[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wreszcie mnie puścił i uścisnął Malachy ego; wciąż biadolił nad maleńką siostrzyczką imaleńkim bratem w zimnej ziemi.Mówił, że powinniśmy być grzeczni i modlić się, słuchaćmamy i robić to, co nam każe.Powiedział, że wprawdzie nie brak nam kłopotów, ale przyszłąjuż pora, żebyśmy obaj z Malachym zaczęli szkołę, bo nie ma nic lepszego niż wykształcenie,zawsze kiedyś się przyda, tym bardziej że musimy być gotowi, gdy trzeba będzie zrobić cośdla Irlandii.Mama mówi, że nie wytrzyma ani chwili dłużej w pokoju na Windmill Street.Nie możespać w pomieszczeniu, gdzie wszystko przypomina jej Olivera, pamięta, jak leżał w tymłóżku, bawił się na podłodze, siedział przy kominku na kolanach taty.Powiada, żeprzebywanie tutaj nie jest też wskazane dla Eugene a, bo nawet ona, matka, nie potrafizrozumieć rozpaczy blizniaka z powodu straty brata.Jest akurat wolny pokój przy HartstongeStreet z dwoma łóżkami, a nie z jednym na nas sześcioro, to znaczy pięcioro.Wynajmiemytamten pokój, a dla pewności mama pójdzie w czwartek do pośredniaka i stanie w kolejce,żeby wziąć zasiłek, jak tylko tacie wypłacą.Tata tłumaczy, że nie może tego zrobić, boskompromituje go w oczach innych mężczyzn.Biuro pośrednictwa pracy to miejsce dlamężczyzn, nie dla kobiet, które im sprzed nosa zabieraj ą pieniądze. Trudno.Gdybyś nie przepijał pieniędzy w pubach, nie musiałabym za tobą chodzić takjak w Brooklynie.Tata martwi się, że to na zawsze okryje go hańbą.Mama twierdzi, że nic ją to nieobchodzi.Chce mieszkać w tym pokoju przy Hartstonge Street, w ciepłym, wygodnympokoju, z toaletą na końcu korytarza jak w Brooklynie, w pokoju bez pcheł i bez wilgoci,która zabija.Chce się tam wprowadzić, bo jest to na tej samej ulicy co szkoła powszechna,więc Malachy i ja będziemy mogli przychodzić do domu w porze obiadowej, czyli wpołudnie, na herbatę i kromkę podsmażonego chleba.W czwartek mama idzie za tatą do biura pośrednictwa pracy.Kroczy tuż za nim, a kiedymężczyzna w okienku posuwa pieniądze w stronę ojca, przejmuje je mama.Inni mężczyznipobierający zasiłek trącają się i uśmiechają pod nosem.Tata jest zhańbiony, ponieważ kobietanigdy nie powinna się wtrącać do zasiłku bezrobotnego mężczyzny.Może będzie chciałpostawić sześć pensów na konia albo wypić kufelek; gdyby wszystkie kobiety zaczęłypostępować tak jak mama, konie przestałyby się ścigać, a browar Guinnessa by zbankrutował.Ale teraz pieniądze są w rękach mamy, więc przenosimy się na Hartstonge Street.Potemmama niesie na ręku Eugene a, a my idziemy za nią do Leamy s National School.PanScallan, kierownik, oznajmia, że mamy przyjść w poniedziałek z zeszytem, ołówkiem ipiórem z dobrą stalówką.Nie możemy przychodzić do szkoły ze świerzbem ani z wszami,zawsze mamy porządnie wycierać nosy, nie w rękaw, tylko w chusteczkę albo czystąszmatkę.Nie wolno smarkać na podłogę, bo tak roznoszą się suchoty.Pyta nas, czy jesteśmygrzeczni, a kiedy odpowiadamy, że tak, wykrzykuje: Dobry Boże! A to co? Jacyś jankesi czy jak?Mama opowiada mu o Margaret i Oliverze, a on na to: Boże w niebiosach, wielkie jest cierpienie na tym świecie! W każdym razie tenmniejszy, Malachy, pójdzie do klasy zerowej, a brat do pierwszej.Będą w jednej sali, ujednego nauczyciela.Zatem do poniedziałku rano, punktualnie o dziewiątej.Chłopcy w szkole chcą wiedzieć, dlaczego mówimy z takim dziwnym akcentem.Jankesiczy co? A kiedy tłumaczymy im, że przyjechaliśmy z Ameryki, pytają, czy jesteśmygangsterami, czy kowbojami.Duży chłopak przytyka swoją twarz do mojej. Pytałem o coś: gangsterzy czy kowboje?Mówię, że nie wiem, a kiedy dzga mnie palcem w pierś, wtrąca się Malachy: Ja jestem gangsterem, Frank kowbojem. Twój młodszy brat jest sprytny, a ty jesteś tępy jankes oświadcza duży chłopak.Stojący obok chłopcy są bardzo podnieceni. Przyłóż mu, przyłóż! wrzeszczą, a onpopycha mnie tak mocno, że upadam.Chcą krzyknąć, ale ogarnia mnie ciemność jak wtedy zFreddiem Leibowitzem, więc rzucam się na niego, kopię i okładam.Przewracam go i próbujęzłapać za włosy, żeby trzasnąć go głową o ziemię, lecz w tym momencie czuję ostre ukłuciew łydkach i ktoś mnie odciąga.Nauczyciel, pan Benson, trzyma mnie za ucho i okłada po nogach. Ty mały chuliganie! krzyczy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]