[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potem na krużganku ukazały się dwie postacie, Arcybiskup i hrabia, którzy zuroczystą powolnością zeszli schodami na dół, gdzie już czekały: na pierwszego  obszernakolasa, zaprzężona w osiem koni, a na drugiego wspaniały rumak w bogatym czapraku, zwstęgami i piórami niczym na turniej.Rozległ się drugi sygnał i natychmiast wszystko sięruszyło: konie przebierały kopytami, koła zaczęły się obracać, bryki przemieszczać, i kurcząc się,i wyciągając niby wieloczłonowy wąż wszystko to, a także długa kolasa Arcybiskupa, popełzłopociągając mnie ze sobą za bramę zamku.Kiedy przejechaliśmy przez zwodzony most, którywyraznie ugiął się pod takim ciężarem, rozlaliśmy się szeroką ławą po tej samej drodze, którądwa tygodnie temu przybyłem do zamku, i podjąłem na nowo przerwaną podróż, lecz wwarunkach odmienionych jakby przez czarownika Argaila, albowiem zamiast doktora i jegoprzyjaciela było teraz ze mną całe hałaśliwe i świetne towarzystwo.Wyjechawszy wreszcie w pole, odczuwałem prawdziwie dziecięcą uciechę:wdychałem łagodne wiosenne powietrze niczym cudowny balsam, lubowałem się wielobarwnązielenią dalekich lasów i łąk, łowiłem na twarz, na szyję, na pierś ciepłe promienie słońca iradowałem się jak zwierzę, które zbudziło się z zimowego snu.Bez bólu w sercu wspominałemw owym czasie także Renatę, u której boku zaledwie osiem miesięcy temu jechałem przez takiesame pustynne pola, i Renata wydawała mi się już daleka i zapomniana, i nawet jakoś sam siędziwiłem, przypominając sobie tę otchłań głuchej rozpaczy, w którą wpadłem po rozłące z nią, i147 niedawne jeszcze moje łzy na krużganku zamkowym.Chciało mi się ni to śpiewać, ni toswawolić jak uczniakowi, który wyrwał się za miasto na swobodę, ni to wyzwać kogoś napojedynek i walczyć uderzając szpadą o szpadę, kiedy od ścierających się kling sypią się nagleniebieskawe iskry.W tak dziarskim nastroju byłem przez cały dzień i dopiero pod wieczór nastrój ten zastąpiłoznużenie, przeważnie z tego powodu, że jechaliśmy nader wolno, z licznymi postojami dlawypoczynku i posiłków.Dopiero o zmierzchu dotarliśmy wreszcie do celu całej podróży klasztoru Zwiętego Ulfa, chociaż z zamku Wellen dobry jezdziec mógł był dojechać do niegoraptem w dwie lub dwie i pół godziny.Kiedy przede mną ukazało się czworokątne ogrodzenieklasztoru, niczym rycerski zamek otoczonego fosą, nie pomyślałem o niczym innym jak tylko otym, że bliski jest już nocleg i żaden proroczy niepokój nie uprzedził mnie, co mnie za tymimurami czeka.Nieuważnie wysłuchałem objaśnień jednego z mnichów, że klasztor założonyzostał trzy stulecia temu przez świętą Elżbietę [223], rywalizującą ze świętą Klarą, że w jegozakrystii przechowuje się jedyne w swoim rodzaju świętości, jak na przykład kawałek materii,którą przepasane były biodra Zbawiciela na krzyżu, i w żaden sposób nie mogło mi przyjść namyśl, że dusza moja będzie na wieki przykuta do tego klasztoru nie rdzewiejącymi łańcuchamiwspomnień.Ponieważ umyślni i tu uprzedzili o przybliżaniu się Arcybiskupa, to już przed naszymprzyjazdem wszystko gotowe było, by goście mogli wygodnie spędzić noc.Sam Arcybiskup ikilku jego zaufanych dworzan przejechało prosto do klasztoru; dla większości osób opróżnionebyły i uprzątnięte domki pobliskiej wsi Altdorf, a dla hrabiego Adalberta nasi ludzie, niczym wobozie wojskowym, zabrali się zaraz do rozbijania namiotu podróżnego.W kilku miejscachzapalono duże beczki smoły, tak że dokoła było dziwnie jasno, a czarne postacie ludzi i koni,poruszające się w tym niespokojnym świetle, wydawały się potwornymi zjawami rodem z piekła,które wybrały się do czarodziejskiej doliny.Kiedy po spełnieniu różnych poruczeń odszukałem namiot hrabiego, hrabia już tam był iwypoczywał leżąc na niedzwiedziej skórze, którą dla niego rozesłano.Widząc mnie spytał: No i co, Ruprechcie, nie zmęczyła cię ta wyprawa?Odrzekłem, że jestem na tyle lancknechtem, na ile humanistą, i że gdyby wszystkie wyprawyodbywały się z takimi wygodami jak ta, nie byłoby przyjemniejszego rzemiosła nad wojskowe.Hrabia polecił, bym zawsze miał w pogotowiu inkaust i pióra, jeśli na podobieństwo JuliuszaCezara przyjdzie mu do głowy dyktować w czasie drogi, lecz zamiast pracy wolał wszcząćrozmowę o okolicznościach naszej podróży i w toku tej rozmowy powiedział mi między innymi: Nawiasem mówiąc, Ruprechcie, będzie cię to interesowało, lubisz bowiem wszystko, co tyczysię Diabła i wszelkiej magii.Czy wiesz, jaka herezja objawiła się w tym klasztorze, do któregotak tłumnie przyjechaliśmy? Mnie samemu dopiero co o tym opowiedziano.Sprawa polega natym, że do klasztoru wstąpiła jakaś nowa siostra, z którą nieodłącznie przebywa ni to anioł, ni todemon.Jedne spośród sióstr wielbią ją jak świętą, inne zaś przeklinają jako opętaną isojuszniczkę Diabła.Cały klasztor podzielił się na dwa stronnictwa, niczym niebieskich izielonych w Bizancjum, i w sporze udział bierze cała prowincja, rycerze z pobliskich zamków,chłopi z pobliskich wiosek, księża i mnisi.Ksieni straciła wszelką nadzieję, że upora się zzamętem, i oto teraz Arcybiskup i my mamy rozstrzygnąć, kto tu działa: anioł czy demon? Czyteż po prostu powszechna ciemnota.Dopiero kiedy usłyszałem tę wiadomość, sercem mym wstrząsnęło pierwsze przeczucie ipodobnie jak gęsty dym spowija przedmioty, duszę mą natychmiast spowił niepokój.Ze słówhrabiego powiało na mnie czymś znajomym i wydało mi się, jakbym już kiedyś słyszał o tejsiostrze, z którą nieodstępnie przebywa ni to anioł, ni to demon.Zamierającym głosem spytałem,148 czy nie wymieniono imienia tej nowej mniszki, z której przybyciem zaczęły się w klasztorze owecuda.Hrabia pomyślał chwilę i odpowiedział: Przypomniałem sobie: zwie się Maria.Odpowiedz ta na pozór mnie uspokoiła, ale gdzieś w głębi duszy nadal nurtowała mnie ukrytatrwoga.Zasypiając na rozłożonym płaszczu, nie mogłem odegnać wspomnień o dniu, kiedy wwiejskiej gospodzie zbudził mnie dobiegający z sąsiedniego pokoju błagalny głos kobiety.Argumentami rozumu usiłowałem doprowadzić się do opamiętania i udowodnić samemu sobie,że wokół nikogo nie ma prócz mnichów i żołnierzy, lecz wciąż, nawet kiedy zapadłem wpierwszy sen, wydawało mi się, że zaraz usłyszę zew Renaty.I we śnie obraz jej był znów ze mną, tak żywy i realny, jak nigdy nie sprowadzał go do mnie bógmarzeń sennych.Przeczucia mnie nie zwiodły, gdyż nazajutrz miałem znów ujrzeć tę, którą uważałem już zabezpowrotnie utraconą.149 ROZDZIAA CZTERNASTY - O tym, jak w klasztorze ZwiętegoUlfa Arcybiskup przy pomocy egzorcyzmów walczył z demonami.Ranek następnego dnia był jasny, słoneczny, więc wcześnie wyszedłem w pole, siadłem napagórku opuszczającym się ku małej rzeczce oddzielającej nasz obóz od klasztoru i zacząłem musię uważnie przyglądać.Był to całkiem zwykły klasztor, jakich wiele dawniej wznoszono nietroszcząc się bynajmniej o urodę budowli, otoczony grubymi murami, zamykający mi w swymkwadracie niewyszukane budynki, w których mieściły się cele, i jedną świątynię o pierwotniestrzelistej architekturze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed