[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jednak\e opinia Xena niemiała większego znaczenia.Był pułkownikiem tylko, dlatego, \e wuj Sardeca Ansalec, do któregonale\ał regiment i jego stanowisko, wolał obecnie spędzać czas na dworze królewskim.Xenopochodził z dobrego, lecz zubo\ałego rodu, był kompetentnym dowódcą, ale brakowało murozległej sieci koneksji, która zagwarantowałaby mu lepszą posadę.Sardec podejrzewał, \e budziłoto rozgoryczenie pułkownika.Po tej długiej, milczącej inspekcji Xeno odło\ył pióro, posypał piaskiem swój podpis nazwoju i podał papier kanceliście, człowiekowi niemowie, któremu chirurgicznie usunięto język\eby nie mógł rozpowiadać tajemnic wśród swych pobratymców analfabetów.Potem potrząsnąłmałym, srebrnym dzwoneczkiem \eby wezwać słu\ącego, i zaczął bawić się niewielkimkryształkiem modlitewnym le\ącym przy jego prawej ręce.- Zwiatło - rzucił krótko, kiedy wszedł słu\ący.Człowiek przeszedł przez komnatę,zapalając latarnie.O tej porze roku wcześnie zapadały ciemności.Sardec był zadowolony, \e Xeno poczekał, a\ człowiek wyjdzie, zanim podjął rozmowę.Bez wątpienia mę\czyzna zaczeka na zewnątrz, podsłuchując, aby usłyszeć coś, co mo\ewykorzystać.Wszyscy ludzie są tacy sami.Xeno uśmiechnął się chłodno do Sardeca i gestem kazał mu usiąść.Stołek był twardy iniski, tak, \e Sardec musiał podnieść wzrok na swego dowódcę.Prosta sztuczka mająca sprawić, \epoczuje się poni\ony.Udało się.Podkreślało to jego mizerną posturę w porównaniu ze starszymiTerrarchami.Ci zaś nie mieli oporów, \eby pokazać młodszym, gdzie ich miejsce.Pragnącudowodnić, \e nie dał się zastraszyć, Sardec wyciągnął przed siebie długie nogi i czekał, a\pułkownik się odezwie.- Sprawy nie potoczyły się zgodnie z planem powiedział Xeno zwodniczo cichym głosem,odchylając się na krześle i składając palce w piramidkę.Pułkownika otaczała aura lodowatej,spokojnej skuteczności, która zawsze przypominała Sardecowi ojca.- Tak, panie - odparł Sardec.- Nie poszło tak, jak powinno.- Zostałeś wysłany, aby z tak zwanego proroka uczynić przykład dla innych, i nie udało cisię spełnić misji.- Niestety, prorok nie chciał dostosować się do naszych planów, panie.Po prostu go tam niebyło.- Myślisz, \e odkrył zasadzkę?- Nie bardzo wiem, jak mógłby to zrobić, panie.Wydałeś rozkaz wymarszu, jak tylkootrzymałeś wiadomość o miejscu jego pobytu.- Sardec pomyślał, \e dobrze będzie przypomniećpułkownikowi, kto zaplanował tę misję i wydał na nią zgodę na wypadek, gdyby szukał kozłaofiarnego.Xeno znowu obdarzył go chłodnym uśmiechem.Wyraznie rozumiał, o co chodzi.Dał znakkanceliście.Niemowa zaczął przeglądać stos grubych, oprawnych w skórę dzienników le\ących nastole.Otworzył jeden z nich i zabrał się za robienie notatek.- Powiedziałeś, poruczniku, \e spotkaliście tam czarodzieja w zmowie z Uhltari.- Tak, panie.- Czy jesteś tego pewien? Nikt nie widział tego nasienia demonów od prawie tysiąca lat.Ponoć wyginęły.Wybiliśmy je całkowicie, gdy zniszczyliśmy Achenar.- Nigdy nie spotkałem wcześniej \ywego egzemplarza, panie, lecz tamten pasował dowszystkich opisów w bestiariuszach.Przypominał pająka i widać było wyrazne podobieństwo domątwy.- Tak, poruczniku.Wiem, jak powinien wyglądać Uhltari.Chodzi mi o to, czy nie stanowiłwytworu jakichś halucynogennych czarów lub alchemicznie stworzonej iluzji.Sardec nagle zdał sobie sprawę ze swego młodego wieku.Gdyby był sto lat starszy, Xenonie mówiłby do niego w ten sposób.- Była to istota materialna, o czym, jak sądzę, świadczą moje rany.Ludzie te\ ją widzieli.- Iluzje są zawsze wiarygodne.Rany zaś mogli zadać przera\eni ludzie.- Noszę klingę ze srebrzca.Nie walczyliśmy z iluzją - powtórzył Sardec, starając sięzachować obojętny wyraz twarzy.- Jak rozumiem, to pamiątka rodowa?Sardec zastanawiał się, czy Xeno nie jest zazdrosny.Takie miecze jak Blask Księ\ycaspotykało się bardzo rzadko.Nawet niektóre z Wielkich Rodów nie posiadały artefaktów z czasówprzed wygnaniem.Pułkownik uśmiechnął się szerzej.Sardec ju\ wiedział, co zaraz usłyszy.Piórokancelisty wcią\ skrzypiało.- Jak rozumiem, jeden z twoich ludzi posłu\ył się mieczem, \eby odpędzić Uhltari, kiedy tyzostałeś unieszkodliwiony.Sardec \ałował, \e nie mo\e zaprzeczyć, ale był dumny ze swej uczciwości.Jeśli oficerTerrarchów nie zachowa honoru, kto w ogóle zastosuje się do jego zasad?- Owszem.Klinga jest teraz rytualnie oczyszczana.- Nie obchodzi mnie to, poruczniku.To twoja sprawa.Martwię się tylko tym, abyodpowiednio wynagrodzić odwagę tego \ołnierza.- To ten, którego nazywają Mieszańcem, panie.- Sardec pozwolił, by odraza, jakąodczuwał, zabrzmiała w jego głosie.- Naprawdę nazywa się Rik.- Ten, który ma w sobie nieco krwi Terrarchów? Có\, przynajmniej nie przyniósł namwstydu.Sardec spojrzał na pułkownika.Czy to zawoalowana zniewaga? Czy pułkownik insynuował,\e Sardec okrył ich hańbą? Jako młodszy oficer w polu Sardec nie mógł wyzwać pułkownika, alenie zawsze tak będzie, a wówczas znajdzie jakiś powód, aby domagać się satysfakcji.- Powróćmy do sprawy Uhltari, poruczniku.Sardec zauwa\ył, \e pułkownik jest konsekwentny w swoich pytaniach, i zaczął sięzastanawiać, czemu.Nale\ało zachować ostro\ność w kontaktach ze starszymi Terrarchami.Ichmotywy rzadko bywały oczywiste.- Ale\ oczywiście, panie.- Jesteś całkowicie pewien, \e był to jeden z nich?- Pewny, o ile to mo\liwe, jeśli wcześniej nigdy nie widziało się podobnej istoty.Zpewnością odpowiadała opisowi Uhltari.- To bardzo niefortunne.- A czemu\ to, panie?- Ostatnia wojna, jaką stoczyliśmy z tą rasą demonów, była straszna.Jeśli rzeczywiściepowróciły, sprawę trzeba zbadać.A byłby to najgorszy moment, biorąc pod uwagę kłopotyszykujące się za granicą.- Myślisz, panie, \e to nie przypadek?- Mam nadzieję, \e to przypadek, jeśli jednak nie.- Mo\e mistrz Severin powiedziałby ci coś więcej, panie.- Gdyby tylko mógł! Bądz uprzejmy wyjaśnić mi, co się stało.Niczego nie pomijaj.Pułkownik uśmiechnął się beznamiętnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]