[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Wspaniale rzekł przybysz świszczącym głosem.Wolno obrócił głowę, badając imponujące wnętrzeświątyni. Dokładnie tak, jak za dawnych czasów. Pozdrawiam cię, mistrzu Shosq powiedział Tragthan. Nie jest całkiem tak, jak było w czasachświetności, ale będzie.Skąd przybywasz? Z krainy Kitai, która istnieje tak dalece poza czasem, \e nie licząc likwidacji świątyni Ahrimana wszystkojest niemal tak samo jak dawniej.Z chwilą, gdy umilkło echo tych słów, do świątyni weszły dwie kolejne postacie.W czerwonym świetle twarzjednej z nich nabierała fioletowego odcienia.Druga była bledsza, ale pokrywały ją małe guzy. A ty, Bracie Umos? zapytał Tragthan. Z Belverus, w Nemedii powiedział mę\czyzna o guzowatej skórze. Tamtejsza świątynia Ahrimananie jest ju\ nawet zwaliskiem kamieni.W tym miejscu wznosi się okazała twierdza. Zaśmiał się, wydając zsiebie niepokojący, świszczący dzwięk. Wie\a, która wznosi się teraz ponad ołtarzem, znana jest jakoWie\a Utraconej Nadziei, poniewa\ w ka\dym oblę\eniu, od czasu budowy fortu, wszyscy jej obrońcy zostajązawsze zabici.Tragthan skierował spojrzenie w stronę wejścia. Ilu jeszcze dołączy do nas dzisiejszej nocy? Nie będzie ju\ nikogo więcej powiedział Nikas. Nikogo? Tragthan odwrócił się przodem do człowieka o fioletowym obliczu. A co z BraćmiKinatem, Sporem, co się dzieje z Wielce Uczonym Josupem, z Mistrzem Relkiem i mnóstwem innych?Strona 11Maddox Roberts John - Conan i łowcy głów Odeszli powiedział Nikas. Ich świątynie i sanktuaria znajdowały się tam, gdzie jest teraz Stygia:Koth i Shem, Kush, Darfar i inne miejsca.Prastara nienawiść między Ahrimanem i Setem sprawiła, \eStygijczycy napadają nawet na ruiny świątyń, równając je z ziemią i rzucając na ich zwolenników klątwę. Set zasyczeli pozostali. To zazdrosny bóg stwierdził Nikas. Królowie kapłani ze Stygii urośli w potęgę w jego słu\bie i niezniosą \adnych uchybień ze strony swych rywali. A zatem jest nas tylko czterech rzekł Tragthan.Podniósł rękę i opuszczana krata zsunęła się w dółjak ogromna szczęka.Potem zamknięto cicho spi\owe drzwi, Nie pierwszy raz praktyki ku czci naszego strasznego pana zostaną wskrzeszone przez zakon tak małyjak ten. Zwiątynie Ahrimana istnieją w wielu krainach rzekł Nikas lecz nasz pan czczony jest w nich wzniekształconej formie jedynie jako dodatek do kultu Ormazda. Ormazda! zasyczeli inni. Jasny bóg jest wielkim ulubieńcem wielu krain i musi mieć swego rywala, aby mógł rytualnie zwycię\aćgo w bezmyślnych ceremoniach pospolitego motłochu.Nasz wspaniały i straszliwy Ahriman zostajezredukowany do marionetkowej postaci. To właśnie powinniśmy naprawić powiedział Tragthan. Tu w tym prowincjonalnym mieścieShahpur, które było kiedyś potę\nym Elkarem na Falach, a Vilayet olbrzymim śródlądowym morzem,ustanowimy na nowo kult naszego pana.Jedynie tu przetrwały nienaruszone podwaliny jednej z jegoprawdziwych świątyń.To tutaj ołtarz jego trwał doskonały, nienaruszony przez przemijające wieki. Wielokrotnie świątynia ta była przebudowywana stwierdził uroczyście Shosq. Ilekroć naszemu panuwracała świadomość, nakazywał Braciom, którzy przetrwali, zebrać się w tym miejscu, aby raz jeszczesprowadzić go na ziemię. Zanim stało się Elkarem na Falach powiedział Umos miasto to nosiło nazwę Zhagg CzarnejPustyni, wtedy to Atlantis było pasmem dymiących wulkanów, których stoki nie okrywała zieleń.Nawetwcześniej były to ziemie o nazwie nie dającej się wypowiedzieć w naszym obecnym języku.Zawsze nasz PanAhriman w tym właśnie miejscu odbierał największy kult. Chodzcie rzekł Tragthan. Mamy wiele do zrobienia.Dzisiejszej nocy księ\yc wchodzi do DomuLwa.Dziś więc musimy zacząć.Kapłani przeszli przez długość nawy i zatrzymali się otaczając ołtarz Ahrimana.Jak tylko księ\yc wkroczyłdo Domu Lwa, zaczęli monotonne śpiewy.Ich głosy brzmiały nisko, wibrując dzwiękiem niezwykłym dlaludzkiego gardła i języka.Słońce wzeszło, ołtarz zaczął jarzyć się nieziemską fosforescencją.3Conan, Osman i Auda pustynny nomada, le\eli na brzuchach przyglądając się królewskiej drodzewiodącej do Shahpuru.Tego dnia do miasta spieszyli piesi i jechały obładowane chłopskie fury i palankiny, wktórych siedzieli bogaci mę\czyzni i kobiety niesieni na barkach rosłych niewolników, kolorowe wozywędrownych artystów i platformy ze skutymi niewolnikami, których wiezli na rynek mę\czyzni o brutalnychrysach twarzy, odziani w skóry i stal.Na tych podró\nych ludzie ze wzgórza mieli niewielkie baczenie.Nie musieli jednak długo czekać nasmakowity kąsek. Ach! wykrzyknął z podniecenia Auda jedzie następny. Mów ciszej zganił go Osman.Trzech mę\czyzn czuwało w ten sposób od brzasku.Le\eli na piaszczystej glebie pod kępą zarośli,przykryci ciemnobrązowym kocem.Byli niewidoczni.Tylko ktoś obdarzony wyjątkowo ostrym wzrokiemmógłby dojrzeć ich z drogi, a i to wówczas, gdyby ludzie Conana poruszyli się.Trójka banitów nie zwracała uwagi na piekące słońce ponad ich głowami, podobnie jak ignorowali tnąceinsekty
[ Pobierz całość w formacie PDF ]