[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Wobec tego wybieramy karawanę, jeżeli może pan to zorganizować.–Emily popatrzyła na Garetha, unosząc brwi.Powstrzymał się przed zmrużeniem oczu i skinął głową.On tu dowodził,jeśli wszakże była skłonna zaakceptować potencjalne niedogodności związanez podróżowaniem z karawaną, nie zamierzał spierać się o to, do kogo powinnonależeć ostatnie słowo.TL R– Dobrze.– Roger spojrzał na zegar na pobliskim stole.– Muszę uporaćsię z paroma dokumentami, a zresztą i tak najłatwiej zastać ich wczesnympopołudniem.– Popatrzył na Garetha.– Zajdę tam dzisiaj, zobaczę, kto jest wobozie, i dowiem się, kto w najbliższych dniach rusza w drogę.19 października.1822, przed snemMój pokój w domu Cathcarta w SuezieDrogi pamiętniku,No, wreszcie mogę donieść, że zaobserwowałam pozytywną zmianę wnastawieniu Garetha do mojej osoby, aczkolwiek przełomową bym jej nienazwała.Przy obiedzie zrobił się burkliwy i nieprzystępny niczym ostatni102mruk, jedynie dlatego, że jego przyjaciel Cathcart poświęcał mi stosownąuwagę.Nieprzesadną, skądże, zachowywał się po prostu tak, jak przystało naobytego towarzysko dżentelmena, który stara się być miły dla posilającej się ujego stołu damy.Nic ponadto.Tymczasem Gareth obnosił się ze swoim nie-zadowoleniem.Nie wyrzekł głośno ani słowa, ponieważ jednak zwyklezachowuje spokój, jego zły nastrój był dla mnie oczywisty – i podejrzewam, żedla Cathcarta także, skoro są starymi przyjaciółmi.Zastanawiam się, co nasz gospodarz sobie pomyślał.W każdym razie, jakkolwiek Cathcart nikogo dzisiaj nie znalazł, stara siędla nas z całych sił, czym zasłużył sobie na moje uśmiechy.Skoro Gareth nie czyni nic, by zaabsorbować moją uwagę i równieżzyskać prawo do kilku uśmiechów, nie powinien narzekać, że obdarowuję nimi(podkreślam, tylko uśmiechami!) kogoś innego.Ani myślę pobłażać jego fochom.Trudno, żeby uważał Cathcarta zarywala.To Garetha pocałowałam – trzy razy! Jeśli nie weźmie się do dzieła inie zacznie wkrótce o mnie zabiegać, będę zmuszona uciec się do bardziejdrastycznych środków.TL RE.Kolejnego popołudnia Gareth spacerował po domu Cathcarta, nie mającnic do roboty, nic, co by pilnie – albo i nie pilnie – wymagało jego uwagi.Minęło tyle czasu, odkąd po raz ostatni nie miał się czym zająć, że au-tentycznie czuł się zagubiony.Wcześniej tego dnia wybrał się z Emily i pozostałymi na suk, żebyuzupełnić zapasy.Po powrocie zjedli lekki lunch w towarzystwie Rogera,który następnie wyruszył na zwiad wśród obozujących aktualnie pozamiastem berberyjskich plemion.103Po jego wyjściu Emily udała się na przedni dziedziniec z Arnią iBisterem, nader poważnie traktującym swą nową rolę nauczyciela sztuk walki.Gareth obserwował ich przez okno.Kiedy zobaczył, jak Bister staje zaplecami Emily i, przytrzymując jej rękę, demonstruje rozmaite pchnięcia ipozorowane ataki, przelotnie pożałował, że sam nie zgłosił się do tegozadania.Chciał jednak, aby nabrała wprawy, a przynajmniej przyswoiła sobiepewne podstawowe umiejętności, które pozwolą jej się obronić, gdyby zaś toon ją uczył, chyba żadne z dwojga nie zdołałoby się skupić.Z furkotem arabskich szat oddalił się na drugi, bardziej sprzyjającykontemplacji dziedziniec, ale nie miał koncepcji, nad czym mógłby sięzadumać.Zastanawianie się, co porabiają w tej chwili jego trzej towarzyszebroni, nie przyniosłoby mu pożądanego spokoju.Jeszcze mniej pomocne wydawało się rozmyślanie o Czarnej Kobrze.Niespiesznie ruszył z powrotem przez dom do salonu.Przystanął wprowadzącym do niego sklepionym przejściu, gdyż zobaczył Emily.Siedziaławygodnie na największej otomanie, wśród ozdobnych poduszek, i zTL Rnieobecnym wyrazem twarzy wyglądała przez okno.Gruby dywan na korytarzu wytłumił kroki Garetha tak, że go nieusłyszała.Skorzystał z okazji, żeby się jej przyjrzeć – idealnemu profilowi,eleganckiemu łukowi szyi, wdzięcznej linii ramion.Wabiącym krągłościomgibkiego, bardzo zmysłowego ciała.Poruszył się, a wtedy podniosła nań wzrok.– O czym myślisz? – Pytanie wymknęło mu się, nim zdołał sięzastanowić.Nieznacznie wzruszyła ramionami.– O tym i owym.104Zdradził ją delikatny rumieniec na policzkach.Powinien był zapytać, „okim" myśli.O nim? O Cathcarcie? Albo o duchu MacFarlane'a?Nagle ustalenie tego wydało się Garethowi sprawą nadrzędną.Odkąd naszkunerze okazał się na tyle niemądry, żeby ją pocałować, nękały go pytania –o czym ona myśli, czego pragnie, co jej chodzi po głowie.Dręczył się tym, cojest słuszne, honorowe i do zaakceptowania w zaistniałych okolicznościach, atakże, na ile wyraźne zainteresowanie Emily jego osobą wynika z życia podciągłą presją.Ruszył ku otomanie, omijając liczne poduszki do siedzenia iniskie stoliki.– Mogę się przysiąść?– Oczywiście.– Wyprostowała się, zbierając spódnice w czytelnymgeście zaproszenia, żeby zajął miejsce blisko niej.Tak też zrobił
[ Pobierz całość w formacie PDF ]