[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Doszła do wniosku, że Philippe zastanawia się, wjaki sposób dać jej do zrozumienia, aby spakowała walizki iwróciła do domu.Przekonał się, że w łóżku wcale nie jest doniczego, więc na pewno planuje ślub z kobietą godną dzielićjego tytuł i tron.Być może ta jego Brianne Hutton wcale nie jestszczęśliwą mężatką? Kto wie, czy myśli Philippe'a nie idą wtamtym kierunku? Wyobraziła sobie piękną blondynkęprzytuloną do jego potężnego ciała.Odłożyła delikatnypasztecik, ponieważ ostatnie kęsy rosły jej w ustach.Naglestraciła apetyt.Z roztargnieniem sączyła szampana, zwanego przez Leilę  musującą lemoniadą.Otrząsnęła się z zamyślenia,gdy Philippe kazał służbie zabrać naczynia i resztki potraw.Dodał kilka niezrozumiałych dla niej słów, których sens pojęładopiero, gdy jego poddani starannie zasunęli wejście donamiotu i odeszli.W sypialni zrobiło się zupełnie cicho.Wstał, w milczeniuopuścił wiszącą lampę, zdusił płomień i znów umocował ją podsufitem.Pochylił się nad Gretchen i pomógł jej wstać, a potemzaprowadził do swojej sypialni po drugiej stronie namiotu.Serce biło jej bardzo mocno, gdy poczuła, że szuka brzegugalabii, unosi ją wolno i zdejmuje przez głowę.Pod fałdzistąszatą nie miała bielizny.Jego dłonie natychmiast to odkryły.Przesunął nimi po obnażonej skórze, wdychając delikatną wońperfumowanego wonnościami talku, którym Leila wraz z innymkobietami natarła ją po kąpieli.- Jakbym dotykał ciepłego jedwabiu - mruknął,przyciągając Gretchen do siebie.Pochylił głowę i całował jąwolno, czule, łagodnie.- Tęskniłem za tobą, ale boję się, żejeszcze nie doszłaś do siebie.To był przecież twój pierwszy raz.- Wszystko w porządku.- Objęła go ramionami za szyję.Nie mówiła całej prawdy, ale nie chciała go zniechęcać, a pozatym sama pragnęła kolejnego zbliżenia.- Chwileczkę.- Odsunął się na moment.Usłyszała szelesttkaniny ocierającej się o skórę.Gdy Philippe znowu wziął ją w ramiona, oboje byli nadzy. Westchnęła i przytuliła się, czerpiąc siłę i otuchę z jegobliskości.Przesunął dłońmi po jej plecach i biodrach,przyciągnął ją do siebie jeszcze mocniej i poczuł, że budzi się wnim dobrze znana moc.Uradowany wybuchnął śmiechem,ponieważ dopiero teraz upewnił się, że na dobre odzyskałupragnioną męskość.Gretchen objęła go ramionami i z zapałemoddawała pocałunki.Gdy razem osunęli się na posłanie, uczyłją cierpliwie, jak przedłużać cudowne pieszczoty i rozpalaćwolno płomień pożądania.Zapomniał się na moment i próbowałod razu w nią wejść, ale opamiętanie przyszło w samą porę.Pocałował jej zaciśnięte powieki i przytulił żonę czule.- Trzeba pamiętać, że na początku mogą być trudności -mruknął zagadkowo i zaśmiał się cicho.- Przecież brak cidoświadczenia.- Jakie trudności? - spytała niepewnie.- Mniejsza z tym - odparł, zachęcając ją bez słów, żebyrozsunęła długie nogi.Ocierał się o nią prowokująco, ażwreszcie Gretchen, zniecierpliwiona tą zwodniczą taktyką,uniosła biodra.