[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A teraz czy zechcesz łaskawie powiedzieć mi,gdzie znajdowałeś się tego dnia, który tak dobrze pamiętasz?Hatteraick zrozumiał swoją pomyłkę i znowu pogrążył się w zaciętymmilczeniu. Zapisz to, co powiedział zwrócił się Pleydell do protokolanta.W tej chwili drzwi się otwarły i ku wielkiemu zdumieniu większościzebranych wszedł Glossin.Zacny ten jegomość metodąpodsłuchiwania pod drzwiami upewnił się, że jego nazwisko niezostało wymienione w śmiertelnych zeznaniach Meg, co nie byłozapewne skutkiem jej przychylnego doń ustosunkowania, leczopóznienia szczegółowych zeznań i szybkiego zbliżania się śmierci.Uważał więc, że grozić mu mogą tylko szczere zeznania Hatteraicka,a chcąc temu zapobiec, postanowił z całą bezczelnością przyłączyć siędo grona sędziów pokoju i wziąć udział w przesłuchaniu. Będę mógł myślał dać temu łotrowi do zrozumienia, że jegobezpieczeństwo zależy od ukrycia prawdy zarówno o nim, jak i omnie.Poza tym moja obecność będzie dowodem pewności siebie iniewinności.Jeśli muszę stracić majątek, to trudno, ale myślę, że dotego nie dojdzie!"Wszedł i skłonił się nisko sir Robertowi Hazlewoodowi, lecz baronet,któremu świtało już w głowie, że ten plebejski sąsiad użył go jakoswego narzędzia, skinął mu sztywno głową, zażył niuch tabaki izaczął patrzeć w inną stronę. Panie Corsand zwrócił się Glossin do innego towarzysza z ławysędziowskiej najniższy sługa. Sługa, panie Glossin odparł sucho pan Corsand przybierającminę regis ad exemplar*, to znaczy, idąc w ślady baroneta. Panie Mac-Morlan, drogi przyjacielu ciągnął Glossin jakżesię masz? Zawsze do twoich usług. Hm mruknął zacny pan Mac-Morlan, a w tonie jego nie możnabyło wyczuć uznania ani dla komplementu, ani ukłonu przybysza. Pułkowniku Mannering (niski ukłon i skinienie w odpowiedzi) ipanie Pleydell (następny niski ukłon).Nie ośmielałem się żywićnadziei, że będziesz nam mógł pomóc w okresie sesji sądowej.Pleydell zażył niuch tabaki i rzucił na prawnika bystre, sarkastycznespojrzenie. Nauczę go szepnął na boku do Manneringa doceniać stareostrzeżenie: Ne accesseris in consilium antequam voceris*. Lecz może przeszkadzam? zapytał Glossin, którego oczom nieuszedł chłód tego przyjęcia. Czy to śledztwo otwarte? Jeśli o mnie idzie odparł Pleydell jestem bardzo daleki oduważania twego przyjścia, panie, za przeszkodę i powiem nawet, żenigdy jeszcze nie ucieszył mnie tak bardzo twój widok.Sądzę zresztą,że i tak musielibyśmy cię prosić o łaskawe przybycie podczas naszegozebrania. Doskonale wobec tego oświadczył Glossin przysuwając krzesłodo stołu i zaczynając szperać w papierach. W którym punkciejesteśmy? Jak daleko zaszliśmy? Gdzie są poręczenia? Proszę, niech protokolant poda mi tutaj papiery zażądał panPleydell. Mam własny sposób układania dokumentów, panieGlossin, i jeśli ktoś ich dotyka, wszystko mi się potem miesza.Alepózniej będę potrzebował twojej pomocy.Glossin, zmuszony w ten sposób do bezczynności, rzucił ukradkowespojrzenie na Hatteraicka, lecz w jego ponurej twarzy nie mógł nicwyczytać oprócz nienawiści i wściekłości na wszystkich wokoło. Ale, moi panowie zaczął Glossin czy to się godzi zakuwaćtego człowieka w tak ciężkie kajdany, jeśli jest tutaj tylko nawstępnym śledztwie?Był to przyjacielski sygnał dla więznia. Uciekł już raz odparł sucho pan Mac-Morlan, a Glossin umilkłnatychmiast.Poproszono teraz Bertrama, którego, ku zmieszaniu Glossina,wszyscy, nawet sir Robert Hazlewood, powitali bardzo przyjaznie.Opowiedział swoje wspomnienia z dzieciństwa spokojnie ibezstronnie, co dawało najlepsze świadectwo jego uczciwości. Wydaje mi się, że jest to zagadnienie cywilne, a nie kryminalne powiedział Glossin wstając a że musicie panowie zdawać sobiesprawę, jakie skutki na mój stan majątkowy może wywrzeć dowódjego rzekomego pochodzenia, proszę, by mi pozwolono odejść. Nie, mój panie powiedział Pleydell. W żaden sposób niemożemy na to pozwolić.Lecz czemu nazywasz jego pretensjerzekomymi? Nie mam zamiaru siłą wyciągać z ciebie zastrzeżeń, jeślimasz takowe, ale. Panie Pleydell zaczął Glossin pragnę zawsze postępowaćuczciwie i myślę, że mogę całą sprawę od razu wyjaśnić.Ten otomłody człowiek, którego uważam za naturalnego syna nieboszczyka zEllangowan, od paru tygodni włóczy się po okolicy podnajrozmaitszymi nazwiskami, spiskuje z jakąś starą, okropną wariatką,zastrzeloną, jak słyszałem, w niedawnej bijatyce, oraz z innymiCyganami, kotlarzami i ludzmi tego autoramentu, tudzież jakimśolbrzymim i ordynarnym farmerem z Liddesdale, podburzającdzierżawców przeciwko ich panom, co, jak sir Robertowi Hazlewoodwiadomo. Nie przerywam ci, panie Glossin powiedział Pleydell alechciałbym się zapytać, za kogo uważasz tego młodego człowieka? Ja odparł Glossin oraz, jak przypuszczam, ten tutaj obecnypan (tu spojrzał na Hatteraicka) wiemy, że ten młody człowiek jestnaturalnym synem starego Bertrama oraz dziewczyny zwanej JanetLightoheel, która pózniej wyszła za mąż za Hewita, budowniczegostatków, zamieszkałego gdzieś w okolicy Annan.Nazywa się GodfreyBertram Hewit, pod którym to nazwiskiem zaciągnął się na pokładkrólewskiego szkunera celniczego. Tak? zdziwił się pan Pleydell. Ta historia brzmi wcaleprawdopodobnie.Ale nie rozwodząc się nad pewną różnicą w oczach,barwie skóry i tak dalej.proszę, aby zbliżył się tu ten otomłodzieniec.Na to wezwanie wystąpił młody marynarz. Tu oto ciągnął prawnik stoi prawdziwy Szymon Pure* Godfrey Bertram Hewit, który wczoraj w nocy przyjechał z Antiguaprzez Liverpool, mat na linii zachodnioindyjskiej, znajdujący się nanajlepszej drodze zdobycia pewnej pozycji na tym świecie, chociażpojawił się na nim nieco nieregularnie.Podczas gdy sędziowie wypytywali owego młodego człowieka,Pleydell podniósł leżący na stole wśród papierów stary notesHatteraicka.Wymowne spojrzenie przemytnika skłoniłospostrzegawczego jurystę do wniosku, że musi tam być cośinteresującego.Zaczął więc dalej przeglądać papiery, odkładając notesna stół, lecz natychmiast zauważył, że zainteresowanie więzniaochłodło.,,Coś musi jednak tkwić w tym notesie" pomyślałPleydell i zaczął oglądać go od nowa, aż wreszcie po szczegółowymbadaniu spostrzegł, że między wklejką a skórą oprawy jest szparka, zktórej wyciągnął trzy małe skrawki papieru.Zwróciwszy się teraz doGlossina, Pleydell zapytał go, czy brał udział w poszukiwaniach ciałaKennedy'ego i zaginionego dziecka swego patrona w dniu, kiedypopełniono zbrodnię. Nie.to znaczy.tak odparł Glossin, pełen nagle wyrzutówsumienia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]