[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dolgo twierdził, że to dwa odrębne przestępstwa, a on przecież zawszemiał rację.Pierwsza sprawa jest jasna, zaginione kobiety, jedną odnaleziono zamordowaną.Ale ta druga?Spowijał ją mrok.Przeniósł wzrok z sympatycznego burmistrza na szefa policji, najwyrazniej czującegosię dość nieswojo, a pózniej na rewizora o chytrych oczkach, któremu Ram nie ufał nawetprzez sekundę.W gabinecie burmistrza znajdował się także jakiś władczy typ, którego ktoś,nie umiejący trzymać języka za zębami, szeptem nazwał Generałem.Rzeczywiście, miał wsobie coś z wojskowego, ale pracował w ratuszu po prostu jako urzędnik.Był jeszcze ten młody dyrektor personalny, John, chyba tak miał na imię.Jeden z tychmiłych, trochę nonszalanckich typków, którzy tak bardzo podobają się młodym dziewczętom.Na przebywających ponadto w pokoju urzędniczkach nie skupiał się, były wszak kobietami.Po krótkiej naradzie spotkanie dobiegło końca, rozproszyli się, powracając do swoichzadań.Naprawdę dobrze, że Elena jest razem z Jaskarim, przemknęło Ramowi przez głowę. Elena musiała wreszcie zapytać kogoś o drogę.Znalazła się w najstarszej częścimiasta, gdzie przy uliczkach wykładanych kocimi łbami stały domki z muru pruskiego.Mieszkali tutaj ci, którzy trafili do Królestwa Zwiatła dawno temu.Zatrzymała przechodzącąpanią w krynolinie i czepku z daszkiem i zapytała ją o drogę na rynek.Kobieta uśmiechnęła się życzliwie i w staroświeckim języku, przypominającym niecosposób mówienia babci Theresy, odrzekła:- To wcale niedaleko, kochaneczko, musisz przejść do studni, którą widać tam nakońcu ulicy, skręcisz w prawo i zaraz będziesz na rynko.Elena podziękowała.Intuicja podpowiedziała jej, że powinna się ukłonić, chociażnigdy wcześniej wobec nikogo nie wykonała podobnego gestu.Miła dama najwidoczniejbardzo to sobie ceniła.Chwilę pózniej Elena zdruzgotana stanęła na rynku.Rzeczywiście był to rynek, ale wcale nie ten, do którego zmierzała, z zaparkowaną nanim gondolą.Tego placyku, staroświeckiego, bardzo przytulnego, nigdy dotychczas niewidziała.Dookoła panowała cisza.Małe domeczki otaczające rynek zdawały się uśpione, powójpiął się po ścianach, niskich tak, że rośliny sięgały dachów.Nie było kogo spytać, a Elenie brakowało śmiałości, by zapukać do którychś drzwi.Itak nie wiedziała, jak nazywa się tamten drugi rynek, a w mieście było zapewne więcejplaców.Jak miała więc wyjaśnić, o co jej chodzi?Głupia, oskarżała sama siebie w myślach.Musi zawrócić, ale którędy przyszła? Wiła się tu niezliczona liczba małych uliczek,nie zdołała zapamiętać żadnej nazwy wypisanej ozdobnym pismem na tabliczkach.Z pierwszym odcinkiem poradziła sobie dość łatwo, doszła do miejsca, gdzie pytałatamtą kobietę o drogę, i jeszcze kawałek, no a co dalej?Kierunek? W którą stronę powinna iść? Nie wiedziała, tu nie było słońcaprzesuwającego się w ciągu dnia po niebie, tak jak działo się to w świecie na powierzchniZiemi.Opowiadał jej o tym ojciec, Leonard.Kochany tatuś, Elena poczuła, jak na jegowspomnienie ściska ją w gardle.Przez kilka nastoletnich lat gardziła jego chłopskimpochodzeniem, a przecież on był taki kochany, czy kiedykolwiek mu o tym powiedziała?Ale cóż to za myśli? Jakby już czekał ją sąd ostateczny.Czyżby przypuszczała, żenigdy nie uda jej się odnalezć drogi do domu, że nigdy już nie zobaczy ojca?Nerwowo roześmiała się sama z siebie i zdecydowanie wybrała kierunek.Na pewno przyszła z tej strony, a może.Tak, tak właśnie musiało być.Dość długo dreptała po wciąż nieznajomych zaułkach, czasami kręcąc się w kółko.Nagle miasto się skończyło.Po drodze nie spotkała żywej duszy poza kilkorgiem zajętychzabawą dzieci, a je bała się pytać.Pewnie popatrzyłyby na nią zdziwione, zresztą nie mogłynic wiedzieć o nowocześniejszych dzielnicach, a poza tym wszyscy najwidoczniej się bali idlatego nie opuszczali domostw.Napotkany kot także w niczym jej nie pomógł, przemknął tylko wzdłuż ściany zpodniesionym ogonem.Z którejś z bocznych uliczek od dawna już dobiegał warkotsamochodu.Elena zrobiła jeszcze kilkanaście kroków po otwartym terenie, chcąc przyjrzeć sięmiastu i rozeznać w sytuacji.Na ostatnim odcinku ulicy po obu stronach wznosiły się niezamieszkane szopy i chyba jakieś magazyny, nie bardzo wiedziała, co może mieścić się wtakich ruderach.Można powiedzieć, że to zaplecze najstarszej dzielnicy w mieście.Nie przywykła do takiej ruiny i nieporządku.W Sadze i pozostałych miastach iosiedlach wszystko było doskonałe [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed