[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tam, gdzie jej miejsce.Przynajmniej na nadchodzącą noc.Po godzinie spędzonej u Lauren, w towarzystwie rozgadanych, nawijających jeszcze szybciej niż zwykle dziewczyn, Sara szturchnęła mnie na znak, żepowinnyśmy już iść.Razem z nami wyszło pięć innych znajomych.Wszystkieswoimi samochodami ruszyły do domu Sary.Tam z kolei słuchałyśmy muzyki, jadłyśmy śmieciowe jedzenie, aż w końcupojawił się temat chłopaków.Wiedziałam, że nie da się tego uniknąć, ale dopókimogłam, starałam się nie uczestniczyć w dyskusji.Nie trwało to jednak zbytdługo.- A jak to jest z tobą i Evanem? - zapytała Casey.- Jesteśmy przyjaciółmi - odpowiedziałam od niechcenia, mając nadzieję, że toim wystarczy.- No coś ty? - zarzuciła mi Veronica.- Przecież on jest na ciebie napalony!- Nie jesteśmy zainteresowani sobą w ten sposób - broniłam się.- Wiesz, że z jego powodu Haley Spencer cię nie znosi? - dodała Jill.- %7łe co? - spytałam z niedowierzaniem.- Ma Mota na jego punkcie i twierdzi, że to przez ciebie Evan nie chce z niąchodzić - wyjaśniła.Parsknęłam śmiechem.- Emmo, czy ty jesteś poważna? - spytała Jaclyn oskarżycielskim tonem.-Przyznaj, że jest cudny, inteligentny, wysportowany.- W zasadzie idealny - podsumowała Casey.- Nie ma ludzi idealnych - odparowałam.- To co z nim jest nie tak? - zaciekawiła się Casey.Spojrzałam na Sarę z nadzieją, że szybko zmieni temat.- Czasami bywa naprawdę nieznośny - wypaliłam, wiedząc, że to im niewystarczy.- A ja myślę, że powinniście być razem - oznajmiła bez ogródek Jill.-Bylibyście wymarzoną parą.Jak Sara i Jason.Spłoniłam się.- A skoro już mowa o Jasonie.- wtrąciłam szybko - Saro, co on dzisiajporabia?Sara skupiła na sobie uwagę dziewczyn, rozwodząc się nad-doskonałościąJasona.Kiedy raczyła je opowieściami o tym, jak to wspaniale być z nim wzwiązku, ja odniosłam wrażenie, że jej zapał nieco ostygł.Nie wiem dokładnie,na czym to polegało, ale coś było nie tak.Dziewczęca wrzawa trwała w najlepsze, ja tymczasem wcisnęłam się w fotel iodcięłam od wszechobecnego zgiełku.Nie mogłam przestać myśleć o Evanie i otym, co dzieje się między nami. 18.Inny wymiarLepiej się pospieszmy - powiedziała Sara, kiedy wyszłyśmy z kina prosto wgasnące z wolna światło dnia.- Mamy tylko dwie godziny, żeby zrobić cię nabóstwo.- Ile czasu to zajmie?- Musisz wziąć prysznic, podgolić się.A! I kupiłam ci więcej tego balsamu.- Balsam mam.Zostało mi jeszcze trochę z pierwszej butelki.A dlaczegowspomniałaś o goleniu?-To teraz będziesz miała jeszcze więcej.Twoja skóra nabierze ślicznegowyglądu.Jest taki delikatny i ślicznie pachnie.- Mnie też się podoba, ale powiedz, o co chodziło z tym goleniem -naciskałam, bo już zaczynała mnie denerwować.- Założysz spódnicę - oznajmiła ostrożnie.- Poważnie? - Nie pamiętałam, kiedy ostatnio miałam na sobie spódnicę.Kiedy to było? Po chwili uświadomiłam sobie, jak mogą wyglądać moje nogi.Pewnie pokrywają je siniaki i zadrapania powstałe podczas meczu.- Spódnicę?- Em, masz wyglądać olśniewająco.Ale nie za bardzo -dodała szybko.-Ostatnią rzeczą, której potrzebujemy, to żeby chciał cię pocałować.- Tuzamilkła na chwilę, przyjrzała mi się i westchnęła.- A to będzie trudniejsze, niżmyślałam.- Już o to nie musisz się martwić - zapewniłam.Kiedy wróciłyśmy do niej, rozpoczęło się wielkie szykowanie.Ja brałamprysznic i się goliłam, Sara tymczasem przerzucała w garderobie chybawszystkie swoje rzeczy.Do samego końca nie zdradziła, co dla mnie wybrała.Czekała, aż będę całkiem gotowa.Potem wysuszyła mi włosy i zakręciła wałkina ciepło.Wpadłam w popłoch, kiedy spojrzałam do lustra i zobaczyłam nagłowie pełno białych, plastikowych rolek.Gdy je ściągnęła, moje włosywyglądały jak sprężynki.Wytrzeszczyłam oczy ze zdumienia.- Saro, nie możesz mnie tak wypuścić - błagałam.- Spokojnie, jeszcze nie skończyłam - zapewniła.Upięła pukle w koński ogon, pozwalając kilku kosmykom opaść na czoło.Zdecydowałam, że dopóki nie skończy, nie będę zerkać do lustra.Zamknęłamwięc oczy, a ona tapirowała, spinała, lakierowała.W końcu podniosłampowieki.Z tyłu głowy sterczał pokazny, wymuskany kok.Wyglądał takkunsztownie, że piękniejszego nie potrafiłam sobie wyobrazić. Sara podała mi najbardziej miękki różowy sweterek, jakiego kiedykolwiekdotykałam.Już w pełni ubrana stanęłam naprzeciw wysokiego lustra izapatrzyłam się w dekolt idealnie dopasowanego sweterka, w subtelnieodsłonięte ramiona, w ciemną, falującą ponad kolanami spódnicę.Wyglądałamklasycznie i stylowo.Podobałam się sobie.Sara zapięła mi cieniutki srebrnyłańcuszek z diamentem, który pobłyskiwał w zagłębieniu pod szyją.Wreszciewręczyła mi parę czarnych szpilek, wysokich na co najmniej siedemcentymetrów.- Szpilki? - skrzywiłam się, oczyma wyobrazni widząc, jak upadam w nich natwarz.- A jak!- Saro, ja się w tym zabiję - jęknęłam.- Nigdy w życiu nie chodziłam natakich obcasach, a to nie jest dobry wieczór na sprawdzanie, jak działa mójzmysł równowagi.- Poradzisz sobie.Po prostu rób małe kroczki.Kiedy ostrożnie kuśtykałam wokół pokoju, moje kostki wyginały się wewszystkie strony z każdym krokiem.Przeniosłyśmy się do innegopomieszczenia, gdzie mogłam swobodniej paradować jak po wybiegu.Powoliprzechadzałam się w jedną i drugą stronę.W ten sposób pokonałam już kilkadługości, kiedy rozległ się dzwonek do drzwi.- Już tu jest? - rzuciłam spanikowanym głosem, a Sara zachichotała.- To nie jest randka, pamiętasz?- Masz rację - odetchnęłam.- To tylko kolacja z jego rodzicami i bandą nadętych staruchów -podsumowała, zanosząc się śmiechem.- Emmo! Saro! - Z dołu dobiegł nas krzyk Anny.- Przyszedł Evan!Na te słowa serce podeszło mi do gardła.- Trzymaj.- Sara podała mi długi, biały, wełniany płaszcz, który sięgał mi dopołowy łydek.Razem z nim wcisnęła mi torbę na ramię, żebym mogła przebraćsię przed imprezą.- Dzięki.- I postaraj się rozluznić.Nie masz się czym przejmować.Odetchnęłam głęboko i ostrożnie zeszłam na dół, ze wszystkich sił starając sięnie upaść.Zdążyłam już znienawidzić buty na obcasach.Było z nimi zbyt dużozachodu.Zwykłe chodzenie nie powinno przysparzać aż tylu kłopotów.Jakbymnie miała większych problemów, na przykład żeby nie wyjść na idiotkę przedtowarzystwem świetnie wykształconych, bogatych łudzi. Evan czekał na dole.Nawet na niego nie spojrzałam, całą uwagę skupiałambowiem na swoich stopach i na tym, żeby nie zlecieć ze schodów.Kiedywreszcie udało mi się podnieść wzrok, zauważyłam jego zarumienione policzki iuśmiech na twarzy.Ten widok na chwilę odebrał mi oddech.- Cześć - przywitałam się.- Cześć - odpowiedział, błyskając uśmiechem.- Cześć, Evan! - krzyknęła Sara, zbiegając ze schodów.- I jak mi poszło?Może być? - zapytała.Wytrzeszczyłam oczy.Miałam ochotę ją zastrzelić za tego typu pytania natemat mojego wyglądu.- Zdecydowanie - odparł wesoło Evan.- Poznałeś już moich rodziców?- Tak, poznałem.- Bawcie się dobrze.- Matka Sary objęła mnie delikatne i ucałowała wpoliczek.- Wyglądasz naprawdę pięknie.- Dziękuję - odpowiedziałam, czerwieniąc się.- Widzimy się u Jake a - zwróciła się do Evana Sara.- Mam twój numer wrazie, gdybyśmy zjawili się tam wcześniej.- Gotowa? - spytał.- Jasne.Pożegnaliśmy się i ruszyliśmy do wyjścia.- Naprawdę pięknie wyglądasz - powiedział Evan, kiedy już siedzieliśmy wsamochodzie.- Dzięki - wymamrotałam.- Nie czujesz się w tym dobrze?- Ani trochę - przyznałam z lekkim chichotem.Evan także się zaśmiał, co rozluzniło atmosferę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed