[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Obszar rażony energiąprzewyższającą nawet wybuch jądrowy zostanie po prostuunicestwiony, zniknie podczas potwornej eksplozji i przekształci się wczystą energię.Ta broń nie powoduje żadnego opadupromieniotwórczego, działa z chirurgiczną precyzją i szybkościąświatła.Może zamienić w parę wyrzutnie nuklearne z ich głowicamibojowymi, zanim w ogóle zdąży się je odpalić i użyć do zaatakowaniamiast przeciwnika czy nieprzyjacielskich armii.Ta najdoskonalsza zmożliwych ofensywnych i defensywnych broni odeśle uzbrojenieatomowe do muzeów, gdzie przechowuje się łuki i strzały.Zarówno Stany Zjednoczone, jak i Rosja od lat usiłująudoskonalić ten rodzaj broni.Jednakże obydwa kraje zmagają się z tymsamym problemem: atmosferą.Wprawdzie skonstruowane jużprototypy sprawdzają się doskonale w przestrzeni kosmicznej, leczcałkowicie zawodzą w ziemskiej atmosferze.Poruszające się zolbrzymią prędkością cząsteczki promieniowania, zderzają się zmolekułami znajdującymi się w powietrzu i rozpraszają swą energię wgigantycznych wyładowaniach burzowych o ograniczonej mocy izasięgu.- Leonardo rozwiązał kwestię udoskonalenia tej broni w trakcieswych badań nad fenomenem błyskawic - ciągnął mnich.- W zbiorzeszkiców zawarł ideę wykorzystania powierzchni ziemi jako olbrzymiejnaładowanej elektrody, zdolnej zarówno przyciągać, jak też odpychaćwiązki cząstek.Wynalazł dwufazowy strumień cząstek -jego pierwszaczęść wypala w powietrzu tunel, którym kilka sekund pózniejprzemieszcza się druga część.Lecz jego prawdziwy geniusz objawił sięw koncepcji uczynienia celu elektrodą.On.- Grzegorz urwał i wydałgłęboki, gardłowy okrzyk bólu.Vance obawiał się, że nie wydobędzie już z niego więcejinformacji.Tylko czego jeszcze miałby się dowiedzieć? Drżącą rękąuniósł rewolwer.Stawką było teraz coś znacznie więcej niż jedynieżycie Harrisona Kingsbury'ego.To niewiarygodne, pomyślał, stając zaplecami mnicha i przyciskając lufę pistoletu do jego potylicy.Leonardouczyni wkrótce dla dwudziestego pierwszego wieku to samo, co ponadsto lat temu zrobił dla Kruppa.I wszystko to jest dziełem człowieka,który uważał wojnę za najbardziej bestialskie szaleństwo.Co pomyślałby da Vinci, gdyby mógł wejść teraz do tego pokoju?zastanawiał się.Czy właśnie tego spodziewał się po rodzaju ludzkim?Brodzenia po kolana we krwi swych współbraci, czynówdokonywanych wyłącznie pod wpływem najniższych impulsów izwierzęcych instynktów? Czy może znalazłby coś wykraczającegopoza tę realność? Czy był artystą dlatego, że potrafił pośród tej od-rażającej i krwawej rzeczywistości odnalezć transcendentne piękno?Suzanne odwróciła się i zatkała sobie palcami uszy.Co byśpomyślał, Leonardo? Vance zawahał się chwilę, po czym pociągnął zaspust.Rozdział 22Czerwone lamborghini stało zaparkowane dwoma kołami nachodniku wąskiej ulicy tuż przy Piazza Garibaldi, niedaleko Ponte diMezzo - środkowego mostu zabytkowej dzielnicy Pizy.Odnalezieniedomu nie sprawiło im kłopotu.Znalezliby go z łatwością nawet bezszczegółowych instrukcji brata Grzegorza.Wczesnym rankiem znużeni Vance i Suzanne opadli na tylnesiedzenie ciasnej taksówki fiat i zaczerwienionymi z niewyspaniaoczami przyglądali się czerwonemu samochodowi i drzwiomwejściowym domu Kimballa.Fiat stał w pobliżu skupiska pojazdówzaparkowanych bezładnie przed zamkniętymi żaluzjami jakiejś restau-racji.Mogli z niego dokładnie obserwować wóz Kimballa i frontowedrzwi, odlegle o dwadzieścia metrów.Erikson spojrzał na zegarek: była6:11.Pomyślał tęsknie, co on i Suzanne robili zaledwie dwadzieściacztery godziny temu.Lecz nim zdołał zanurzyć się w miłych wspo-mnieniach, osaczyły go obrazy wypadków minionego dnia.Zabójstwa, pościgi, brutalna masakra w Santuario di San Luca -wszystko to stanęło mu znów przed oczami.Oderwali wczoraj zmotocykla światła policyjne, zamazali brudną ziemią oznakowania ipojechali nim na południe, unikając głównych autostrad i zostawiającza sobą Bolonię i zwłoki brata Grzegorza.Podróżowali wzgórzami wkierunku Florencji, lecz ominęli to wspaniałe renesansowe miasto odzachodu, wybierając drogę przez położone na wzgórzach miasteczkaRioveggio, Vernio oraz tuzin innych skupionych przy drodze osad zestarymi kamiennymi domostwami, których nazw nie było na żadnychmapach.Około jedenastej wieczorem porzucili motocykl w gęstychzaroślach na obrzeżach Pistoi i weszli do miasta, skąd autobusempojechali do Empoli, stamtąd zaś pociągiem do Pizy.O 4:39 ranowjechali wreszcie na dworzec centralny.Obudzili śpiącego wsamochodzie taksówkarza i uzgodnili opłatę za całodzienny kurs.Do5:30 odnalezli mieszkanie Kimballa i przyczaili się przed domem,czekając na jego następny ruch.O świcie piazza i prowadzące do niejulice zaludniły się.Zjawili się sprzedawcy, by spłukać chodniki przedswymi sklepikami i odebrać towary od dostawców.Robotnicy,wracający z nocnej zmiany w zakładach włókienniczych lub fabrykachszkła, wlekli się powoli do domów, by się trochę przespać.Gdy wstałdzień, pojawiło się jeszcze więcej ludzi, dzięki czemu Suzanne iErikson mniej rzucali się w oczy i mogli łatwiej uniknąć przenikliwegowzroku Elliotta Kimballa.Vance potarł dłońmi twarz, potrząsnął głowąi zamrugał.Suzanne drzemała oparta o jego ramię.Postanowił jejjeszcze nie budzić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]