[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jaon przypomniał sobie pytanie z przed lat do matki, gdyśpiewała mu przed zaśnięciem: "Co to znaczy: "leci liśćmi zdrzewa, co wyrosło wolne?" Gdy te liście rozwijały się z pączków,był wolny, żył jego ojciec i wszystko miało być inaczej.- Mamo - szarpnął ją za rękę.- Czy to, na co patrzymy, jesthistorią? Czy widzimy historię?- Gdyby żył ojciec, odpowiedziałby ci - matka wyciągała go z tłumupatrzących.- Nie wypada gapić się na nich.Ty mnie do tegozmusiłeś.Frania otworzyła, nim zdążyli zadzwonić.Już niepokoiła się.Wczasie ich nieobecności wychodziła i zdobyła trochę mąki, i kaszyw małych tutkach.- Co pani każe na obiad? - spytała jak przed wojną.Chciała swojąpanią pocieszyć, ale matce stanęły łzy w oczach.Rano Frania i matka rozmawiały w dużym pokoju.Wszystko było jakprzed wojną, tylko ojca nie było, nie było go w żadnym miejscu naświecie.Gdy Jaon ukazał się w drzwiach dużego pokoju odgadł, żeFrania wróciła z miasta i przyniosła wiadomości.Matka zobaczywszygo zawołała:- Mówiłam! Nie ciągnij szpady z Marzeniowa! Na murach ukazały sięniemieckie obwieszczenia nakazujące oddanie broni, także białej, wterminie natychmiastowym, pod karą śmierci.Tam by wuj przechowałją w sianie.Tu nie ma gdzie.Nie będę cię narażała, z góry cięuprzedzam.Musimy też oddać radio.Wyruszyli natychmiast.Frania wzięła radio, Jaon przypiął szpadę.Wysunął się na czoło ich małego pochodu.Był dumny, że pokapitulacji idzie ulicą Warszawy uzbrojony.Obniżył rapcie, byzawadzała o bruk i brzęczała.Przyszło mu na myśl, że spotkawszyNiemca mógłby przebić go z nienacka.Przechodnie przyglądali musię, nie wierząc oczom.Niektóre domy jeszcze płonęły.Czuć było bijące od nich gorąco.Gdy dochodzili do placu, ujrzeli, że żebrak wrócił na swojemiejsce: zaskoczyło ich, że ubrany jest w polski mundur polowy.Nagłowie miał rogatywkę z orłem.Miał nogi, czy nie? Do połowy ciałabył owinięty kocem.Lewą rękę miał na temblaku, ubrudzonym krwiączy farbą.Otaczali go ludzie, dawali co mieli.Przyjmował nawetmąkę, kaszę.Pytali gdzie walczył.Udawał, że płacze i nie możewymówić słowa.W komisariacie, gdzie nakazano oddawać broń, nie było widaćNiemców.W jednym pokoju oddawano radia, w drugim palną broń, wtrzecim białą.W drzwiach tego pokoju stał uzbrojony polskipolicjant w czapce z paskiem pod brodą i wpuszczał po jednejosobie.Zobaczywszy małego chłopca zawahał się, ale zrobił gestprzyzwalający.Jaon wszedł do pustego, pozbawionego meblipomieszczenia o brudnych ścianach.Okna były zakratowane.Podścianą przeciwległą do drzwi piętrzył się do sufitu stos szabel,bagnetów, rapierów.Jaon dostrzegł nawet obusieczny miecz.Jaonodpiął szpadę, zatrzymał ją jeszcze na sekundę w ściśniętej cisnąłją na stos.Zabrzęczała jękliwie szpada po dziadku, w stosie cośsię obsunęło.Policjant chwycił Jaona za ramię, aż uniósł w górę iwypchnął za drzwi.Matka nie wchodziła do pokoju gdzie oddawano broń palną.Gdymówili przy Frani o oddaniu broni, nie wspomniała o pistolecie.Gdzie go ukryła? Schować szpadę było trudno, ale w ogromnychprzestrzeniach ich mieszkania, matka mogła znalezć miejsce naparabellum.Jaon wiedział, że nie trzeba o to pytać.Gdydochodzili do domu, Frania odezwała się:- Bogu dzięki, że pan zginął.Tylko by się męczył.- Franiu, niechże Frania przestanie - skarciła ją matka.Frania milczała, ale nie wyglądała na obrażoną.Jaon poczuł, żeboli go ramię jak po walce.Policjant swoją gwałtownością okazał,że ciśnięcie szpadą przyjął jako wyzwanie.Matka wysłała Franię do szkoły, by dowiedziała się, co zrozpoczęciem roku.Jaona to zdziwiło.Przyjął nieświadomie, żeskoro trwa wojna, nie będzie musiał chodzić do szkoły.Zapomniał onauce.Frania wróciła z wiadomością, że szkoła zaczyna siępojutrze, bez czekania na zezwolenie niemieckie."Tym bardziejteraz, dzieci polskie nie mogą tracić ani dnia" - powiedziałwozny.Nauczycielka Jaona rozpłakała się na wiadomość o tym, żejego ojciec poległ.- Franiu, nikt z kolegów nie zginął?- Trzeba było kazać spytać - odburknęła Frania.- Tomek i Szachowski żyją? Może o nich mówiono?Frania wzruszyła ramionami.Gdy dwa dni potem Jaon przygotowywał się do wyjścia, matkapowiedziała:- Lepiej nie brać tornistra.Wez jeden zeszyt, schowasz go dokieszeni i tam możesz na brudno napisać treść lekcji, a w domuprzepiszesz do zeszytów.Kazała iść Frani z Jaonem, ale potem zaniepokoiła się czymś idogoniła ich na ulicy.Zobaczyli patrol niemiecki, sześciużołnierzy.Jaon spostrzegł nową broń: pistolety maszynowe.Nieprzyznawał się przed sobą, że go zachwyciły.Ocenił, że magazynkimuszą mieć po trzydzieści naboi.W szkole nawet uczniowie z trzeciej klasy mu się kłaniali.Nieznajoma nauczycielka z wyższych pięter przechodząc blisko,położyła mu rękę na głowie.Ich pani podeszła do matki Jaona ispytała:- Jak to się stało?- Nie.Nie teraz - cicho powiedziała matka.- To ja bardzo przepraszam - odrzekła nauczycielka i cofnęła się.W drzwiach klasy czekał na niego Szachowski.Nie okazał, żecokolwiek wie.Jaonowi przypomniał się bal szkolny.Ojciec i panWoynicki byli zajęci ważną rozmową, jak nieobecni.Czy już wtedywiedzieli, co czeka ich i ich dzieci? Jaona dziwiło, że mimośmierci ojca, pamięta o Józefinie i szuka wzrokiem Bokrzyckiego,by go o nią zapytać i upewnić się, że żyje.Szachowski objął go w pół i powiedział:- Jechałem z Paryża, by zdążyć na wojnę do Polski.Matka oddałamnie pod opiekę obcym ludziom, którzy jechali w tym samymprzedziale.Okrążyliśmy Niemcy przez Włochy, Jugosławię, Węgry.31sierpnia byłem w Warszawie.Chciałem cię odwiedzić, ale niewiedziałem, czy twoi rodzice nie będą się gniewać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]