[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ruszał się bardzozwinnie jak na tak dużego mężczyznę, a uśmiech, który jej rzucił w lusterku wstecznym, dodawałotuchy.- Hotel Park Plaża, prawda? - zapytał, a Rachel przytaknęła, a potem, zanim podniósł szybę międzynimi dodała: - Czy to jest bardzo daleko stąd? Mogę dojść do szpitala na piechotę?- To nie najlepszy pomysł - oznajmił Luther bez chwili wahania.- Większość ludzi wynajmuje sa-mochód, żeby poruszać się po mieście - Zamilkł na chwilę.- Ale to nie pani problem.Pan Mendezpożyczy pani jedno ze swoich aut na czas pobytu tutaj.- Nie może tego zrobić! - zaprotestowała Rachel.- Panu Mendezowi nie mówi się, że czegoś nie może zrobić! - Luther uśmiechnął się szeroko.- A przynajmniej nie wtedy, gdy myśli o pani bezpieczeństwie.Jest pani cudzoziemką, nie zna panimiasta.Tu potrafi być niebezpiecznie, zwłaszcza nocą.Rachel potrząsnęła głową.- Nie wiem, co powiedzieć.100ANNE MATHER- Niech pani nic nie mówi.- Lekceważąco machnął ręką.- Tylko proszę dać wyraz swoim uczuciom,kiedy go pani znowu zobaczy.Zważywszy na to, co Rachel myślała o Men-dezie, gdy wylądowała w Miami, te słowa brzmiałyzdumiewająco krzepiąco.Czy to znaczy, że Joe pragnie ponownie się z nią spotkać, czy też Lutherchce powiedzieć, że może na niego wpaść przypadkiem w szpitalu? Tak czy siak ta perspektywa byłaogromnie - i niebezpiecznie - kusząca.ROZDZIAA DZIEWITYJoe stał w oknie swojego mieszkania, patrząc na fale rozbijające się o brzeg.Chociaż przestało padać,wiatr się wzmógł i mocno wyginał palmy wzdłuż Ocean Drive, zmuszając nielicznych pieszych dokrycia się przed smagnięciami piasku.Zapadła już niemal całkowita ciemność, a on jeszcze nawet nie zaczął przygotowań do przyjęcia wSouth Beach.Malarz, syn jednego z dyrektorów Macrosystemu, miał wernisaż w jednej z galerii przyLenox Avenue i Joe przyjął zaproszenie bardziej z szacunku dla ojca niż dla syna.Nadszedł czas, by odłożyć Carlyle'ow i ich kłopoty na bok.Przynajmniej na ten wieczór.Zamierzałpogadać ze Steve 'em następnego dnia i dowiedzieć się, dlaczego nie był szczery z matką Daisy.Pozwolił, by przyjechała do Miami, nie wiedząc nawet, w którym szpitalu leży jej córka.Zadzwięczał dzwonek i gospodyni spytała, czy jest w domu dla pana Carlyle'a.Joe rzucił okiem nazegarek.Zostało dokładnie czterdzieści minut.Szybki prysznic - przesunął ręką po brodzie i doszedłdo102ANNE MATHERwniosku, że nie musi się golić - czysta koszula oraz spodnie i będzie gotowy.Ludzie nie stroją się natakie okazje.- Jestem - powiedział.Będzie mógł powiedzieć Steve'owi, co uważa o jego sposobie traktowaniaRachel.Ale chyba nie dzisiaj, bo to może wyglądać, jakby miał w tym jakiś osobisty interes.- Dobrze, proszę pana.W holu dały się słyszeć głosy - kobiece, zdał sobie sprawę - i poczuł falę irytacji, na widok Steve'a zLauren.Czy przyprowadził swoją żonę rozmyślnie, mając nadzieję, że Joe nie powie nickontrowersyjnego w jej obecności? Ich przyjazń została wystawiona ostatnio na ciężką próbę zewzględu na kłamstwa Steve'a i podejrzenia Joego, że Rachel wcale nie jest manipulującą ludzmi jędzą,co zawsze twierdził jej były mąż.- Cześć, Joe! - Steve przeszedł przez pokój z wyciągniętą ręką, jakby był pewien powitania mimowyrazu twarzy przyjaciela.- Jak leci?Joe uścisnął mu dłoń niezbyt chętnie.Lauren ucałowała go w oba policzki.Złapała go za ramiona iprzycisnęła swój skąpo odziany biust do jego piersi.Nie po raz pierwszy tak się zachowała i doskonalewiedział, co chce osiągnąć.Przez mgnienie oka zastanawiał się, czy Steve ją do tego namówił.Czy był gotów nie zwracać uwagina zaloty Lauren, gdyby to mu miało zapewnić awans w firmie? Ta cyniczna myśl nie przyszłaby mudo głowy jeszcze dwa tygodnie temu.Ale po-WENEZUELSKI MILIONER103znanie Rachel i Daisy sprawiło, że zmienił zdanie o charakterze Steve'a.- Nie gniewasz się, że wpadliśmy bez zapowiedzi - zapytał Steve, a jego żona wsunęła mu rękę podramię.- Chciałem ci tylko podziękować, że odebrałeś Rachel z lotniska.- A skąd o tym wiesz?- Od Billa Napiera.Dowiedziałem się, że jesteś w biurze i chciałem ci powiedzieć, jak bardzo cenię to,że odwiedzasz Daisy.Wtedy usłyszałem, że pojechałeś po Rachel, przyszedłem więc tutaj ci za topodziękować.Ale ona wcale nie musiała przyjeżdżać.- Tak uważasz?Lauren wyczuła napięcie i wtrąciła się:- Steve chce przez to powiedzieć, że Rachel nigdy nie ufała, że zajmiemy się Daisy jak trzeba.Niemasz pojęcia, jakie to irytujące, zwłaszcza że od lat odmawiała mu ojcowskich praw.Joe uniósł brew.- Daisy miała wypadek - przypomniał jej, a ona spojrzała na niego błagalnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]