[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czy to nie miło? To bardzo miły człowiek, wiesz, i dotego hojny.To mi o czymś przypomina: mam nadzieję, ze odniesiesz sukces, i toszybko.Uważam, że jesteś wspaniałym, bohaterskim mężczyzną, Ral-phie, wiesz, że tak uważam, ałe nie chcę, żeby cię tak długo nie było.Wogóle mi się to nie podoba i myślę, że jeśli będzie jeszcze więcej tychekspedycji po naszym ślubie, to albo pojadę z tobą, albo będę czekałatylko w Trilipush Hall z tłumem przyjaciół i służby, albo w hotelu w Pa-ryżu.Boston jest strasznie nudny.Jesteś paskudny, że zostawiłeś mnie natak długo samą.Tata jest nudziarzem.Ingę jest grubą nudziarą.Co jamam tutaj robić, kiedy ty masz wspaniałe przygody? Wiem, że towszystko jest dla nas" i że kiedy wrócisz, przywieziesz ze sobą nasząprzyszłość, wiem.Ale mimo to.Na pasku taty i Ingę czuję się jak maładziewczynka.Wiem, że chcą tylko tego, co dla mnie najlepsze, aleznaczy to leż, że n u d z ą mnie do łez.m.Poniedziałek, 6 listopada 1922 r.Zapłaciłem ludziom za tydzień i odesłałem ich do domu.Nie jestem wstanie pracować.środa, 8 listopada 1922 r.Wieczór.Trzy dni stracone przez febrę i tak dalej.Wieczorem udaje misię -wstać.W chorobie pociechą były mi koty, zwłaszcza droga Maggie.Po raz pierwszy od niedzieli jem kolację.Po paru dniach niespokojnego,przerywanego mdłościami snu dzisiaj nie mogę oczywiście zasnąć.Ciekaw jestem, coCarter, ta stara, wyschnięta beczka po winie, znalazł u podnóża swoichschodów.Wsiądę na pokład nocnego osła, potruchtam do Doliny, spotkamsię z moim załamanym kolegą na szczycie schodó-w prowadzących dostarożytnego śmietnika i pocieszę go w rozpaczy wywołanej sześcioletnimmarnowaniem dobrych, łatwych pieniędzy Carnarvona.Pózniej: Przebrałem się w miejscowy strój.Zapłaciłem pewnemuchłopcu za przewiezienie mnie łódką na drugi brzeg i po niedługim czasiedotarłem do zalanej światłem księżyca Doliny.Wspiąłem się bocznąścieżką za grobowiec Ramzesa VI, żeby znowu spojrzeć na drogocenneschody.Ale zamiast nich zobaczyłem kilku robotników Cartera, trzymających straż" i śpiących.Ani śladu samego wielkiego odkrywcy.Atam, g d z i e były schody, zobaczyłem kopiec kamieni.Nic więcej.Jeśli były tam kiedykolwiek schody, jeśli upał, samotność, rozczarowanie ifebra nie wywołały u mnie bezsensownej halucynacji, to Carternajwyrazniej p o n o w n i e z a g r z e b a ł sw oj e z n a l e z i s k o.Wymieniłem pa.ręjalaam i pogadałem z robotnikami.Moje przebranie jestbezbłędne.Z tego, co mi powiedzieli, zrozumiałem, że Carter skierowałswoją ekipę do pracy po przeciwnej stronie, do robienia wykopów wokółstarożytnych chat robotników, którzy zbudowali grobowiec Ramzesa VI.Cóż to za człowiek, ten Carter.Co za styl! Wiedząc, ze stoi w obliczuniespotykanej w dziejach egiptologii porażki (znalezienie po sześciu latachpracy schodów prowadzących do pustej dziury) i ze będzie musiał stawićczoło finansującym go przez cały ten czas szlachetnie urodzonymkrezusom z zielonej Anglii, Carter po prostu zasypał to, do czegodoprowadziło go jego szaleństwo, i odwrócił się do tego tyłem.To sięnigdy nie zdarzyło! Wygląda na to, że nasz pan Carter jest oszustem.Człowiek się zastanawia, co jeszcze ukrył w swojej wspaniałej przeszłości.Ruszyłem z powrotem w stronę rzeki, drogą obok jego willi w Gurnie.Okiennice nie były zamknięte, światło księżyca posrebrzało jedną stronębudynku.Mały kawałek Anglii przeniesiony do Egiptu, jego sztalugi iksiążki ustawione w ścisłym porządku w pomieszczeniu, które jest pewniesalonem i gabinetem.Sztalugi stały tyłem do okna, nie mogę się więcwypowiadać o jego malarskich umiejętnościach.Nie sprzątnął zastawy,niewątpliwie pił coś mocnego, by wymazać okropne wspomnienie o tym,ze zakopywał, zamiast odkopywać, zakrywając swoje schody z latdziewięćdziesiątych XIX wieku.Kto oprócz mnie usłyszał, przedwcześnie,o jego triumfie"? Ilu ludziom powiedzieli o tym jego robotnicy? Ach,tak, lord Carter znalazł dziś grobowiec króla Tutenchamona! Dzisiajodkrył schody, a jutro odkryje skarbiec! Powiedz wszystkim krewnym!"Biedny Carter.Nic dziwnego, że komplet do herbaty stoi nie umyty.Tył domu ukazał interesującą scenę, obramowaną pomalowanymi nazielono ramami okna.Carter spał jak człowiek o spokojnym sumieniu, cojest dziwne, chyba że wezmie się pod uwagę miksturę nasenną, którąprawdopodobnie wypił duszkiem, zęby odegnać dręczące go zmartwienia.Jego cienkie okulary leżały złożone na szafce nocnej, na książce, którączytał przed snem, a której okładka była tego samego koloru co Pożądaniei podstęp w starożytnym Egipcie, co by mnie nie zdziwiło, ale nie mogłemdojrzeć tytułu.Sam Carter leżał w białej pościeli, pod moskitierą.Trzymałswoje stare, pomarszczone ręce przy szyi, jak jakiś gryzoń, który zagrzebałsię w norce na długą, ciężką zimę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]