[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czuł, jak wściekłość w nim słabnie i przemienia się w radość zcudzej krzywdy.Gorzki śmiech dobiegł z jego gardła i wzbudził nagłyniepokój służącego.- Czy aby na pewno czujesz się dobrze, milordzie? - zapytałzatroskany.- Czy może powinienem wezwać medyka?- Nie potrzebuję żadnego medyka - zapewnił Malcolm i znówodwrócił się ku swemu poddanemu.Z jego oblicza zniknęło gniewne zaczerwienienie, a twarz znówstała się blada i przybrała pokazową niewzruszoną minę, która w żadensposób nie pozwalała rozpoznać, co działo się w jego głowie.- W rzeczy samej moja matka z żalem usłyszy nowinę, że weselemusi zostać odwołane.O ile wiem, goście zostali już zaproszeni.-W takim razie.Chcesz, panie, pozwolić, by lady odjechała?- Oczywiście.Czy naprawdę sądzisz, że poślubiłbym kobietę,która nie potrafi okazać mi szacunku? Którą muszę ścigać, by niczymtrofeum zawlec przed ślubny ołtarz? Tak bardzo się nie poniżę.- Masz rację, milordzie - odparł służący i ukłonił się głęboko,najwyrazniej odczuwając ulgę, że gniew jego pana zniknął.Razy wymierzane kijem na grzbiecie tych, którzy przynosiliniechciane wiadomości, nie były rzadkością na zamku Ruthven.- Zostaw mnie teraz samego - polecił Malcolm i odczekał, ażsłużący oddali się i zamknie za sobą drzwi.Potem podszedł do biurka, usiadł i sięgnął po papier oraz gęsie pióro.Fakt, że nie chciał już poślubić Mary Egton, nie oznaczał wcale,że zamierza pogodzić się z upokorzeniem, jakie przeżył z jej powodu.Jego niesłowna narzeczona powinna zostać ukarana.Pozostawałojedynie pytanie, dokąd zamierzała uciec, lecz tę zagadkę wcalenietrudno było rozwiązać.Było oczywiste, że będzie starała się uciec jak najdalej odRuthven.Nie mogła jednak powrócić do Egton, ponieważ wiarołomnanarzeczona oznaczała dla rodziny zniewagę i haiibę, a zatem musiałaszukać schronienia u osób trzecich.Wedle tego, czego Malcolmdowiedział się od niej w trakcie nieznośnie nudnych rozmów,nietrudno było zgadnąć, któż mógł być tą osobą.Lord Ruthven roześmiał się cicho.Ironia losu była w tymprzypadku osobliwa.Tak więc wszystko pasowało do siebie.Mary Egton odważyła się na ucieczkę.Na ucieczkę od nieczułego narzeczonego, który traktował jąjedynie jako środek do osiągnięcia celu, jakim było zaspokojeniechciwości i żądzy.Na ucieczkę od bezdusznej teściowej o kamiennymsercu, która usiłowała zdusić w niej każdą iskierkę życia i przemienićw bezwolną marionetkę.Na ucieczkę ze świata, który ją osaczył i który odbierał jejswobodę oddychania.Nie pozostało jej wiele czasu, by przemyśleć to postanowienie.Wykorzystała sposobność, dopóki się nadarzała.Gdyby Malcolm i jegomatka przeczuli, że po głowie Mary chodzą myśli o ucieczce,uczyniliby wszystko, by temu przeszkodzić.Mary pozostało zaledwie kilka godzin, żeby zaplanować toprzedsięwzięcie.Po zapadnięciu zmroku opuściła komnatę i zeszła dokuchni czeladnej, gdzie czekali już na nią Sean, pomocnik kowala, ijego przyjaciele.Jeden z parobków stajennych wykradł dla niej rumaka ze stajni.Jedna z pokojówek przygotowała zielony strój myśliwski, który miałją chronić zarówno przed pogodą, jak i przed ciekawskimispojrzeniami, natomiast jedna z dziewcząt kuchennych przygotowałakosz z prowiantem.Sean pomógł jej osiodłać i okiełznać konia.Potem przeprowadziłją obok straży i szpiegów Ruthvenów poza mury zamku.Wąskimtylnym wyjściem wybitym w warownym murze Mary opuściła zamekniczym złodziejka pod osłoną ciemności.Po raz pierwszy odkąd przybyła do Ruthven, Mary była wdzięcznaza mgłę, która uporczywie zalegała nad wzgórzami i chroniła ją przedniepożądanymi spojrzeniami.Raz jeszcze odwróciła się za siebie, bypopatrzeć na wieżę i mury spowite mlecznym welonem, i przez krótkimoment znów odniosła wrażenie, że na wysokim balkonie stoi ciemnapostać, dokładnie tak jak tego dnia, kiedy tutaj przybyła.Marywydawało się nawet, iż ta postać pomachała jej.W następnymmomencie postać zniknęła jednak we mgle, a Mary sama już niewiedziała, czy rzeczywiście to widziała, czy też było to tylkozłudzenie.Młoda kobieta chwyciła mocniej cugle i poprowadziła konia w górękamienistą ścieżką.Chciała uniknąć głównego traktu, gdyż tamwłaśnie zaczną jej szukać.Sean wyjaśnił jej dokładnie drogę doDarloe, najbliższej wioski.Szlak ten wiódł wąwozem aż do podnóżawzgórz.Tam gdzie ścieżka przecinała trakt, który prowadził zmiejscowości Cults, Mary powinna ruszyć dalej wzdłuż rzeki i tymsposobem miała dostać się do wioski.Tamtejszy kowal był bratemmistrza Seana i miał jej zapewnić schronienie na noc.W gęstej mgle koń posuwał się powoli.Ostrożnie stawiał kopytoza kopytem, podczas gdy mleczna powłoka stawała się coraz gęstsza.Zimno przenikało przez opończę Mary i sprawiło, że zaczęła drżeć.Wemgle odgłos końskich kopyt brzmiał osobliwie głucho.Poza tym niedało się słyszeć świergotu ptaków ani szumu wiatru.Można byłoodnieść wrażenie, że czas zatrzymał się w miejscu.Mary poczuła, jakogarnia ją trwoga.Co jakiś czas oglądała się za siebie, upewniając się, czy nikt za niąnie jedzie.Co chwilę wzdrygała się, gdy dostrzegała liczne ogromnekształty, lecz szybko okazywało się, że są to rosnące wzdłuż ścieżki,pozbawione liści drzewa, których obrys za sprawą mgły stawał sięniewyrazny i dziwaczny.Mimo to Mary nie mogła się uspokoić.Miała duszę na ramieniu, ana jej czoło wystąpiły krople zimnego potu.Wciąż jeszcze obawiałasię, że zostanie pojmana.Gdyby sprowadzono ją z powrotem do Ruth-ven, wtedy nie mogłaby być pewna, że pozostanie przy życiu.Zdrugiej natomiast strony nie mogła wrócić do swej rodziny w Egton
[ Pobierz całość w formacie PDF ]