- Muszę być cierpliwy.Otóż to.Tym razem kochali się bez pośpiechu, śmiało eks-perymentując i szukając nowych dróg do najwyższej rozkoszy.Gretchen zaskoczyła samą siebie, gdy w miłosnym szale ugryzłago w ramię.Zachwycony jej śmiałością, wybuchnął głośnymśmiechem.Zachwyceni i oszołomieni bogactwem doznań,szczytowali razem.Gdy odpoczywali, całowała ugryzione wcześniej ramię, jakby czułe dotknięcie warg i języka mogłousunąć pulsujący ślad jej zębów.- Ugryzłaś mnie.Czułem - szepnął i pocałował ją w usta.-Ja również to zrobiłem, wiesz?- Tak.Czy takie zachowanie jest normalne? - spytała zociąganiem.- Oczywiście, pod warunkiem, że nam obojgu sprawiaprzyjemność - odparł, całując jej przymknięte powieki.Podwpływem tej delikatnej pieszczoty przeszył ją znów cudownydreszcz rozkoszy.Jęknęła głośno.- Nie ma końca.- szepnęła z trudem.- To niezwykły stan - odparł, a gdy ponownie zadrżała,roześmiał się cicho.- Teraz wystarczy poruszyć się lekko i znówczujemy się jak w niebie.- Westchnął spazmatycznie.- Jestemsamolubny i chciałbym przeciągnąć tę noc w nieskończoność,ale ty będziesz potem cierpiała, więc trzeba powiedzieć sobie:dość.- Pocałował ją znowu i odsunął się.Czuł, że w tymmomencie skrzywiła się lekko.Przez moment leżał na plecach iprzeciągał się leniwie.Było zupełnie ciemno, więc go nie widziała.Usłyszałatylko szelest wkładanej szaty.Szkoda, że nie mogą odpoczywaćnadzy i spleceni ciasnym uściskiem, ale Philippe nie potrafiłzapomnieć o swoich bliznach, a Gretchen przyjęła to dowiadomości.Podał jej liliową galabiję, pomógł się ubrać igestem zachęcił, żeby wstała.Wziął ją na ręce i zaniósł do sąsiedniej sypialni, położył na posłaniu i ukląkł obok niej.Wprzyćmionym świetle lampy zapalonej na zewnątrz namiotuprzyglądał się uważnie jej twarzy.- Dlaczego nie możemy spać razem przez całą noc?- Mam koszmary - odparł, dotykając jasnych włosów.-Przy mnie nie zmrużyłabyś oka.- Jesteś moim mężem - zaczęła, ale przerwał jejpospiesznie:- Tylko w Qawi - przypomniał rzeczowo i zerwał się narówne nogi.- Musimy zmienić plany.Rano wyruszymy w drogępowrotną do pałacu.Brianne będzie lam czekać.Muszę sięupewnić, że nic jej nie grozi i wzmocnić straże.Przylatujewcześniej, niż oczekiwałem.- Co z Brauerem? - wypytywała zaniepokojona.- Zbombardowaliśmy jego kwaterę.Stracił wielu ludzi iprawie cały sprzęt.Nawet gdyby chciał znów narobićzamieszania na granicy, brak mu teraz sił i środków.Musizgromadzić pieniądze i zebrać nowy oddział.Na razie możemyczuć się względnie bezpieczni.Mój stryj jest w areszciedomowym, a jego protegowani siedzą w więzieniu.- Kazałeś ich zamknąć?- Tak.Staną przed sądem.To samo czeka mego stryja,jeśli znów popełni błąd.- Pomyślałeś o wszystkim.A ja sądziłam, że trzeba cięchronić - powiedziała, układając się wygodnie na miękkim posłaniu.- Kto wie, może tak jest w istocie? - mruknął cicho.-Jestem pod twoim urokiem.Nie mam pewności, czy dobrze natym wyjdę.- O czym ty mówisz? Jaki urok?- Kiedy trzymam cię w ramionach, tracę rozum i nie wiem,co się ze mną dzieje - odparł szczerze.- Nie po to cię tutajprzywiozłem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed