[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Moja sakiewka jest tak pusta, że nie opłaciłbym nawet swojej drogi doZiemi Zamorskiej, a co dopiero całej drużyny.- Rycerz krzyżowy ma być tylko tęgim wojownikiem - odparł Ludwik cicho.-Bez tego reszta niewiele jest warta.Umiesz walczyć, widziałem.Nie zapominaj okoniach i zbrojach, któreś wygrał w turnieju.Twój muzykant powiada, że masz dompod murami Paryża.Masz zatem jakieś pieniądze.- Ojciec śle trochę, własnych nie mam.195Ucisk w żołądku ostrzegł Rolanda, że zbliża się do skraju przepaści.Jeśli królzapyta, kim jest jego ojciec, albo będzie musiał skłamać, albo wyznać, że jego rodzi-na należy do wrogów Franków.Ale też w prawdzie wybawienie.Jeśli Ludwik dowie się, że jestem banitą, nie bę-dzie przecież chciał mnie koło siebie.Niepokój przerodził się w niemal fizyczny ból.Zastanawiał się, czy może zaufaćkrólowi na tyle, by wyjawić mu prawdę.Jeśli powiem, może mnie wydać w ręce Inkwizycji.Nie, nie jest przecież takim człowiekiem.- Sire, muszę wam coś wyznać.Zdaję się na waszą łaskę.- Czuł się, jak jezdziecgalopujący do niebezpiecznej przeszkody, zdeterminowany, by ją wziąć.Ludwik spojrzał na niego zaskoczony.Nie było już odwrotu.- Nie jestem tym, za którego się podawałem.- Zaciekawiasz mnie.Kimże więc jesteś?- Moje imię jest Roland de Vency, pochodzę z Langwedocji.- Zaczął opowiadaćhistorię swojej rodziny.- Mój ojciec ma zajęcie w kancelarii cesarza.Gdyby wróciłdo Francji, czekałaby go śmierć.Skończył i czekał na reakcję Ludwika.Ramię rwało.Na pobliskiej gałęzi krzy-czała kawka, jakby jemu na pośmiewisko.Ludwik spoglądał na niego uważnie.- Czyś dobrym katolikiem, messire? Wiesz, że otrzymałeś ostatnie sakramenty,kiedyś był chory?- A więc moja dusza jest teraz tak czysta, jak nie była od wielu lat.Nie, nie je-stem heretykiem.Mój ojciec nie walczył przeciw katolikom, jeno za ojczyznę.Ludwik milczał przez dłuższą chwilę.- Muszę cię jeszcze o wiele rzeczy wypytać - rzekł wreszcie.Oparł się o pień potężnego dębu i zapatrzył w błękitne niebo.- A więc twój ojciec jest w służbie u Fryderyka.Nie wiesz nawet, jak bardzochciałbym się zaprzyjaznić z cesarzem.Moja Francja i jego ziemie germańskie todwa największe królestwa w całym chrześcijańskim świecie.Powinniśmy być sobiebraćmi.Ta jego walka z papieżem - jakże mi to nienawistne! Gdybym mógł ich po-godzić.Wszyscy, wszędzie, cierpią od tej wojny i nikt nie myśli o Jerozolimie.196Z wyjątkiem mnie.Twoje związki z cesarzem mogłyby nam być użyteczne, a i mniesprawiłoby radość mieć na swojej służbie syna jednego z naszych dawnych nie-przyjaciół.Da ci to dość pieniędzy, żebyś mógł się wyposażyć na krucjatę.Rolandowi ścisnęło się serce.Piękny dzień stawał się coraz mroczniejszy.- Sire, nie jestem człowiekiem, jakiego wam trzeba.Nie wierzę w krucjaty doZiemi Zwiętej.Nie chcę stawać przeciw Turkowi.- Ale - mówił Ludwik z błyszczącymi oczami - czy nie nosisz imienia po palaty-nie Karola Wielkiego, który poległ w chwale, walcząc z Saracenami?- Sire, wspomnijcie, że Roland zginął, stawając przeciw Arabom, którzy naje-chali Francję.Przysięgam, że jeśli sułtan Egiptu napadnie na ten kraj, będę wśródpierwszych, którzy pójdą na wojnę przeciw niemu.Jeśli będę mógł jeszcze utrzymaćmiecz w ręce.- Jerozolima to nasza ziemia - odparł Ludwik.Należy do świata chrześcijań-skiego.- Sire, muzułmanie na dworze cesarza też mówili, że Jerozolima jest ich świę-tym miastem.- Wierzą w to - spierał się nie zbity z tropu Ludwik - ale się mylą.Islam nie jestprawdziwą religią.Rolanda piekły oczy, czuł ból w skroniach.Za długo jak na pierwszy dzień napowietrzu, pomyślał.- Sire, Jerozolima jest za daleko, byśmy mogli ją utrzymać.O dziwo, Ludwik tylko się roześmiał.- Masz dobrane towarzystwo, moja matka i bracia mówią mi to samo.Z bożąpomocą może odmienię ich myśli.Wierzę, że możemy oswobodzić Jerozolimę, war-ta jest każdego poświecenia.Ból głowy wzmagał się, w piersi narastał głuchy gniew.Ten człowiek jest nie-możliwy.Wykończy mnie tą słodką, pełną cierpliwości determinacją.To jak walczyćz przypływem.Każda następna fala zdaje się taka sama jak poprzednia, aż w końcu,powoli, nieodwracalnie człowiek zostaje przez nie pokonany.- Krucjata zniszczyła moją ojczyznę, zdradziłbym mój lud, przyjmując krzyż.197Ludwik ciągle spoglądał na niego z sympatią.Roland czuł, ze przepadł.- O to właśnie idzie, Rolandzie, nie pojmujesz? Teraz, kiedy wiem, że jesteś sy-nem Langwedocji, muszę, muszę cię przekonać.Krucjata przeciw albigensom - niepowiem, żeby to było zło, ponieważ papież ją ogłosił, a mój dziad i ojciec go poparli,ale teraz trzeba położyć już temu kres.Chcę jednej Francji, połączenia Południa zPółnocą.- Oczy płonęły mu gorączkowo.Uniósł zaciśnięte pięści.- Pomyśl tylko,Lagwedocczycy i Frankowie walczący ramię w ramię o przywrócenie Jerozolimychrześcijaństwu.Bóg tego chce, chce uzdrowienia Francji.Rozpacz ciążyła Rolandowi bardziej niż drewniana konstrukcja na ramieniu.Co mam jeszcze rzec? Czy ja dbam, w czyich rękach będzie Jerozolima? Niech jąsobie sułtan zatrzyma.Powinienem to powiedzieć królowi, niech da mi wreszciespokój.Nie chcę go przecież obrazić, lubię go.Przyjął mnie takiego, jakim jestem, wie że go zwodziłem, że pochodzę z rodzinybanitów.Ludwik przerwał jego rozmyślania.- Widzę, że rozmyślasz nad tym, co powiedziałem.To już dobrze.Umęczyłemcię tą rozmową.Wybacz, czasami się zapominam.Nie powinienem wygłaszać ka-zań, kiedy jeszcze takiś słaby.Jeśli będzie tak dalej rozprawiał, gotów mnie przekonać.Ludwik podniósł się raptownie i wyciągnął ręce do Rolanda, by pomóc muwstać.Rozdzierający ból przeszył całą prawą stronę ciała.Zacisnął zęby, żeby niekrzyczeć w głos.Ludwik podał mu ramię.- Wesprzyj się na mnie.Pójdziemy razem z powrotem.Ból dawał mu wymówkę do milczenia w drodze powrotnej.Wkrótce pojawiło się przed nim solidne, prostopadłościenne królewskie dwo-rzyszcze, zbudowane przez dziada Ludwika, Filipa Augusta.Jego surowość rozbijałatylko lekka wieża kaplicy dobudowana kilka lat temu z rozkazu Ludwika.Król zagadnął go raz jeszcze, dopiero gdy doszli do furty ogrodu.- Jeśli twoja ręka nie pozwoli ci powrócić do życia wojownika, wiele jest prze-cież innych zajęć dla rycerza, który umie pisać i czytać.Znajdziesz u mnie zajęcie,198czy pójdziesz na krucjatę, czy nie.Trzeba mi ludzi twoich zalet, Rolandzie de Vency.W słowach Ludwika tyle było afektu, że Rolandowi zrobiło się ciepło na sercu.Przybył do Francji w poszukiwaniu patrona i oto masz, sam król Francji ofiaro-wuje się wziąć go na służbę, wręcz żąda, żeby przyjął jego propozycję.Prawda, żenie chce go za trubadura, ale czy nie lepiej zająć się czymś poważnym? Zawsze bę-dzie mógł układać pieśni.Nawet król to czyni.Nicoletta przepędza większość czasu z królową Małgorzatą.Służba u króla po-zwoli mu być bliżej niej.Lubi króla.Oto człowiek tak wolny od zbędnej dumy, że gotów niemal nieśćrannego, nieznanego nikomu rycerza-chudopachołka przez swój królewski ogród.Szczery, szczodry, dbały o swój lud.Prawda, kiedy przychodzi do krucjaty, mówi,jakby umysł mu się mącił, ale teraz, kiedy mu się przysłuchał, trochę lepiej pojąłjego zamiary.Jest jak czarodziej, pomyślał Roland z podziwem.Byłem taki pewien, że wiem,czego chcę, a przecież udało mu się odmienić moje zdanie.Kiedy zacznę mu służyć,może i ja będę potrafił nieco go odmienić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]