Gut.Man medo - szepce matka zadowolona i znika podpowierzchnią czarnej sadzawki.Kręgi rozchodzą się na wodzie,drobne fale chlupią o kamienne brzegi.50- To są tylko ludzie - szepce smętnie Grendel sam do siebie i dogłowy martwego rycerza.- Są tylko ludzmi i to był tylko sen.Wie-le razy miewałem złe sny.Ale to były sny.- Patrzy, jak woda zwolna się wygładza, myśli o skrywającej wszystko nocy i mgleczekającej na zewnątrz jaskini, i usiłuje nie pamiętać o hałasachczynionych przez ludzi.ROZDZIAA 6Zwiatło ze wschoduPrzed zachodem słońca chmury nad Heorotem zaczęły rzednąć, te-raz pozostały z nich jedynie płonące wyspy rozrzucone poszerokim niebie.Bogini Sol, siostra księ\yca, zni\a się ju\ kuzachodowi, zje\d\ając do morza w swoim rydwanie, ścigana przezgłodnego wilka Skolla.Jej blask połyskuje na wodzie, barwiącświat na pomarańczowo.W domu biesiadnym Hrothgara królewski dwór gromadzi sięprzed ucztą na cześć Beowulfa, który przyrzekł uwolnić ich od po-twornego Grendela.Słu\ba wnosi olbrzymią miedzianą kadz wy-pełnioną po brzegi miodem, co wywołuje aplauz towarzyszy Beo-wulfa.Ale ludzie króla, którzy byli świadkami zbyt wielu najśćpotwora, nie przyłączają się do wiwatów.Sądząc z wyrazu ichtwarzy, zgromadzenie przypomina bardziej pogrzeb ni\ ucztę,bardziej stypę ni\ przyjęcie na cześć Gotów, którzy podjęli sięuwolnić ich od plagi.Ale muzyka gra i wkrótce miód zaczynapłynąć.Beowulf stoi wraz z królową Wealhtheow na stopniach trono-wego podestu, przygląda się dziwnej okrągłej płaskorzezbie wpra-wionej w ścianę, przypominającej mu koło od wozu.Lustro,umieszczone w pewnej odległości w komnacie Hrothgara, odbijablednące słoneczne światło wpadające przez okno, kierując je narzezbiony krąg.- To pozwala mierzyć długość dnia - wyjaśnia Wealhtheow,wskazując tarczę słonecznego zegara.- Kiedy słońce dosięgnienajni\szego promienia, dzień dobiegnie końca.- I Grendel przybędzie? - dopowiada Beowulf, odwracając52wzrok od rzezbionej tarczy, aby spojrzeć w twarz królowej.Nigdydotąd nie widział takich fiołkowych oczu.Zastanawia się, czy kie-dykolwiek widział kobietę choć w przybli\eniu tak piękną jakmał\onka Hrothgara.- Mam nadzieję, \e Odyn i Heimdall będą dla ciebie łaskawi,Beowulfie - wzdycha Wealhtheow.- Byłoby wielką hańbą dlatego domu, gdyby ktoś tak odwa\ny i szlachetny zginął pod jegodachem.Beowulf potrząsa głową, usiłując się skupić na jej słowach.- To nie hańba zginąć w walce ze złem.To jedynie zaszczyt imiejsce za stołem w Walhali.- A jeśli zginiesz?- Wtedy, pani, nie będzie ciała, nie będzie trzeba budować sto-su pogrzebowego i nie będzie nikogo, kto by mnie opłakiwał.Grendel rozprawi się z moimi zwłokami podczas krwawej uczty,po\re ciało, skruszy kości i wyssie szpik.- Ja będę cię opłakiwać.Twoi ludzie te\ będą po tobie płakać.- Nie, moi ludzie wylądują razem ze mną w brzuchu potwora -śmieje się Beowulf.- Nie powinieneś tak \artować.- Królowa marszczy czoło.-Nie boisz się?- Bać się? A jaki w tym sens? Trzy Norny siedzą u stópYggdrasilu i przędą nić \ycia ka\dego z nas.Jestem tylko jednąnitką na ich krosnach, tak samo jak ty, pani.Nasze losy zostały ju\wplecione w ten gobelin, kiedy świat był młody.Nic nikomu nieprzyjdzie z martwienia się o to, czego nie mo\emy zmienić.- Jesteś pewien, \e tak się rzeczy mają? - pyta Wealhtheow,nadal chmurna.- Nie słyszałem lepszej opowieści.A ty, pani? Królowapodnosi na niego wzrok, ale nie odpowiada.- A, Beowulf.tu jesteś!Wealhtheow i Beowulf odwracają się i widzą czterech szlachci-ców niosących króla Hrothgara w stronę podestu.Mę\czyzni zwysiłkiem zdejmują lektykę z ramion, stawiają ostro\nie na ziemi.- Właśnie myślałem o twoim ojcu - mówi król, podczas gdy je-den z tragarzy pomaga mu się podnieść z siedziska.- O moim ojcu?53- Tak.O twoim ojcu.O dobrym Ecgtheowie.Była, zdaje się,jakaś waśń.Przybył tu, uchodząc Wylfingom.O ile sobieprzypominam, zabił jednego z nich gołymi rękami.- Heatholaf.Tak się nazywał Wylfing, którego zabił mójojciec.- Tak! To był on! - wykrzykuje Hrothgar, idąc po stopniach wstronę Beowulfa i Wealhtheow.Szlachcice zdą\yli ju\ odnieść lek-tykę, a za królem zaczyna się gromadzić jego dwór.- Zapłaciłemgłówczyznę za twojego ojca, a on poprzysiągł mi przyjazń
[ Pobierz całość w formacie PDF ]