[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy para zniknęła z pola widzenia, dama w czerni zbliżyła się do ławki, którą przed chwilą opuściła Rozamunda.Rozpostartymi fałdami spódnicy przykryła ławkę i udając, żew zadumie wpatruje się w wodę, otworzyła książkę Rozamun-dy; na pierwszej stronie przeczytała: Własność Minny Salzburg".Oczy jej się zaśmiały, lecz zaraz spoważniała, kiedy mijały ją dwie gadatliwe Angielki.Rzuciła im jakąś grzecznościową uwagę, one jednak podchwyciły ten pretekst dorozmowy, rade, że mogą z kimś pogawędzić i podzielić się plotkami o współpasażerach; szczególnie długo rozwodziły się nad tajemniczą parką", jak określały Ignacego i Rozamundę.Hiszpanka słuchała z uprzejmym zainteresowaniem, sprawiając wrażenie szczerze ubawionej dociekaniami wścibskich starych panien.Wtem pojawił się monsieur Vetrey, pytając, czyAnula & Irenascandalouspanie nie zechcą przez jego lornetkę obejrzeć wspaniałych wi-doków odległych ruin.Dama w czerni odwróciła się doń i na--gle pobladła.Oczy jej zabłysły, zacisnęła zęby, ale wnet sięopanowała, wymamrotała słowa podziękowania i wzięła lornetkę.Zdawałoby się, że trudno o kogoś bardziej spokojnegoi sympatycznego niż Vetrey, o bardziej opanowaną i bardziejujmującą niewiastę od damy w czerni, a jednak, kiedy tak stali, rozprawiając o ruinach, Francuz gratulował sobie w duchu,że znalazł wreszcie przestępcę, Hiszpanka zaś dotykała ukradkiem ukrytego na piersi sztyletu.Od tej chwili monsieur Vetrey nie odstępował madameMontez, ku uciesze współpasażerów przekonanych, że mały siwy człowieczek zadurzył się w rosłej Hiszpance.Ignacy i Roza-munda, wtajemniczeni w sprawę, obserwowali ich z ciekawością, zastanawiając się, czemu madame Montez jest wyraznieniezadowolona i rzuca im wściekłe spojrzenia.W miarę jak1 statek zbliżał się do Kolonii, dama była coraz bardziej niespokojna, a monsieur Vetrey coraz bardziej nadskakujący.Stali obok siebie przy schodkach.Madame Montez opierała się o barierkę, Vetrey mówił coś ściszonym głosem.W pewnej chwili Hiszpanka zdjęła długi aksamitny płaszcz, jakby jejciążył, i przewiesiła go przez barierkę.W sekundę pózniej barierka zerwała się i oboje znalezli się w nurtach rzeki.Damawydała okrzyk, który raczej przypominał śmiech, i zniknęła;jej mantyla i kwef płynęły z prądem.Na pokładzie powstał niesamowity rwetes.Statek zatrzymano, Vetreya wyciągnięto z wody skrajnie wyczerpanego powalce z żywiołem, bo chociaż świetnie pływał, ale był rannyw ramię.Wnet jednak doszedł do siebie, tłumacząc, że widocznie zraniła go śruba i zdawał się przejmować tylko zniknięciem madame Montez.Jednakże ślad po niej zaginął i po długim postoju parowiec ruszył.W chwili wypadku, Ignacy poczuł nagle, jak ręka Rozamun-dy wpija mu się w ramię, i spojrzawszy na przyjaciółkę, zobaczył, iż jest blada i drżąca.Anula & Irenascandalous- To był Baptysta! - wyszeptała z przerażeniem.- Kiedyskoczył do wody, zrzucił mantylę.Rozpoznałam go.Och, Ignacy, cóż my poczniemy?- Nic.Cieszmy się, że zniknął, nim zdążył napytać nam biedy.A zatem Baptysta to ten zbiegły więzień, którego ucieczkaongiś wywołała sporo hałasu; była wyjątkowo zuchwała i tajemnicza.Ulotnił się jak kamfora, dopiero niedawno przyuwa-żył go w Paryżu Vetrey, a ma on niezwykłą pamięć do twarzy.Tej misji nie powierzył nikomu, sam ruszył w pogoń, i nie wątpię, że mu się kiedyś powiedzie.- Mam nadzieję.Tajemnica ucieczki i zniknięcia Baptysty chyba się wyjaśnia.Tempest pewnie znalazł go w jakiejśkryjówce, zabrał na jedną ze swoich eskapad i potem zatrudnił.Baptysta jest mu dozgonnie wdzięczny, ślepo posłusznyi wierny.- Pasują do siebie.Ale dlaczego tak się zasępiłaś? Czegosię lękasz?- Pomyślałam, że Tempest nie żyje, bo przecież inaczej znalazłby się tutaj; wściekłe spojrzenie Baptysty wyrażało nic innego tylko skrytą żądzę pomszczenia śmierci Filipa.- Nie ma obawy, Vetrey przepłoszy Baptystę, pod opiekąszefa policji możemy czuć się bezpieczni.Pójdę do tego biedaka, zaproponuję mu pomoc.Ten zdesperowany galernikusiłował go utopić, ale to mu się nie udało; wówczas zadał mucios.Po kilku godzinach zawinęli do portu.Pociąg do Anglii odchodził dopiero nazajutrz w południe.Wieczór spędzili tedyw towarzystwie monsieur Vetreya, który obiecał ich chronićw zamian za udzielenie mu informacji o Baptyście.Pożegnałsię o dziesiątej, ale bynajmniej nie udał się na spoczynek, leczpodjął swoje zajęcie.Rankiem zaś powitał ich, gdy jedli śniadanie, wesół jak szczygiełek.- Mieliście rację! - wykrzyknął.- Ten łotr ryzykuje własnąskórę, byleby wypełnić rozkaz swego pana, i nie spuszcza wasz oka.Jest tutaj.Widziałem go w ubraniu robotnika, niedaleko stąd, na placu przed hotelem.Nie zauważył mnie, boAnula & Irenascandaloussiedziałem w powozie.Nie dam mu się wyprowadzić w pole!Mademoiselle, czy mogę prosić panią o pomoc?- Mnie, monsieur? W czymże ja mogę pomóc? - wystraszyła się Rozamunda i przysunęła do Ignacego, jakby szukającochrony przed odwiecznym wrogiem.- Nic pani nie ryzykuje, mademoiselle, daję pani słowo.Mój plan tak się przedstawia: ten człowiek chce porozmawiaćz panią i czeka na okazję po temu.Stworzy mu ją pani, idąc doogrodu, niby to na przechadzkę.Monsieur pójdzie z panią, alepośle go pani do hotelu po szal, książkę lub cokolwiek innego.Baptysta ma oczy otwarte, toteż skorzysta z okazji i zaczepipanią; wtedy my opuścimy naszą kryjówkę i pojmamy go
[ Pobierz całość w formacie PDF ]